Stephen King porzuca horror, ale nie zaskakuje. W powieści „Dallas ’63” powraca do świata prowincjonalnej Ameryki i mierzy się z jednym z najważniejszych mitów swego pokolenia: historią zabójstwa Johna Kennedy’ego. Premiera, równoczesna w kilkudziesięciu krajach świata, 8 listopada.
Latem 2010 r. Chuck Verrill, mieszkający w Nowym Jorku agent literacki, odebrał telefon od swego ulubionego (i najcenniejszego) klienta. – Tym razem chcę napisać coś innego – powiedział głos w słuchawce. – To pomysł, który chodzi mi po głowie od dawna, trafił do szuflady jeszcze przed „Carrie", teraz chcę do niego wrócić. I to nie będzie horror.
Verrill musiał być zdumiony. Nie szło o pieniądze, do tej pory każda, lepsza czy gorsza powieść autorstwa jego najlepszego klienta znajdowała kilka milionów nabywców, tylko kompletna katastrofa mogłaby znacząco zmniejszyć liczoną w procentach prowizję. Chodziło raczej o powody, którymi Stephen King tłumaczył swoją decyzję. – Myślałem o tym, co po mnie zostanie. Chciałbym, żeby ludzie zapamiętali mnie jako powieściopisarza, a nie tylko autora horrorów – powiedział.
Verrill musiał być zdumiony. Nie szło o pieniądze, do tej pory każda, lepsza czy gorsza powieść autorstwa jego najlepszego klienta znajdowała kilka milionów nabywców, tylko kompletna katastrofa mogłaby znacząco zmniejszyć liczoną w procentach prowizję. Chodziło raczej o powody, którymi Stephen King tłumaczył swoją decyzję. – Myślałem o tym, co po mnie zostanie. Chciałbym, żeby ludzie zapamiętali mnie jako powieściopisarza, a nie tylko autora horrorów – powiedział.
Więcej możesz przeczytać w 44/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.