Nie było mnie w kraju. Po powrocie jak zwykle rzuciłem się wygłodniały na newsy z religijnej branży. I po raz kolejny zaliczyłem twarde lądowanie, jak człowiek, który przez całą podróż nastawia się na nowe smaki, a kończy w dworcowym bufecie, w którym od lat serwują mu tę samą mamałygę.
W takiej na przykład Wielkiej Brytanii trwa właśnie superinteresująca debata o decyzji arcybiskupa Westminsteru, który zlikwidował działające od kilku lat w jednym z kościołów w Soho duszpasterstwo przeznaczone dla osób homoseksualnych, zapraszając w to miejsce byłych anglikanów, którzy przeszli do Kościoła katolickiego. Mówi się, że na abp. Nicholsa mocno naciskał w tej sprawie Watykan i że msze na Warwick Street były jednym z powodów, dla których nie został jeszcze kardynałem. Coraz częściej pojawiały się też głosy, że coś, co miało być formą wsparcia w chrześcijańskiej drodze dla osób określanych mianem LGBT, zmieniło się w „agencję randkową dla gejów”, jak napisał jeden z londyńskich proboszczów. Wokół całej sprawy nabrzmiewa pytanie, przed którym prędzej czy później staną wszystkie katolickie wspólnoty w Europie, gdzie coraz więcej krajów uznaje gejowskie „rodziny”. Jak pracować z osobami żyjącymi w homoseksualnych związkach, tak by komunikować nauczanie Kościoła – człowieka nie definiuje się przede wszystkim przez jego orientację, a seksualność realizuje się wyłącznie w małżeństwie mężczyzny i kobiety – a jednocześnie nie pozostawiać ich bez wskazywania drogi duchowego rozwoju i zapewnienia o poszanowaniu ich ludzkiej godności?
Biskupi w Kongo i w całej środkowej Afryce próbują zająć stanowisko wobec groźby bałkanizacji konfliktu toczącego ten kraj, na którego tereny mają zakusy sąsiedzi spragnieni surowców mineralnych. Gdzie przebiega granica, za którą biskup może się włączyć w politykę? Jak ocenić, że to już ten moment, gdy ratowanie kraju równa się ratowaniu życia czy dusz? Papieski nuncjusz w Egipcie stwierdza w wywiadzie, że los chrześcijan w tym kraju wciąż łatwy nie jest, ale zaczynają się też pojawiać oznaki większej wolności słowa i jest nadzieja na przyszłość. Jakie są wzajemne relacje dyplomacji i ewangelizacji? Do jakiego stopnia język unikania konfrontacji pasuje do zalecanego nam radykalizmu?
Tę wyliczankę (i następujące po niej refleksje) może kontynuować każdy, kto ma kwadrans wolnego czasu i internet. Kościół w Polsce zdaje się jednak od kilku tygodni mieć znów jeden problem: rzekoma dyskryminacja mediów ojca dyrektora. Nie ma już cięższych dział, których mógłby użyć nasz episkopat, wciskając TV Trwam do multipleksu. Wydaje się wręcz, że zaczyna być ona przez niektórych hierarchów utożsamiana z Ewangelią. Biskupi, którzy mają w tej sprawie bardziej klasyczne poglądy (Ewangelia to Ewangelia, Jezus to Jezus, a nie Tadeusz) jak zwykle milczą, w świat idzie więc zadziwiający komunikat, że „wolą i pragnieniem katolickiego społeczeństwa” jest to, by TV Trwam znalazła się w „cyfrze naziemnej”.
Nie mogę się oprzeć porównaniu, że w sprawie ojca dyrektora nasz episkopat zachowuje się jak linia lotnicza, która weszła w posiadanie dreamlinera. W ubiegłym tygodniu w ciągu doby miałem okazję zaliczyć dwie takie maszyny, jedną należącą do linii Ethiopian, drugą do LOT-u. W obu (choć w Ethiopianie znacznie bardziej) obserwowanie początkowej fazy lotu skutecznie zakłócają recytowane peany na cześć maszyny, wyliczanie funkcji, budzenie w pasażerach świadomości, że jest niezastąpiony, cudowny, jedyny, w zasadzie: samolot równa się dreamliner, reszta to złomy i kukuryźniki.
Gdy z myślenia o własnym podwórku i o świecie znika świadomość ich różnorodności, zwykle jest to początek równi pochyłej. W lotnictwie zbyt namiętne stawianie na jeden typ samolotu może się skończyć tym, że klapa projektu oznaczać będzie koniec linii. Tożsamościowe wiązanie Kościoła katolickiego w Polsce z mediami ojca dyrektora to zaś, po pierwsze, zrobienie z wszystkich, którym nie odpowiada jego osobliwa stylistyka, katolików drugiej kategorii (stawianie ich poza owym „katolickim społeczeństwem”), po drugie, igranie z ogniem, bo gdy ojciec dyrektor – nie daj Boże – kiedyś na czymś się wywróci, wraz z nim może się wywrócić tak silnie spleciony z nim więzami coraz goręcej wyznawanego mu uczucia instytucjonalny Kościół.
