Gurkha w Indiach może być żołnierzem lub kelnerem. Jako lekarz albo prawnik budzi śmiech – mówi Palden z Dardżylingu. Jego rodacy, najlepsi w Azji żołnierze i producenci herbaty, są w Indiach obywatelami drugi ej kategorii i od lat walczą o niezależność.
Lalit Roy ma 155 cm wzrostu i wygląda jak kieszonkowy Pudzian. Urodził się 25 lat temu w himalajskim Dardżylingu. Tam mieszka, tam czeka na niego niedawno poślubiona żona. Teraz jednak spotykam go na plaży, w knajpie Silver Spoon w Colvie, w indyjskim stanie Goa. Zjeżdża tu na saksy w listopadzie i pracuje do kwietnia, kiedy goański sezon kończy pora deszczowa.
Lalit z wdziękiem rozsadza przy stolikach brytyjskich emerytów i młodych bogatych moskwian. Zagaduje, żartuje. Ale gdy kończy zmianę, poważnieje i zaczynamy rozmowę o jego rodakach, Gurkhach.
– Słyszałeś o nożu kukri? – pyta.
– Tak, obiło mi się coś o uszy.
– To wiesz pewnie, że tego noża Gurkha nie ma prawa wyciągnąć z pochwy bez potrzeby.
– Tak, wiem.
– Kiedy Gurkha wyciąga kukri, musi utoczyć krwi. Jeśli nie czyjejś, to przynajmniej swojej. Według tradycji ci, którzy nie potrafili zrobić z kukri właściwego użytku, musieli obciąć sobie kciuk.
– Brutalne.
– Brutalne, ale prawdziwe. To kwestia honoru, ale też odpowiedzialności. Gurkha musi wiedzieć, że każdy czyn ma swoje konsekwencje.
Lalit, jak każdy Gurkha, marzył, że zostanie żołnierzem. Jednak, jak sam mówi, jest na to za cienki. Krzywi się, zachmurza, po czym prezentuje biceps wielkości mojego uda. – Jak na Gurkhę to naprawdę kiepsko – stwierdza z powagą. No i jest zbyt niski. W armii trzeba mieć pięć stóp i trzy cale, brakuje mu cala. W knajpie w Colvie Lalit zgarnia pięć tysięcy rupii z napiwków (ok. 300 zł). W armii, nawet jako szeregowiec, dostałby pięć razy tyle. Jeszcze lepiej, gdyby była to armia brytyjska, która do dziś robi nabór wśród Gurkhów, niestety jedynie tych nepalskich. I, swoją drogą, znakomicie na tym wychodzi. Rodacy Lalita nie bez przyczyny uważani są za najbardziej wytrzymałych i najodważniejszych żołnierzy w Azji, a może i na świecie. Nie sięgając daleko: w dużej mierze dzięki ich odwadze brytyjska korona może wciąż się cieszyć z posiadania południowoamerykańskiej kolonii, Falklandów, o które w 1982 r. prowadziła kuriozalną wojnę z Argentyną. Zdaniem Lalita Gurkhowie niebawem mogą użyć kukri we własnej sprawie.
– Jeśli nie w tym roku, to w następnym w Dardżylingu poleje się krew – twierdzi. – Sam powiedz, czy to nie dziwne, że w regionie, gdzie prawie wszyscy są Gurkhami, rządzą Bengalczycy? We wszystkich ważnych urzędach są ludzie przysłani z Kalkuty. My nie mamy nic do powiedzenia. A od Bengalczyków różni nas właściwie wszystko: historia, kultura, język. Mówię ci, będzie wojna!
Lalit z wdziękiem rozsadza przy stolikach brytyjskich emerytów i młodych bogatych moskwian. Zagaduje, żartuje. Ale gdy kończy zmianę, poważnieje i zaczynamy rozmowę o jego rodakach, Gurkhach.
– Słyszałeś o nożu kukri? – pyta.
– Tak, obiło mi się coś o uszy.
– To wiesz pewnie, że tego noża Gurkha nie ma prawa wyciągnąć z pochwy bez potrzeby.
– Tak, wiem.
– Kiedy Gurkha wyciąga kukri, musi utoczyć krwi. Jeśli nie czyjejś, to przynajmniej swojej. Według tradycji ci, którzy nie potrafili zrobić z kukri właściwego użytku, musieli obciąć sobie kciuk.
– Brutalne.
– Brutalne, ale prawdziwe. To kwestia honoru, ale też odpowiedzialności. Gurkha musi wiedzieć, że każdy czyn ma swoje konsekwencje.
Lalit, jak każdy Gurkha, marzył, że zostanie żołnierzem. Jednak, jak sam mówi, jest na to za cienki. Krzywi się, zachmurza, po czym prezentuje biceps wielkości mojego uda. – Jak na Gurkhę to naprawdę kiepsko – stwierdza z powagą. No i jest zbyt niski. W armii trzeba mieć pięć stóp i trzy cale, brakuje mu cala. W knajpie w Colvie Lalit zgarnia pięć tysięcy rupii z napiwków (ok. 300 zł). W armii, nawet jako szeregowiec, dostałby pięć razy tyle. Jeszcze lepiej, gdyby była to armia brytyjska, która do dziś robi nabór wśród Gurkhów, niestety jedynie tych nepalskich. I, swoją drogą, znakomicie na tym wychodzi. Rodacy Lalita nie bez przyczyny uważani są za najbardziej wytrzymałych i najodważniejszych żołnierzy w Azji, a może i na świecie. Nie sięgając daleko: w dużej mierze dzięki ich odwadze brytyjska korona może wciąż się cieszyć z posiadania południowoamerykańskiej kolonii, Falklandów, o które w 1982 r. prowadziła kuriozalną wojnę z Argentyną. Zdaniem Lalita Gurkhowie niebawem mogą użyć kukri we własnej sprawie.
– Jeśli nie w tym roku, to w następnym w Dardżylingu poleje się krew – twierdzi. – Sam powiedz, czy to nie dziwne, że w regionie, gdzie prawie wszyscy są Gurkhami, rządzą Bengalczycy? We wszystkich ważnych urzędach są ludzie przysłani z Kalkuty. My nie mamy nic do powiedzenia. A od Bengalczyków różni nas właściwie wszystko: historia, kultura, język. Mówię ci, będzie wojna!
Więcej możesz przeczytać w 2/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.