„Wprost”: Czy Ukrainie ciągle grozi wojna domowa?
Inna Bohosłowska: Wojna domowa jest wtedy, kiedy walczą z sobą dwie grupy obywateli. W ubiegłym tygodniu mieliśmy wojnę władz z własnym narodem. To nie jest konflikt między Wschodem a Zachodem, jak próbuje się go przedstawiać. To jest konflikt wyłącznie między władzą a narodem. Po stronie ludu bierze w nim udział całe społeczeństwo, bez względu na terytorialną przynależność czy poziom dochodów. Po podpisanym w piątek porozumieniu między prezydentem a opozycją nie widać było euforii na Majdanie. Bo kryzys polityczny na Ukrainie jest bardzo daleki od zakończenia.
Jednak Janukowycz zgodził się na przedterminowe wybory.
Jego oświadczenia nie mają żadnej mocy prawnej. Decyzję o wyborach musi przegłosować Rada Najwyższa. Nie jestem optymistką i nie uważam, że konflikt został już zażegnany. Nie wierzę, że władza się poddała. Myślę, że jeszcze czekają nas kłopoty. Janukowycz powiedział to, co chcieli usłyszeć ludzie. Ale nie można mu wierzyć. Pamiętajmy, że ten człowiek jednocześnie podpisał rozporządzenie o żałobie narodowej i dał rozkaz snajperom strzelania do nieuzbrojonych ludzi.
Czego teraz możemy się po nim spodziewać?
Zawsze wydawało mi się, że go dobrze znam i mogę przewidzieć jego zachowanie. Dziś jednak działa tak nieadekwatnie do sytuacji, że trudno zrozumieć, co myśli, i nie sposób prognozować jego ruchów. Janukowycz, którego dziś oglądamy, nie jest tym samym człowiekiem, którego dobrze znaliśmy kiedyś. Jeszcze tydzień temu przypuszczałam, że szykuje kolejny atak na Majdan. Ale brutalności, z jaką został przeprowadzony, nigdy bym się nie spodziewała.
Niedawno mówiła pani, że on panicznie boi się śmierci.
Jeszcze gdy mieszkał w Doniecku, cerkiewni duchowni, którym bardzo ufa, przepowiedzieli mu, że czeka go tragiczny koniec. Dlatego strach przed gwałtowną śmiercią jest u niego paranoidalny. Prawie nigdy nie przemawia na otwartej przestrzeni. Nawet kiedy odwiedza szkoły, wszystkie klasy mają być puste, oprócz jednej, gdzie spotyka się z dziećmi. Teraz jeszcze bardziej ograniczył grono ludzi, którymi się otacza. Jest przerażony. Jednocześnie zdecydowany. Nie wycofa się właśnie dlatego, że się boi. On stracił fundamenty swojej władzy. Gubernatorzy, na których liczył, nie utrzymali rad obwodowych. Siedziby regionalnych władz po raz drugi są zajmowane przez demonstrantów. Jeszcze przed rewolucją nie miał po swojej stronie sympatii społeczeństwa. Gospodarka jest w złym stanie, brakuje na pensje i emerytury. Liczył też na armię, ale i ona go nie wspiera.
Dlaczego?
Wielu wojskowych nie uznaje prezydenta, który był dwa razy w więzieniu. Jest dla nich kryminalistą. Druga przyczyna jest taka, że Janukowycz obciął finansowanie armii. Więcej pieniędzy szło na Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy.
Uprzedzała pani, że dojdzie do kolejnej próby sił na Majdanie. Czy wydarzenia z minionego tygodnia są częścią jakiegoś większego planu?
