Można bowiem śmiało stwierdzić, że demokracja błędami stoi, błędy są u jej fundamentów. Demokracja tym bowiem różni się od wszystkich innych ustrojów, że robią ją przeciętni ludzie, którzy ani prawnie, ani z tytułu tradycji lub interwencji Opatrzności nie mają wiedzy bezbłędnej. Demokracja ponadto jest ciągle w trakcie powstawania, nie ma w gruncie rzeczy demokracji, a jest nieustająca demokratyzacja, i to we wszystkich demokratycznych państwach. A w każdym razie być powinna według podstawowych duchowych i filozoficznych założeń demokracji. Gwałtowny i oburzający dla nas wszystkich kryzys demokracji polega między innymi na tym, że od dobrej dekady lub dwu stanęła w miejscu. Politycy zaniechali rozwijania i pogłębiania demokracji w obawie, że popełnią błąd i ich notowania spadną oraz nie zostaną wybrani na następną kadencję. W ten sposób powstał stan demokratycznej stagnacji, z jakim mamy do czynienia i jaki w znacznej mierze odpowiada za aktualny kryzys.
Wszystko zaczęło się od Fukuyamy – chociaż oczywiście nie on jest wszystkiemu winny – kiedy w 1989 r. ogłosił, że demokracja liberalna w ówczesnym stanie stanowi „koniec historii". Nonsens ten politycy potraktowali zaskakująco poważnie i zaniechali śmiałych działań, poprzestając na administracji. Jednak bardziej niż Fukuyama i jemu podobni winne są dwie piramidalne głupoty, które doprowadziły do zniszczenia odwagi ryzyka i stawiania na rozwój demokracji przez polityków i inne elity. Pierwsza z nich to nieustające badania opinii publicznej, które w istocie powinny być prawnie zakazane, a które sprawiają, że roztropni politycy nie wychylają się, bo a nuż popełnią błąd. Jak widzieliśmy doskonale, w Polsce nicnierobienie było przez opinię publiczną nagradzane. Kiedy władza zaczęła coś robić, zaraz jej słupki spadły. Jaki z tego wniosek? Oczywisty. Jestem gotów założyć z czytelnikami stowarzyszenie do walki z badaniami opinii publicznej i jestem tak wściekły, że będę walczył do upadłego. Co państwo na to? Drugą skandaliczną głupotą jest wykorzystywanie, ba, nawet zlecanie tych badań przez poważne media, które muszą mieć żer dla swoich nieustannie otwartych paszczy telewizyjnych czy gazetowych. Wbrew wielu rozumnym ludziom, wbrew własnemu rozsądkowi, media żyją każdym wzrostem, a tym bardziej spadkiem, żyją dni parę, by znaleźć nowy błąd.
A przecież wiemy, że błąd popełnił Tony Blair, kiedy kontynuował politykę pani Thatcher, że błąd popełnił George W. Bush, kiedy ogłosił „wojnę z terroryzmem", bo nie prowadzi się wojny, jak się nie wie, jak ma wyglądać pokój, że tenże Bush popełnił błąd, kiedy rozpoczął wojnę w Iraku, że greccy politycy popełnili horrendalny błąd, oszukując własne społeczeństwo, że teraz Viktor Orbán popełnia na Węgrzech błąd za błędem. Czy którykolwiek z tych i innych polityków poniósł realną odpowiedzialność? Nie. Bo nikt się w dzisiejszej demokracji nie przyzna do błędu, gdyż byłoby to politycznym samobójstwem. Chyba że raz i w sprawie niezasadniczej, jak premier Tusk.
Demokracja współczesna ma prawie same felery: upadek idei reprezentacji – kogo obchodzi, kto jest jego posłem, upadek idei partycypacji – brak wspólnot społecznych i politycznych, upadek idei polityczności – właśnie z racji terroru rzekomej opinii publicznej i mediów. Niestety i z przykrością stwierdzam, że jakość mediów i jakość polityków są w stopniu niespodziewanym silnie sprzężone. Teoretycznie media mają oczywiście krytykować polityków (lub ich chwalić, jak jest okazja), patrzeć im w naszym imieniu na ręce, ale z tego nie wynika, że mają polityków paraliżować lub że mają zachęcać opozycję do tego, by dla medialnej chwały nieustannie i wszystko, co czyni władza, uważała za błąd. To jest układ taki, jakby władza siedziała po jednej stronie deski, a opozycja i media po drugiej – jak ktoś wstanie, to ten drugi siada na ziemi. Więc trzeba trwać w takiej chwiejnej równowadze, nie wychylać się i za bardzo nie ruszać. Tyle że w ten sposób zniszczymy demokrację i doprowadzimy do tego, że jej szczytny ideał dążenia do lepszego społeczeństwa ze strachu przed błędem legnie w gruzach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.