W takiej na przykład Wielkiej Brytanii trwa właśnie superinteresująca debata o decyzji arcybiskupa Westminsteru, który zlikwidował działające od kilku lat w jednym z kościołów w Soho duszpasterstwo przeznaczone dla osób homoseksualnych, zapraszając w to miejsce byłych anglikanów, którzy przeszli do Kościoła katolickiego. Mówi się, że na abp. Nicholsa mocno naciskał w tej sprawie Watykan i że msze na Warwick Street były jednym z powodów, dla których nie został jeszcze kardynałem. Coraz częściej pojawiały się też głosy, że coś, co miało być formą wsparcia w chrześcijańskiej drodze dla osób określanych mianem LGBT, zmieniło się w „agencję randkową dla gejów”, jak napisał jeden z londyńskich proboszczów. Wokół całej sprawy nabrzmiewa pytanie, przed którym prędzej czy później staną wszystkie katolickie wspólnoty w Europie, gdzie coraz więcej krajów uznaje gejowskie „rodziny”. Jak pracować z osobami żyjącymi w homoseksualnych związkach, tak by komunikować nauczanie Kościoła – człowieka nie definiuje się przede wszystkim przez jego orientację, a seksualność realizuje się wyłącznie w małżeństwie mężczyzny i kobiety – a jednocześnie nie pozostawiać ich bez wskazywania drogi duchowego rozwoju i zapewnienia o poszanowaniu ich ludzkiej godności?
Biskupi w Kongo i w całej środkowej Afryce próbują zająć stanowisko wobec groźby bałkanizacji konfliktu toczącego ten kraj, na którego tereny mają zakusy sąsiedzi spragnieni surowców mineralnych. Gdzie przebiega granica, za którą biskup może się włączyć w politykę? Jak ocenić, że to już ten moment, gdy ratowanie kraju równa się ratowaniu życia czy dusz? Papieski nuncjusz w Egipcie stwierdza w wywiadzie, że los chrześcijan w tym kraju wciąż łatwy nie jest, ale zaczynają się też pojawiać oznaki większej wolności słowa i jest nadzieja na przyszłość. Jakie są wzajemne relacje dyplomacji i ewangelizacji? Do jakiego stopnia język unikania konfrontacji pasuje do zalecanego nam radykalizmu?
Tę wyliczankę (i następujące po niej refleksje) może kontynuować każdy, kto ma kwadrans wolnego czasu i internet. Kościół w Polsce zdaje się jednak od kilku tygodni mieć znów jeden problem: rzekoma dyskryminacja mediów ojca dyrektora. Nie ma już cięższych dział, których mógłby użyć nasz episkopat, wciskając TV Trwam do multipleksu. Wydaje się wręcz, że zaczyna być ona przez niektórych hierarchów utożsamiana z Ewangelią. Biskupi, którzy mają w tej sprawie bardziej klasyczne poglądy (Ewangelia to Ewangelia, Jezus to Jezus, a nie Tadeusz) jak zwykle milczą, w świat idzie więc zadziwiający komunikat, że „wolą i pragnieniem katolickiego społeczeństwa” jest to, by TV Trwam znalazła się w „cyfrze naziemnej”.
Nie mogę się oprzeć porównaniu, że w sprawie ojca dyrektora nasz episkopat zachowuje się jak linia lotnicza, która weszła w posiadanie dreamlinera. W ubiegłym tygodniu w ciągu doby miałem okazję zaliczyć dwie takie maszyny, jedną należącą do linii Ethiopian, drugą do LOT-u. W obu (choć w Ethiopianie znacznie bardziej) obserwowanie początkowej fazy lotu skutecznie zakłócają recytowane peany na cześć maszyny, wyliczanie funkcji, budzenie w pasażerach świadomości, że jest niezastąpiony, cudowny, jedyny, w zasadzie: samolot równa się dreamliner, reszta to złomy i kukuryźniki.
Gdy z myślenia o własnym podwórku i o świecie znika świadomość ich różnorodności, zwykle jest to początek równi pochyłej. W lotnictwie zbyt namiętne stawianie na jeden typ samolotu może się skończyć tym, że klapa projektu oznaczać będzie koniec linii. Tożsamościowe wiązanie Kościoła katolickiego w Polsce z mediami ojca dyrektora to zaś, po pierwsze, zrobienie z wszystkich, którym nie odpowiada jego osobliwa stylistyka, katolików drugiej kategorii (stawianie ich poza owym „katolickim społeczeństwem”), po drugie, igranie z ogniem, bo gdy ojciec dyrektor – nie daj Boże – kiedyś na czymś się wywróci, wraz z nim może się wywrócić tak silnie spleciony z nim więzami coraz goręcej wyznawanego mu uczucia instytucjonalny Kościół.
Więcej możesz przeczytać w 2/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.