Tu nie ma mowy o spontaniczności. Wszystkie scenariusze można było przewidzieć już w nocy 30 listopada, kiedy Berkut po raz pierwszy rozpędził Majdan. Plan został napisany w Moskwie. Ale nie zadziałał, bo oparto go na psychologicznym modelu rosyjskiego społeczeństwa. Głównym założeniem było to, że Ukraińcy są tacy sami jak Rosjanie. Tymczasem różnice między nami są kluczowe. Po pierwsze, w Rosji każda akcja protestu jest zorganizowana. Ktoś musi wyprowadzić ludzi na ulicę. Natomiast Majdan jest spontaniczną reakcją obywateli. Politycy dołączyli tydzień później. Tymczasem FSB (rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa) i władze Ukrainy są święcie przekonane, że za rewolucją stoją zagraniczni agenci. Oni naprawdę wierzą, że ci ludzie na Majdanie są specjalnie przeszkoleni i opłacani, żeby stać na barykadach. Po trzech godzinach rozmów w gabinecie marszałka Rady Najwyższej Wołodymyra Rybaka doszłam do wniosku, że połowa członków Partii Regionów w ogóle nie rozumie tego, co się dzieje. Oni nie są gotowi przyjąć, że ludzie walczą dziś o własną przyszłość. Po drugie, w Rosji każde użycie siły wywołuje silny strach. Na Ukrainie jest dokładnie na odwrót. Pierwsza śmierć na Majdanie nie wystraszyła ludzi, tylko zadziałała mobilizująco. Następnego dnia na ulicach pojawiło się dwa razy więcej demonstrantów. Takich przykładów jest wiele. Ukraińcy pokazują, że im większy wywiera się na nich nacisk, tym większy stawiają opór. Kremlowski scenariusz rozbija się o ukraińskie społeczeństwo.
Jak wygląda dziś aktywność Rosjan na Ukrainie?
Putinowska FSB i różnej maści specjaliści pojawili się jako konsultanci przy siłach zbrojnych Ukrainy. W zeszłym tygodniu po raz pierwszy SBU wyszła na pierwszy plan. Szef SBU Aleksandr Jakimienko, w przeszłości obywatel Rosji, jest pod wpływem FSB. Rosyjscy konsultanci są obecni w SBU od listopada. Nie udało się zdławić protestów z pomocą milicji. W zachodnich częściach kraju milicja przeszła na stronę protestujących. Berkut jest niestabilny, podczas zamieszek widzieliśmy na twarzach fukcjonariuszy przerażenie. Oni już nie chcą w tym uczestniczyć. Dlatego do gry weszła SBU i świadczy to również o coraz większej aktywności Rosjan. Na przykład w Chmielnickiem, gdzie przy próbie wejścia do siedziby SBU została zastrzelona kobieta, działała już Alfa – rosyjska grupa zadaniowa przy FSB. Dysponujemy też nagraniem, na którym ubrany w uniform Berkutu człowiek z dachu budynku strzela do jednego z demonstrantów, a następnie otwiera ogień w kierunku ludzi Berkutu. To nie był człowiek z Berkutu. Według naszych informacji był to przebrany członek Alfy. Czystej wody prowokacja.
Janukowycz stał się marionetką w rękach Putina?
Jest zbyt uparty i zarozumiały, żeby stać się czyjąkolwiek marionetką. Przy każdym układzie będzie próbował zachować możliwość własnej gry. Ale teraz nie ma się na kim oprzeć oprócz Putina. Putin jest jedynym partnerem, który może go ocalić. Kiedy ostatnio Janukowycz jeździł do Putina do Soczi, łudziliśmy się, że próbował zmiękczać pozycję Moskwy. Okazało się jednak, że wrócił na Ukrainę z zupełnie nowym, radykalnym planem.
Którzy ludzie w jego otoczeniu odgrywają dziś najważniejszą rolę?
Całe jego najbliższe otoczenie ma powiązania z Kremlem. Andrij Klujew (szef prezydenckiej administracji), Wiktor Medwedczuk (potężny oligarcha związany z Rosją) i Andrij Portnow (zastępca Klujewa). Ten ostatni stał się największym drapieżnikiem. Był najbardziej agresywnym uczestnikiem negocjacji. W ubiegły wtorek w czasie rozmów z opozycją, nawet tam, gdzie Janukowycz był gotowy ustąpić, Portnow reagował bardzo agresywnie. Dosłownie podskakiwał, krzyczał, że Majdan musi zostać „oczyszczony”. Jego sytuacja jest jednoznaczna: jeśli nie wygra jego ekipa, straci wszystko. Swego czasu był głównym prawnikiem Tymoszenko, konsultantem przy podpisywaniu umowy gazowej z Rosją. Zapewniał ją wtedy, że ma uprawnienia do podpisania tego dokumentu. Teraz Tymoszenko odsiaduje wyrok za tę „pomyłkę prawną”. U Janukowycza Portnow był z kolei autorem zmian konstytucji Ukrainy rozszerzających władzę prezydenta. Trzeba wspomnieć też Elenę Lukasz, która jest ministrem sprawiedliwości. Jej mąż Grigorij Iliaszow jest szefem wywiadu zewnętrznego Ukrainy, ma rosyjskie korzenie i wszystkie kroki konsultuje z FSB.
