Ponad 4 mld zł może się domagać od ubezpieczycieli półtora miliona kierowców
Półtora miliona właścicieli samochodów, którzy w ostatnich trzech latach mieli wypadki nie z własnej winy, może się domagać od firm ubezpieczeniowych ponad 4 mld zł - ustalił "Wprost". W ramach tzw. ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej (OC) ubezpieczyciele płacą tylko za naprawę samochodu, podczas gdy - zgodnie z kodeksem cywilnym - powinni zrekompensować wszystkie straty poszkodowanego w wypadku. W grudniu 2001 r. Sąd Najwyższy wydał uchwałę, w której stwierdził, że utrata rynkowej wartości auta po kolizji może stanowić szkodę, która powinna być naprawiona. Mimo upływu kilkunastu miesięcy firmy ubezpieczeniowe nadal nie wypłacają poszkodowanym całego należnego odszkodowania. Pieniądze - co oczywiste - dostają tylko osoby kierujące sprawę na drogę sądową. Tomasz Stępski z Zielonej Góry, jeden z pierwszych, którzy postąpili w ten sposób, odzyskał 3 tys. zł od PZU. Tyle, według biegłego, straciła na wartości w wyniku stłuczki nubira Stępskiego.
Jedź na całość!
Auto Tomasza Stępskiego przed stłuczką było warte 37 tys. zł. Po naprawie, mimo że samochód był sprawny, jego wartość spadła do 34 tys. zł. - W 95 proc. wypadków jesteśmy w stanie orzec, czy samochód miał choćby drobną stłuczkę - informuje Ryszard Klimek, rzeczoznawca Polskiego Związku Motoryzacyjnego. Nawet jeżeli auto było fachowo naprawione, a szkoda niewielka, wartość samochodu po kolizji spada mniej więcej o 10 proc.
- Zirytowało mnie to, jak PZU traktuje klienta. Widziałem, jak każdej z dwudziestu osób stojących przede mną w kolejce po odszkodowanie pod byle pretekstem zmniejszano wypłatę. Ludzi traktowano jak naciągaczy i złodziei - mówi Stępski. Kiedy również jemu zapłacono 400 zł mniej, niż wynosił rachunek z warsztatu, sprawę przekazał adwokatowi. Pozwał PZU
o zwrot kosztów taksówek, którymi dojeżdżał do pracy, utraconych zarobków (przez siedem dni po wypadku był na zwolnieniu lekarskim i dostawał 80 proc. wynagrodzenia) oraz rekompensatę spadku wartości samochodu. Sąd przyznał mu rację
i zasądził od PZU odszkodowanie w wysokości 5,7 tys. zł. Firma musiała ponadto zapłacić za pracę adwokata wynajętego przez Stępskiego i sfinansować koszty postępowania sądowego.
W podobnej sytuacji jak Tomasz Stępski znajduje się co roku pół miliona Polaków, których samochody są uszkadzane
w kolizjach, do jakich doszło nie z ich winy. Ubezpieczyciele ograniczają się w takich wypadkach do pokrycia kosztów naprawy samochodu, dając do zrozumienia, że na więcej poszkodowany nie może liczyć. Zaniżają w ten sposób wypłacane odszkodowania przynajmniej o 10 proc. wartości samochodu. - Prawo pozwania do sądu firmy ubezpieczeniowej mają właściciele aut, którym wypłacono odszkodowanie w ostatnich trzech latach, po 36 miesiącach sprawa się przedawnia - uważa Tadeusz Dobiecki, adwokat prowadzący sprawę Stępskiego. Jeżeli wszyscy poszkodowani upomną się o swoje pieniądze, ubezpieczyciele będą musieli wypłacić
4 mld zł (nie licząc kosztów sądowych).
Lawina pozwów
Jak poinformował nas PZU, firmie wytoczono kilka spraw o wypłatę odszkodowania
z tytułu spadku rynkowej wartości auta. Prawnicy największego polskiego ubezpieczyciela są jednak zdania, że nie grozi im lawina procesów, bo każda osoba otrzymująca od PZU odszkodowanie zrzeka się roszczeń. Jest jedno "ale"...
