Tragiczne przesilenie na Ukrainie uświadamia, że wbrew złudzeniom żyjemy po drugiej stronie lustra. Kiedy Alicja spotyka Czerwoną Królową, dowiaduje się, że tu, gdzie się znalazła, „trzeba biec tak szybko, jak się potrafi, żeby zostać w tym samym miejscu, a jeżeli chce się znaleźć w innym miejscu, trzeba biec co najmniej dwa razy szybciej”. Kryzys ukraiński pokazuje z całą mocą, w jakiej sytuacji jest Polska. Spokój i stabilizacja nigdy nie są dane na zawsze; trzeba ogromnego – i co najważniejsze – wspólnego wysiłku wszystkich, by ład i pomyślność ledwie zachować. A jeśli się jeszcze marzy o rozwoju, nie wystarczy tylko się starać; trzeba to robić dwa razy wydajniej.
Telewizyjne lustro – przez które przechodzimy codziennie na kijowski Majdan – jest bezlitośnie krzywym odbiciem kraju nad Wisłą. Wystarczy minimalny ruch, by polskie osiągnięcia przeistoczyły się w niedoróbki, hymny w popiskiwania, pewności w lęki, nadzieje w złudzenia, a świadectwo zdrowia w wydruk niedomogów. Jak w tym wszystkim odnaleźć prawdziwą twarz Polski? Jak ją wyłowić z wielu masek twarz udających? Przede wszystkim należy zachować chłodny osąd i przeanalizować dwie zasadnicze sprawy:
a) jak kryzys kijowski wpłynie na sytuację Polski;
b) jak wyeliminować te z wewnętrznych zagrożeń, które mogą podobny kryzys w Polsce wywołać.
Punkt a) zawiera w sobie n-tą liczbę możliwych szczegółowych rozwiązań, których nie sposób opisać w felietonie; nie ulega jednak kwestii, że każde z nich znajduje się w jednej z dwóch podgrup:
1) osłabi sytuację Polski;
2) wzmocni ją.
Osłabieniem sytuacji Polski byłby z pewnością podział Ukrainy na dwie części, z których wschodnia wpadłaby w ręce Rosjan bezpośrednio (inkorporowana do Federacji) lub pośrednio (jako quasi-państwo wasalne). Zachodnia część Ukrainy – niezależnie od wysiłków samych Ukraińców na rzecz jej demokratyzacji – pozostawałaby wówczas na lata terenem rosyjskich wysiłków dezintegracyjnych, z których ultranacjonalistyczny antypolonizm (któremu towarzyszyłby indukowany równocześnie w Polsce ultranacjonalistyczny antyukrainizm) byłby orężem dla bezpieczeństwa Polski śmiertelnie niebezpiecznym. W polskim interesie jest zatem utrzymanie integralności Ukrainy nawet za cenę – jakkolwiek to brutalnie brzmi – utrzymania w niej polityczno-społecznej atrofii (choć oczywiście lepiej, by tak nie było).
Wbrew pozorom podział Ukrainy, nawet z inkorporacją jej wschodniej części, będzie też porażką Rosji. Rosja – podobnie jak Polska – gra o całość Ukrainy; z tą istotną różnicą, że nam zależy na niepodzielnej i niezależnej Ukrainie, a Moskalom na niepodzielnej i sobie poddanej. Bez całej Ukrainy Rosja – zakleszczona w azjatyckim interiorze, z niekorzystnym bilansem demograficznym Słowian – wypada z pierwszej ligi graczy, co oznacza realizację punktu a2) sytuacja Polski ulega wzmocnieniu.
Oczywiście Polska nie jest zdolna do takiej polityki wschodniej samodzielnie. Trzeba do naszych celów przekonać i Amerykanów, i partnerów europejskich, zwłaszcza Niemcy. Waszyngton musi uwierzyć, że w najbliższym ćwierćwieczu nie będzie już lepszej okazji do osłabienia pozycji Rosji jako agresywnego mocarstwa, a Berlin, że przegrupowanie wpływów w obszarze Europy Środkowo-Wschodniej jest opłacalne i dla niego. Koncepcja osobliwego aliansu narodów, które od setek lat żyją w lęku przed rosyjskim knutem, jest piekielnie trudna, choć nie niemożliwa. Przypisywana Lechowi Kaczyńskiemu, wymaga potężnej korekty, którą Jarosław Kaczyński, jako polityczny spadkobierca brata, musi uwzględnić: porzucenia antyniemieckiej retoryki i silnego aliansu z Berlinem. Do tego niezbędne są takie relacje z Merkel, jakie ma Tusk, a nie Kaczyński.
I tu dochodzimy do punktu b), czyli jak wyeliminować te z wewnętrznych zagrożeń, które mogą podobny kryzys w Polsce wywołać. Niewątpliwie najgorsze z nich to monstrualne pęknięcie, które przepołowiło polską scenę polityczną i całe społeczeństwo, a które zaczęło się po wyborach parlamentarnych w 2005 r. (kiedy politycy PO i PiS nie dotrzymali obietnicy o powołaniu wielką koalicji); katastrofa smoleńska pogłębiła tylko to pęknięcie w sposób tragiczny. Dziś – wobec kryzysu na Ukrainie, który jest najgroźniejszym wyzwaniem dla III Rzeczypospolitej od 1989 r. – trzeba powiedzieć z całą mocą: panie premierze Tusk, panie prezesie Kaczyński, domagamy się od Was zakończenia wewnętrznej wojenki. Dziś gra idzie o coś znacznie poważniejszego: o bezpieczeństwo i pomyślność Polski. Jak przeprowadzicie kraj przez ten kryzys, tak zapamięta was historia. Czas na zakopanie plemiennych totemów. Czas na – wiem, że pompatycznie to brzmi, ale nie wstydzę się tej pompy – narodową zgodę. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.