Przy znikomej frekwencji toczyła się w zeszłym tygodniu debata nad informacją ministra Radosława Sikorskiego na temat polskiej polityki zagranicznej. Pustki w ławach poselskich potwierdzają, że liczebność Sejmu można zmniejszyć przynajmniej o połowę bez szkody dla jakości toczonych w nim dyskusji, a tym bardziej stanowionego prawa. Tak naprawdę nieobecność tzw. maszynek do głosowania podczas debaty, w której trzeba czegoś więcej niż umiejętności naciskania guzików, nie zdziwiła mnie ani nie zmartwiła. Oni i tak zrobią to, co każą im partyjni bossowie. Swoje zdanie swobodnie prezentować mogą, tylko zamawiając obiad w sejmowej restauracji. Ich wszystkich na sali mogło nie być, i tak nic by nie wnieśli do dyskusji.
Nieobecność jednak Jarosława Kaczyńskiego, który pojechał sobie na wycieczkę do Pułtuska, to już całkiem coś innego. Dezerterując, prezes PiS oddał bez walki pole premierowi Tuskowi, który dzięki temu mógł w prosty sposób sprowadzić po raz n-ty dyskusję o polityce zagranicznej do konfliktu PO – PiS. My dobrzy – oni źli. My odpowiedzialni – oni nie. Współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego z wyrafinowanym tekstem o „pizzy na ustach” ministra Sikorskiego wypadli groteskowo. Zresztą i tak dla każdego jest jasne, że ich wypowiedzi to jedynie echo myśli i słów prezesa. Jarosław Kaczyński, polityk pretendujący do objęcia władzy w prawie 40-milionowym kraju, zachowuje się jak obrażona primadonna. Nie widzi potrzeby zabrania głosu w sprawach najważniejszych dla bezpieczeństwa kraju, w miejscu do tego najodpowiedniejszym, mogąc bezpośrednio polemizować z premierem. Skoro rząd Tuska jest tak zły i nieporadny, to chciałbym usłyszeć z usta lidera największej partii opozycyjnej jego plany i wizję tego, jak powinna wyglądać polska polityka zagraniczna. W czasach, w których, jak mówi Radosław Sikorski, „historia – kapryśna, nieokiełznana, rwąca się z łańcucha rozsądku – trwa nadal”. Jakie konkretne recepty poza wymachiwaniem szabelką ma człowiek, którego partia jest na czele przedwyborczych sondaży. Taka rzeczowa debata należała się wyborcom. Szkoda, że prezes wybrał robienie „słitfoci”, a nie poważnej polityki. Wyśmiewanie Sikorskiego przez jego byłego współpracownika występującego w imieniu PiS to zdecydowanie za mało.
Sejmowe przemówienie ministra spraw zagranicznych trudno uznać za porywające czy zaskakujące. Tak jak się tego spodziewano, dotyczyło ono w dużej mierze sytuacji na Ukrainie i relacji z Rosją. W tym kontekście dziwić może zaledwie niewielki akapit poświęcony Stanom Zjednoczonym. W sytuacji kryzysowej, która potwierdza, że największym gwarantem naszego bezpieczeństwa są Amerykanie, można by oczekiwać od ministra Sikorskiego silniejszego zaakcentowania tej kwestii i podkreślenia roli USA. Zwrócił zresztą na to uwagę prezydent Komorowski. W kontekście naszego bezpieczeństwa warto poświęcić chwilę temu, co szef MSZ mówił o przyjęciu przez Polskę euro. Jego zdaniem wydarzenia na Ukrainie powinny nas „zmobilizować do szybszej integracji ze strefą euro”. Zdaniem Radosława Sikorskiego będzie to decyzja nie tylko o charakterze finansowym i ekonomicznym, lecz przede wszystkim politycznym. Minister przekonywał, że w strefie euro obowiązuje bezwzględnie zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.
Ciekawe, czy fragment wystąpienia dotyczący wejścia Polski do strefy euro minister Sikorski konsultował ze swoim szefem. Donald Tusk bowiem jeszcze w marcu twierdził, że przyjęcie wspólnej waluty nie ma znaczenia dla naszego bezpieczeństwa w kontekście kryzysu ukraińskiego. Premier nie widział powodu, by spieszyć się z przyjmowaniem euro. Jakie więc jest stanowisko rządu w tej ważnej sprawie? Czyżby zależało od aktualnej pogody i tego, kto jest akurat przy mikrofonie? Przedwyborcza gorączka raczej nie będzie sprzyjać jednoznacznym, konkretnym deklaracjom co do euro. Wszak większość wyborców nie chce wspólnej waluty, więc po co się im narażać.
I tak oto interes państwa, o którym mówi minister Sikorski, przegrywa z doraźnym interesem partyjnym. Zdecydowanie łatwiej jest roztaczać mgliste wizje unii energetycznej, niż rozpocząć poważną dyskusję o euro. Można ją oczywiście odkładać w czasie, ale nie uda się od niej uciec. Oby nie okazało się, że po drodze straciliśmy nie tylko kilka lat, lecz także pozycję naszego kraju w Unii Europejskiej. Zgadzam się z ministrem Sikorskim, że „na naszych oczach historia przyspieszyła”. Trzeba wyciągać z tego wnioski. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.