Rozbudowany system fotoradarów ma zwalczać „morderców drogowych” – przekonuje minister Nowak. Tymczasem w jego resorcie po cichu przygotowano wzór, na którego podstawie urządzenia te mają przynieść budżetowi w tym roku aż 1,5 mld zł.
W szczerym polu na warszawskim Wilanowie przy ul. Rosochatej stoją dwa radary. Droga jest prosta, dobrze widoczna i od 30 lat nie było na niej żadnego wypadku. Od kilku miesięcy jest za to kilkanaście mandatów dziennie, bo tuż przed radarami, bez żadnego wyraźnego powodu, wprowadzono ograniczenie do 30 km/h.
Tak właśnie działa nowy system fotoradarów wprowadzony w Polsce w 2011 r. Choć to absurd rodem z filmów Stanisława Barei, nikomu to nie przeszkadza. Bo wbrew temu, co na Twitterze deklarował ostatnio minister transportu Sławomir Nowak, fotoradary nie są po to, by „walczyć z mordercami drogowymi”. A przynajmniej nie przede wszystkim po to. Głównym celem ich stawiania jest bowiem łatanie dziury budżetowej.
Zmniejszyć liczbę ofiar
W minionym właśnie 2012 r. do budżetu miała trafić kwota 1,2 mld zł z tytułu mandatów karnych zapłaconych przez osoby złapane przez fotoradary. Choć kwoty tej udało się zebrać zaledwie minimalny procent, na bieżący rok plany są jeszcze ambitniejsze. Fotoradary mają przynieść ok. 1,5 mld zł. Ma się to stać dzięki nowym planom Generalnego Inspektoratu Transportu Drogowego. W całej Polsce ma stanąć 300 nowych fotoradarów, dzięki czemu inspektorat będzie dysponował liczbą ponad 400 takich urządzeń (oprócz tego są jeszcze fotoradary gminne). Dodatkowo mają być 24 systemy odcinkowego pomiaru prędkości – gdy kierowca przekroczy prędkość na badanym odcinku drogi, groził mu będzie mandat, tak jak w przypadku zdjęcia z fotoradaru.
Politycy zapewniają, że chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo. – Skala wypadków w Polsce i przyzwolenie na prowadzenie samochodu po alkoholu są większe niż w innych krajach – przekonywał ostatnio w TVN 24 minister administracji i cyfryzacji Michał Boni. Faktem jest, że dane na temat bezpieczeństwa na drogach są alarmujące. Co roku na naszych drogach ginie ponad 4 tys. osób. To najwyższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej – 109 osób na milion mieszkańców. Tymczasem w krajach, w których w przeszłości zainstalowano automatyczny system pomiaru prędkości, liczba wypadków rzeczywiście spadła.
– We Francji pomimo dobrych dróg ginęło 9 tys. osób rocznie. Kiedy ruszył system automatycznych fotoradarów, też wybuchł bunt, a 50 urządzeń zostało zniszczonych. Kiedy jednak liczba ofiar spadła o 40 proc., wszyscy powiedzieli: zgoda – mówi Tomasz Połeć, generalny inspektor transportu drogowego.
Tak właśnie działa nowy system fotoradarów wprowadzony w Polsce w 2011 r. Choć to absurd rodem z filmów Stanisława Barei, nikomu to nie przeszkadza. Bo wbrew temu, co na Twitterze deklarował ostatnio minister transportu Sławomir Nowak, fotoradary nie są po to, by „walczyć z mordercami drogowymi”. A przynajmniej nie przede wszystkim po to. Głównym celem ich stawiania jest bowiem łatanie dziury budżetowej.
Zmniejszyć liczbę ofiar
W minionym właśnie 2012 r. do budżetu miała trafić kwota 1,2 mld zł z tytułu mandatów karnych zapłaconych przez osoby złapane przez fotoradary. Choć kwoty tej udało się zebrać zaledwie minimalny procent, na bieżący rok plany są jeszcze ambitniejsze. Fotoradary mają przynieść ok. 1,5 mld zł. Ma się to stać dzięki nowym planom Generalnego Inspektoratu Transportu Drogowego. W całej Polsce ma stanąć 300 nowych fotoradarów, dzięki czemu inspektorat będzie dysponował liczbą ponad 400 takich urządzeń (oprócz tego są jeszcze fotoradary gminne). Dodatkowo mają być 24 systemy odcinkowego pomiaru prędkości – gdy kierowca przekroczy prędkość na badanym odcinku drogi, groził mu będzie mandat, tak jak w przypadku zdjęcia z fotoradaru.
Politycy zapewniają, że chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo. – Skala wypadków w Polsce i przyzwolenie na prowadzenie samochodu po alkoholu są większe niż w innych krajach – przekonywał ostatnio w TVN 24 minister administracji i cyfryzacji Michał Boni. Faktem jest, że dane na temat bezpieczeństwa na drogach są alarmujące. Co roku na naszych drogach ginie ponad 4 tys. osób. To najwyższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej – 109 osób na milion mieszkańców. Tymczasem w krajach, w których w przeszłości zainstalowano automatyczny system pomiaru prędkości, liczba wypadków rzeczywiście spadła.
– We Francji pomimo dobrych dróg ginęło 9 tys. osób rocznie. Kiedy ruszył system automatycznych fotoradarów, też wybuchł bunt, a 50 urządzeń zostało zniszczonych. Kiedy jednak liczba ofiar spadła o 40 proc., wszyscy powiedzieli: zgoda – mówi Tomasz Połeć, generalny inspektor transportu drogowego.
Więcej możesz przeczytać w 2/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.