- Jeżeli poszkodowany nie został poinformowany o przysługujących mu prawach, sąd może stwierdzić, że rezygnacja z roszczenia była wynikiem wprowadzenia go w błąd, i nie wziąć jej pod uwagę - tłumaczy Jan Stefanowicz, szef komisji prawa w Centrum
im. Adama Smitha. Warta, druga pod względem wielkości firma na polskim rynku ubezpieczeń komunikacyjnych, uznała dotychczas kilkadziesiąt roszczeń z tytułu utraty wartości handlowej auta spowodowanej pierwszą
w historii użytkowania pojazdu naprawą. Obie firmy - PZU i Warta - są zgodne, że ewentualny zwrot pieniędzy za utraconą wartość handlową samochodu może dotyczyć tylko nowych aut. - Wyrok sądu w sprawie mojego klienta pokazuje, że nie mają racji - komentuje Tadeusz Dobiecki.
Hipokryzja ubezpieczycieli
Sytuacja finansowa polskich firm ubezpieczeniowych raczej nie zmieni się gwałtownie z powodu wypłaty mnóstwa odszkodowań. Sprawa w naszych sądach trwa przeciętnie trzy lata, więc ewentualne wypłacanie rekompensat będzie rozłożone na lata. Poza tym wysoka cena usług adwokackich sprawi, że wielu ubiegających się o odszkodowanie będzie prowadzić sprawy samodzielnie, co utrudni im wygranie procesu. Wreszcie OC jest ubezpieczeniem obowiązkowym, więc jeżeli interpretacja Sądu Najwyższego stanie się prawem, firmy podniosą cenę składki. Pobieranie składek to jedyna rentowna część działalności ubezpieczeniowej. Wypłaty odszkodowań są dla ubezpieczycieli tym, czym dla innych firm koszty uzyskania przychodu. Nic dziwnego, że za wszelką cenę starają się je ograniczyć. Warta, zwracając pieniądze za remont samochodu, odlicza koszt zużycia wymienianych części (nazywa to "braniem pod uwagę ich realnej wartości"), na przykład za trzyletni zderzak, który po wypadku został wymieniony na nowy, towarzystwo zwraca tylko część pieniędzy.
Firmy ubezpieczeniowe, nie tylko polskie, nagminnie świadomie odmawiają płacenia pełnych odszkodowań, chociaż wiedzą, że poszkodowanym się one należą. Wychodzą z założenia, że tylko niewielka część uprawnionych zgłosi się do sądu. W pojedynczych sprawach ubezpieczyciele są gotowi ponosić koszty spraw sądowych, bo zwyczajnie im się to opłaca. Jest tylko jeden sposób, by ich przekonać, że nie mają racji: walczyć o swoje w sądzie!
