Podczas pewnej akademickiej dyskusji padły słowa „państwo narodowe”. Na co członek redakcji periodyku z „wysokiej półki intelektualnej” zauważył, że gdyby on użył tego pojęcia w swojej redakcji, jego młodsi koledzy „daliby mu popalić”. Zaapelował więc, by go nie używać. Daremnie tłumaczono, że jest to termin techniczny określający kształt organizacji państwa, jaki wyłonił się w XVIII w. i dotąd się rozwijał.
„Naród” i „patriotyzm” stały się słowami wyklętymi. Zdumiewa więc napis na banerach manifestantów KOD-u „My, naród” oraz nazywanie przywódcy tego ruchu „przedstawicielem narodu”. Zakładam, że koledzy z redakcji owego dyskutanta zjawiają się na tych manifestacjach w komplecie. Hasło „naród” jest dobre, kiedy służy „nam”, chociaż niekoniecznie samemu narodowi.
Pojęciem, które zrobiło światową karierę w socjologii, jest ukuty przez Edwarda Banfielda termin „amoralny familizm”. Oznacza on ograniczenie poczucia odpowiedzialności moralnej do wąskiego kręgu rodziny – świat zewnętrzny jest dżunglą, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Rozwój społeczeństwa polegał na stopniowym rozszerzaniu poczucia odpowiedzialności moralnej na coraz szersze kręgi ludzi: z rodziny na plemię, sąsiedztwo, wspólnotę obywateli uznających się za naród polityczny, a wreszcie – za stan spraw globalnych. Rozszerzanie poczucia odpowiedzialności na coraz szerszą zbiorowość nie oznacza odrzucenia odpowiedzialności za rodzinę ani za miejsce zamieszkania (patriotyzm lokalny), ani za państwo, na rzecz poczucia związku z tym, co ma miejsce na poziomie globalnym. Moralna odpowiedzialność może oczywiście ulec fiksacji na plemieniu lub wspólnocie religijno-rasowej (muzułmańscy ekstremiści) albo na narodzie i jego państwie (ideologia nazistowska w Niemczech). Wtedy można mówić o „amoralnej plemienności”, „amoralnym nacjonalizmie” itd.
Ludzie, którzy pragną uszczęśliwić ludzkość, dostrzegając w innych identyfikacjach przeszkodę w osiągnięciu tego celu, są dla ludzkości zagrożeniem. „Komunistyczny internacjonalizm” był oszustwem, na którego lep złapało się wielu idealistycznie nastawionych ludzi. Współcześni pogrobowcy Leninów, Trockich i Stalinów dotąd nie zrozumieli, że prostą konsekwencją tych złudnych przekonań są zbrodnie przeciwko ludzkości.
Kultura życia publicznego ma kształt piramidy, której trwanie zależy od kondycji każdego z jej poziomów. Idea „społeczeństwa otwartego” nie oznacza zafiksowania poczucia odpowiedzialności tylko na poziomie spraw ogólnoludzkich. Kryzys cywilizacji zaczyna się od kryzysu rodziny; kryzys państwa – od rozpadu obywatelskiej wspólnoty; kryzys międzynarodowy – od zaniku u przywódców światowych, a przynajmniej części z nich, poczucia odpowiedzialności za losy cywilizacji ludzkiej. Pojęcie „państwa narodowego” odnosi się tylko do jednej z cegiełek tej piramidy, ale jej usunięcie jest zagrożeniem dla całej budowli.�
* Profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN, były szef Transparency International Poland
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.