Władimir Putin dokonał rewolucji w Moskwie, sięgając do rudymentów rosyjskiej duszy. W rezultacie znów odezwały się w tym kraju imperialistyczne sny o potędze. Przyznaję: uważałem, że Rosjanom, podobnie jak innym narodom żyjącym w poststalinowskim garncu, należy się dostatek i wolność. I że sama perspektywa poprawy losu sprawi, że narody wschodnioeuropejskie odmienią swoją naturę i zwrócą się do siebie z wzajemną sympatią i gałązką oliwną. Niestety, Putin pokazał, że były to mrzonki. Na usprawiedliwienie powiem, że wraz ze mną ten pogląd podzielało wielu onegdajszych sowietologów i historyków. Ba, prezydent Obama we wzajemnych stosunkach obu państw zapowiedział reset, który można nazwać grubą kreską zapomnienia o błędach przeszłości. Temu resetowi przyklasnęło samo rosyjskie społeczeństwo, bo gdy dwa lata temu wybory prezydenckie panowie Miedwiediew i Putin zamienili w szopkę, przez kraj przetoczyła się fala wielkich demonstracji. Mogło się więc wydawać, że jeśli władza nie będzie chciała demokracji, sami Rosjanie przebudzą swoją ojczyznę z letargu i w obronie swobód pozbędą się obu przywódców tak gorąco garnących się do władzy.
Żal, ale dzisiaj po tej rewolucji świadomościowej w Rosji pozostały już tylko popioły. Na dźwięk hasła przywrócenia Krymu Rosji mieszkańcy ochoczo pospieszyli pod skrzydła swojego neocara, który uprzednio stwierdził, że rozpad Związku Radzieckiego był największą klęską ubiegłego wieku. Ponieważ jednak prezydent-car przyznał, że do proletariackiej ojczyzny nie ma już powrotu, Rosjanie muszą się zadowolić tym, co Putin dla nich szykuje. Po ostatniej odsłonie widać, że będzie to państwo wielkoruskie przypominające skrzyżowanie państwa Romanowów z sowieckim imperium Lenina i Stalina. Lepikiem ma być rosyjskie pobratymstwo rozumiane jako związek krwi. Uznano, że jeśli gdziekolwiek mniejszość ruska poczuje się zagrożona, to Putin i Ruś mają prawo pospieszyć jej z pomocą. Prawo to jest świeżej daty, a bierze się z biletu uchwalonego tej zimy przez parlament Federacji Rosyjskiej. Zatem dziś jego wola ma stanowić o prawie już nie tylko ruskim, lecz także międzynarodowym. Ta zasada, jak ostatnio zbadano, ma poparcie przeszło 80 proc. mieszkańców państwa Putina.
Ten absurdalny i anachroniczny koncept prezydenta zawojował serca i umysły Rosjan, którzy pogrążyli się w nacjonalistycznym amoku wywołanym przez konkretne kroki polityczne i militarne prowadzące do restauracji imperium. A sam Putin z godziny na godzinę zyskał tak wielką popularność i poparcie jak nigdy dotąd. Zatem można powiedzieć, że Rosjanie nie kochają w swej masie wolności. Oni przede wszystkim kochają siłę. Siłę rodiny – jak głosiła i u nas znana pieśń stalinowska – nieobjętą dla ludzkiego oka.
Gdyby nowa Rosja dostała innego neocara o mentalności niekagiebowskiej, który by myślał przede wszystkim o dobrobycie i szczęśliwości narodu, a nie potędze państwa, historia Rosji być może dokonałaby oczekiwanego przez świat zwrotu. Po dwudziestu z górą latach od rozpoczęcia transformacji Rosjanie zrozumieliby być może, że do szczęścia nie są im niezbędne rakiety i bomby. A satysfakcję życiową może im dać zwyczajne godne życie, na które w pełni zasłużyli. Niestety, nie stali się oni obiektem takiego eksperymentu. Przeciwnie, chociaż półki sklepowe mają dziś pełne i masło oraz mięso mogą kupić na każdym rogu ulicy, prawdziwej szczęśliwości nie osiągnęli. Wielu z nich, zapewne więcej niż 50 proc., uważa, że pozbywając się ZSRR, zamienili siekierkę na kijek. W rezultacie per saldo, bo nikt tego nie zmierzył, większość obywateli putinowskiej Rosji ma duszę sowiecką. A do niej są przypisane marzenia imperialne i ciągotki do trzymania świata za twarz.
Rodzi się jednak pytanie: kto kogo trzyma dziś w Rosji za twarz? Czy Putin naród, czy naród Putina? Na razie Rosjanie dopingują swojego prezydenta do realizowania obietnic, a on testuje Europę i Amerykę, zdając się pytać na wiele sposobów: na jak wiele oni mi pozwolą? Rosja na wyprzódki przekonuje świat, że nic złego się nie dzieje, oficjalnie kości wciąż jeszcze nie zostały rzucone. Jedno się jednak odmieniło na pewno – naród rosyjski odwrócił się od demokracji i tęsknie jak w lustro spogląda na swoją wielkorusko-stalinowską przeszłość. Ten wybór, jeśli zostanie dokonany nieodwołalnie, a jesteśmy tego bliscy, może się okazać złowieszczy głównie dla niego. Nam w tej sytuacji pozostaje wierzyć, że Putin wciąż jeszcze nie zwariował i nie stał się bezwolnym zakładnikiem swoich obietnic. Wtedy doprawdy będzie nam wszystkim biada! ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.