Walcz o swoje! Jeżeli w ostatnich trzech latach uszkodzono ci samochód w wypadku i sprawca kolizji zapłacił za szkody ze swojego ubezpieczenia OC, możesz się ubiegać o odszkodowanie za utratę rynkowej wartości twojego auta. 1 Sprawdź różnicę między rynkową ceną samochodu po wypadku i bezwypadkowego. Zwykle po kolizji wartość auta spada o 10 proc. 2 Złóż wniosek do zakładu ubezpieczeń lub sprawcy szkody, który powinien wezwać ubezpieczającą go firmę, o odszkodowanie za spadek rynkowej wartości samochodu. Podaj sumę, której wypłaty żądasz. Jeżeli ubezpieczyciel jej nie zaakceptuje, może zatrudnić biegłego do wyceny straty. 3 Jeżeli firma stwierdzi, że przyjmując odszkodowanie za naprawę auta, zrzekłeś się dalszych roszczeń, powołaj się na tzw. wady oświadczenia woli i zasady współżycia społecznego w kodeksie cywilnym - podpisując ewentualną rezygnację z dalszych odszkodowań, zostałeś wprowadzony w błąd przez ubezpieczyciela. 4 Jeżeli przez miesiąc nie dostaniesz odpowiedzi albo odpowiedź będzie negatywna, złóż pozew w sądzie. Powołaj się na uchwałę Sądu Najwyższego: sygn. III CZP 57/01, OSNC 2002/5/57. |
Półtora miliona właścicieli samochodów, którzy w ostatnich trzech latach mieli wypadki nie z własnej winy, może się domagać od firm ubezpieczeniowych ponad 4 mld zł - ustalił "Wprost". W ramach tzw. ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej (OC) ubezpieczyciele płacą tylko za naprawę samochodu, podczas gdy - zgodnie z kodeksem cywilnym - powinni zrekompensować wszystkie straty poszkodowanego w wypadku. W grudniu 2001 r. Sąd Najwyższy wydał uchwałę, w której stwierdził, że utrata rynkowej wartości auta po kolizji może stanowić szkodę, która powinna być naprawiona. Mimo upływu kilkunastu miesięcy firmy ubezpieczeniowe nadal nie wypłacają poszkodowanym całego należnego odszkodowania. Pieniądze - co oczywiste - dostają tylko osoby kierujące sprawę na drogę sądową. Tomasz Stępski z Zielonej Góry, jeden z pierwszych, którzy postąpili w ten sposób, odzyskał 3 tys. zł od PZU. Tyle, według biegłego, straciła na wartości w wyniku stłuczki nubira Stępskiego.
Jedź na całość!
Auto Tomasza Stępskiego przed stłuczką było warte 37 tys. zł. Po naprawie, mimo że samochód był sprawny, jego wartość spadła do 34 tys. zł. - W 95 proc. wypadków jesteśmy w stanie orzec, czy samochód miał choćby drobną stłuczkę - informuje Ryszard Klimek, rzeczoznawca Polskiego Związku Motoryzacyjnego. Nawet jeżeli auto było fachowo naprawione, a szkoda niewielka, wartość samochodu po kolizji spada mniej więcej o 10 proc.
- Zirytowało mnie to, jak PZU traktuje klienta. Widziałem, jak każdej z dwudziestu osób stojących przede mną w kolejce po odszkodowanie pod byle pretekstem zmniejszano wypłatę. Ludzi traktowano jak naciągaczy i złodziei - mówi Stępski. Kiedy również jemu zapłacono 400 zł mniej, niż wynosił rachunek z warsztatu, sprawę przekazał adwokatowi. Pozwał PZU
o zwrot kosztów taksówek, którymi dojeżdżał do pracy, utraconych zarobków (przez siedem dni po wypadku był na zwolnieniu lekarskim i dostawał 80 proc. wynagrodzenia) oraz rekompensatę spadku wartości samochodu. Sąd przyznał mu rację
i zasądził od PZU odszkodowanie w wysokości 5,7 tys. zł. Firma musiała ponadto zapłacić za pracę adwokata wynajętego przez Stępskiego i sfinansować koszty postępowania sądowego.
W podobnej sytuacji jak Tomasz Stępski znajduje się co roku pół miliona Polaków, których samochody są uszkadzane
w kolizjach, do jakich doszło nie z ich winy. Ubezpieczyciele ograniczają się w takich wypadkach do pokrycia kosztów naprawy samochodu, dając do zrozumienia, że na więcej poszkodowany nie może liczyć. Zaniżają w ten sposób wypłacane odszkodowania przynajmniej o 10 proc. wartości samochodu. - Prawo pozwania do sądu firmy ubezpieczeniowej mają właściciele aut, którym wypłacono odszkodowanie w ostatnich trzech latach, po 36 miesiącach sprawa się przedawnia - uważa Tadeusz Dobiecki, adwokat prowadzący sprawę Stępskiego. Jeżeli wszyscy poszkodowani upomną się o swoje pieniądze, ubezpieczyciele będą musieli wypłacić
4 mld zł (nie licząc kosztów sądowych).
