Największym przegranym wyborów do Knesetu będzie mniejszość arabska. Również z własnej winy. Arabowie mogliby rządzić Izraelem, ale nie potrafią się dogadać.
Wizyta w Nazarecie mogłaby przekonać niezorientowanego przybysza, że Izrael to państwo arabskie, a 43-letnia izraelska Palestynka Hanin Zoabi jest najważniejszym politykiem w kraju. W tym 80-tysięcznym mieście żyje ponad 60 tys. Arabów, a plakaty z podobizną Zoabi przed zaplanowanymi na 22 stycznia wyborami do Knesetu zdobią niemal każde skrzyżowanie, zaułek i dom.
Jednak pozory mylą. Nazaret – zwany arabską stolicą Izraela – jest wyjątkowy. W całym kraju arabska mniejszość, choć liczna, pozostaje jednak mniejszością – Arabem jest co piąty obywatel Izraela; a Zoabi, choć najprawdopodobniej po raz kolejny zasiądzie w parlamencie, do władzy ma jednak bardzo daleko. Izraelskie wybory wygra prawica, Beniamin Netanjahu pozostanie premierem. Tylko izraelscy Arabowie mogliby mu zagrozić, ale smutny dla nich i dla Izraela paradoks polega na tym, że skutecznie wspierają jastrzębi we własnej neutralizacji.
Jednak pozory mylą. Nazaret – zwany arabską stolicą Izraela – jest wyjątkowy. W całym kraju arabska mniejszość, choć liczna, pozostaje jednak mniejszością – Arabem jest co piąty obywatel Izraela; a Zoabi, choć najprawdopodobniej po raz kolejny zasiądzie w parlamencie, do władzy ma jednak bardzo daleko. Izraelskie wybory wygra prawica, Beniamin Netanjahu pozostanie premierem. Tylko izraelscy Arabowie mogliby mu zagrozić, ale smutny dla nich i dla Izraela paradoks polega na tym, że skutecznie wspierają jastrzębi we własnej neutralizacji.
Więcej możesz przeczytać w 2/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.