Synów odchował, na emeryturze czas ma, więc przepłynął Atlantyk. Kajakiem. Teraz wybiera się na Pacyfik. Tylko po co?
Tendencji samobójczych nie mam – zapewniał 64-letni Aleksander Doba przed wypłynięciem kajakiem na Atlantyk. Niewielu mu wierzyło, widząc w perspektywie 3,3 tys. km między Afryką i Ameryką Południową.
Ani Andrzejowi Armińskiemu, właścicielowi stoczni, która dla Doby wybudowała kajak. On usłyszał, że „wysyła człowieka na śmierć". A przecież Armiński był pewien, że dużego niebezpieczeństwa nie ma. Wyprawił już w rejsy dookoła świata kilka kobiet, a kiedy przyszedł Doba, nie wahał się. – Od razu rozpoznałem fachowca, a potem przekonywałem się, że to jeden z największych, a może i największy twardziel na świecie – mówi.
Ani Andrzejowi Armińskiemu, właścicielowi stoczni, która dla Doby wybudowała kajak. On usłyszał, że „wysyła człowieka na śmierć". A przecież Armiński był pewien, że dużego niebezpieczeństwa nie ma. Wyprawił już w rejsy dookoła świata kilka kobiet, a kiedy przyszedł Doba, nie wahał się. – Od razu rozpoznałem fachowca, a potem przekonywałem się, że to jeden z największych, a może i największy twardziel na świecie – mówi.
Więcej możesz przeczytać w 44/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.