Lawina pozwów
Jak poinformował nas PZU, firmie wytoczono kilka spraw o wypłatę odszkodowania
z tytułu spadku rynkowej wartości auta. Prawnicy największego polskiego ubezpieczyciela są jednak zdania, że nie grozi im lawina procesów, bo każda osoba otrzymująca od PZU odszkodowanie zrzeka się roszczeń. Jest jedno "ale"...
- Jeżeli poszkodowany nie został poinformowany o przysługujących mu prawach, sąd może stwierdzić, że rezygnacja z roszczenia była wynikiem wprowadzenia go w błąd, i nie wziąć jej pod uwagę - tłumaczy Jan Stefanowicz, szef komisji prawa w Centrum
im. Adama Smitha. Warta, druga pod względem wielkości firma na polskim rynku ubezpieczeń komunikacyjnych, uznała dotychczas kilkadziesiąt roszczeń z tytułu utraty wartości handlowej auta spowodowanej pierwszą
w historii użytkowania pojazdu naprawą. Obie firmy - PZU i Warta - są zgodne, że ewentualny zwrot pieniędzy za utraconą wartość handlową samochodu może dotyczyć tylko nowych aut. - Wyrok sądu w sprawie mojego klienta pokazuje, że nie mają racji - komentuje Tadeusz Dobiecki.
Hipokryzja ubezpieczycieli
Sytuacja finansowa polskich firm ubezpieczeniowych raczej nie zmieni się gwałtownie z powodu wypłaty mnóstwa odszkodowań. Sprawa w naszych sądach trwa przeciętnie trzy lata, więc ewentualne wypłacanie rekompensat będzie rozłożone na lata. Poza tym wysoka cena usług adwokackich sprawi, że wielu ubiegających się o odszkodowanie będzie prowadzić sprawy samodzielnie, co utrudni im wygranie procesu. Wreszcie OC jest ubezpieczeniem obowiązkowym, więc jeżeli interpretacja Sądu Najwyższego stanie się prawem, firmy podniosą cenę składki. Pobieranie składek to jedyna rentowna część działalności ubezpieczeniowej. Wypłaty odszkodowań są dla ubezpieczycieli tym, czym dla innych firm koszty uzyskania przychodu. Nic dziwnego, że za wszelką cenę starają się je ograniczyć. Warta, zwracając pieniądze za remont samochodu, odlicza koszt zużycia wymienianych części (nazywa to "braniem pod uwagę ich realnej wartości"), na przykład za trzyletni zderzak, który po wypadku został wymieniony na nowy, towarzystwo zwraca tylko część pieniędzy.
Firmy ubezpieczeniowe, nie tylko polskie, nagminnie świadomie odmawiają płacenia pełnych odszkodowań, chociaż wiedzą, że poszkodowanym się one należą. Wychodzą z założenia, że tylko niewielka część uprawnionych zgłosi się do sądu. W pojedynczych sprawach ubezpieczyciele są gotowi ponosić koszty spraw sądowych, bo zwyczajnie im się to opłaca. Jest tylko jeden sposób, by ich przekonać, że nie mają racji: walczyć o swoje w sądzie!
Konsument nasz pan WIOLETTA PIŁKA Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta Zakłady ubezpieczeń, wypłacając odszkodowania, powinny uwzględniać spadek wartości rynkowej samochodu. Mogą się bronić, wprowadzając do umów klauzule ograniczające ich odpowiedzialność z tego tytułu. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta będzie dbał, aby nie doszło do naruszenia praw konsumentów. | Nie robią łaski GRZEGORZ WLAZŁO ekspert prawny Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Według kodeksu cywilnego, sprawca szkody musi ją naprawić w całości. Utrata wartości rynkowej jest szkodą. Towarzystwa ubezpieczeniowe, które likwidują szkody spowodowane przez ich klientów, powinny zrekompensować ją na równi z innymi stratami. Jedynym ograniczeniem odpowiedzialności zakładu ubezpieczeniowego może być maksymalna suma, na jaką ubezpieczone było auto. |
Więcej możesz przeczytać w 28/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.