Co może ugrać dziś Rosja?
Aspekt geopolityczny jest na pierwszym miejscu. Stworzenie nowego rosyjskiego imperium to idée fixe Putina, z którą przyszedł na trzecią prezydencką kadencję. Imperium, jak wiadomo, żyje tylko wtedy, gdy poszerza swoje terytorium. Stąd ta zachłanność i chęć ekspansji. Druga sprawa to pieniądze. Według naszych informacji w planach Rosji na ten rok jest wydanie 25 mld dolarów na zakup głównych aktywów na Ukrainie. Chodzi przede wszystkim o sektor energetyczny, ale ważny jest też kompleks wojskowo-przemysłowy. Bez walki Moskwa się nie podda. Jednak plan, na który liczyła, się nie powiedzie. Najpierw chciała przejąć wpływy w całym państwie. Potem szło o Ukrainę z wyłączeniem pięciu zachodnich powiatów. Dziś Putin weźmie każdy skrawek, byle tylko z Kijowem, bo to sakralny punkt Słowian, idealnie wpasowany w ideologię pansłowianizmu, na której gra Putin. Swego czasu mówił nawet, że jeśli Ukraina i Rosja miałyby się połączyć, byłby gotów przenieść stolicę do Kijowa. Ta opcja oczywiście jest niewykonalna. Sondaże pokazują, że ponad 80 proc. kijowian z nienawiścią mówi dziś o Rosji. Kijów prędzej spłonie, tak jak teraz spłonął Majdan, niż przejdzie na rosyjską stronę. Wyraźnie zmienia się zresztą cała geografia prorosyjskiego elektoratu. Kiedyś za prorosyjskie uchodziły wszystkie południowo-wschodnie regiony. Dziś najważniejsze powiaty, takie jak Dniepropietrowsk, Zaporoże, Odessa, Nikołajew i Chersoń, deklarują się jako proukraińskie. Większość tamtejszej ludności kategorycznie nie widzi siebie w składzie Rosji. W imperium chcą być jedynie Charków, Donieck, Ługańsk i Krym, ale nawet tam są znaczące siły, które będą się opierać dołączeniu do Rosji.
Sankcje, które wprowadziła UE, pomogły wypracować piątkowe porozumienie?
Zdecydowanie tak. Z przykrością odnosiliśmy się do tego, że pozostawiono nas sam na sam w walce z takim monstrum jak Kreml. Bardzo chcielibyśmy, żeby teraz pomoc Unii była bardziej skuteczna niż do tej pory.
Do tej pory Partia Regionów była wzorowo jednomyślna, choćby w grudniu przy głosowaniu za ustawami „dyktatorskimi”. W piątek kilkudziesięciu posłów oddało legitymacje Regionów, niektórzy je palili.
Już na ostatnim spotkaniu przed szturmem na Majdan głosy w partii podzieliły się pół na pół. Połowa posłów żądała natychmiastowego siłowego rozwiązania, nie bacząc na liczbę ofiar. Druga połowa wzywała do rozmów. Partia Regionów przestała być jednolita. Nikt nie konsultował z członkami decyzji związanych z użyciem siły. Dowiedzieli się już po fakcie, że są zamieszani w krwawą rzeź. Odchodzą, bo chcą uniknąć odpowiedzialności. Poza tym większość członków partii to biznesmeni. Rozmawiałam ostatnio z kilkoma bardzo bogatymi ludźmi, mówią, że jeszcze miesiąc i ich miliardy obrócą się w centy. Na pewno oligarchowie nie chcą połączenia Ukrainy z Rosją. Zdają sobie sprawę, że rosyjski kapitał, który jest mocno zrośnięty z Putinem, rozpuści ich niczym kwas solny. A dla większości ukraińskich oligarchów biznes jest sprawą życia. Wszyscy zaczynali od zera. Dla takiego Achmetowa czy Pinczuka oddać swój biznes jest równoznaczne z poniesieniem życiowej klęski.
Jakich wydarzeń możemy oczekiwać w najbliższych tygodniach?
Janukowycz nie ma już szans utrzymać się przy władzy. Pozostaje pytanie, jaką cenę za to zapłacimy i ile czasu zajmie jego odejście.
*Inna Bohosłowska – niezależna deputowana do Rady Najwyższej Ukrainy. Kiedyś czołowy polityk prezydenckiej Partii Regionów. Odeszła z ugrupowania po 30 listopada, w proteście przeciw użyciu siły przez Berkut
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.