Rozmowa z Lechem Wałęsą
"Wprost": Trzeba było śmierci papieża, by podać rękę Aleksandrowi Kwaśniewskiemu?
Lech Wałęsa: To nie było dla mnie łatwe. Ale wysocy hierarchowie kościelni i ważni politycy powiedzieli mi: "Ojciec Święty chciał, byście się pojednali". Tego zignorować nie mogłem. Wprawdzie jestem grzesznikiem, ale sprawy wiary traktuję bardzo poważnie. Tym bardziej że swoją śmiercią papież powiedział nam: "Wszystkie wasze dolary, podziały świata na strefy wpływów, wojny przestaną się liczyć. Wszystko zostawicie". Na mnie też to podziałało.
- Zmienił pan stosunek do obecnego prezydenta?
- W żadnym razie. Pojednanie nie zakłada amnezji. Nie może oznaczać, że nie dociekamy prawdy, nie wyjaśniamy afer, zamazujemy różnice między uczciwymi a przestępcami. Nadal uważam, że Kwaśniewski zmarnował Polsce dziesięć lat. Posługiwał się niegodnymi metodami, nie miał pomysłu na Polskę. Coraz częściej słychać o postawieniu go przed Trybunałem Stanu. Jeśli tak się stanie, ja mu paczki do więzienia nie zaniosę.
- To po co się było jednać?
- Jeszcze do niedawna nie wyobrażałem sobie, że mógłbym cokolwiek zrobić wspólnie z Kwaśniewskim. Teraz już tak nie mówię. Ale czy to oznacza, że od razu mamy się kumplować? Nic z tego. Mam ciekawsze zajęcia.
- Co moglibyście razem robić?
- Mam wrażenie, że Kwaśniewski przez te pół roku, które mu zostało do końca kadencji, za wiele już nie zwojuje...
- Mimo to zdecydował się pan zaprosić go na 25. rocznicę powstania "Solidarności"?
- Bzdura. Nigdy go nie zapraszałem na żadne obchody.
- Jak to nie?
- Po prostu uchyliłem swoje weto wobec jego obecności na obchodach. Wcześniej komitet organizacyjny miał jasny sygnał: nie pojawię się tam, gdzie pojawi się Kwaśniewski. Teraz tego szlabanu nie ma. Ale z tego, co wiem, organizatorzy wcale się z tym zaproszeniem nie spieszą...
- A czy obchody bez władz państwowych nie staną się prowincjonalną akademią zwaśnionych polityków?
- Prawdziwy jubileusz zrobimy na pięćdziesięciolecie "Solidarności". Dziś emocje są zbyt świeże. Za 25 lat to dopiero będzie święto! Wszystkich na nie zapraszam, łącznie z obecnym prezydentem. Tylko przypuszczam, że on wtedy nie będzie tym zainteresowany. Nie oszukujmy się: "Solidarność" nigdy nie była jego ideą i nie jest.
- Powinien jechać do Moskwy 9 maja?
- Mógłby, pod warunkiem że głośno przedstawi polskie stanowisko w sprawie Jałty i sowieckiej okupacji. Ale w tym celu powinien wcześniej zorganizować spotkanie przywódców wszystkich krajów postkomunistycznych. Cała grupa powinna wspólnie przyjąć oświadczenie, wybrać jednego przedstawiciela i zażądać od Władimira Putina możliwości odczytania tego tekstu na obchodach. Tylko taki udział w tych uroczystościach ma sens.
- Putin na to się nie zgodzi. Przemawiać będzie tylko on.
- W tej sytuacji w żadnym wypadku jechać nie wolno! Nie wiem, skąd się bierze ta ugodowość Kwaśniewskiego w stosunku do Moskwy. Nie wiem, czy rację ma Kaczyński, mówiąc, że on tam musi mieć swoją teczkę. Ale jak patrzę na postawę Kwaśniewskiego, mam wrażenie, że coś jest na rzeczy.
- Co będzie z Polską bez polskiego papieża?
- Zostawiam to Duchowi Świętemu... Dwadzieścia cztery lata temu, w dniu zamachu na papieża, byłem w Japonii. Odwołałem wszystkie punkty wizyty, przerwałem spotkania. I mówię do Pana Boga: "Co Ty robisz? Mieliśmy z Ojcem Świętym rozwalać komunizm i teraz, w najważniejszym momencie, nam go zabierasz? Po półgodzinnej modlitwie miałem wrażenie, że usłyszałem odpowiedź: "Chłopie! Ty się za mnie nie martw. Weź się lepiej do swojej roboty".
- Wziął się pan?
- Jasne. Kontynuowałem wizytę, a po powrocie do kraju dalej obalałem komunizm. Papież wyzdrowiał, zwyciężyliśmy. Wtedy zrozumiałem, że Bóg nigdy nie traci kontroli nad światem.
- Teraz znowu spytał pan Boga: co Ty robisz?
- Kiedy umarł Ojciec Święty, powyłączałem telefony i znów zacząłem się modlić. "Panie Boże. Dopiero co weszliśmy do unii i NATO, robimy europejską konstytucję. Papież jest nam teraz potrzebny jak nigdy".
- I co pan usłyszał?
- Miałem wrażenie, że Duch Święty mówi do mnie mniej więcej tak: "Ojciec Święty powiedział wam już wszyściusieńko, co mógł. Powtarzał: pisząc eurokonstytucję, nie zapominajcie o chrześcijaństwie. Uczył, że aborcja i eutanazja to zło. Słuchaliście? Nie! Więcej papież zrobić już nie mógł. Szkoda mi było, żeby się dalej z wami męczył, więc go zabrałem. Może teraz, kiedy go zabraknie, weźmiecie jego słowa na poważnie i zaczniecie go wreszcie słuchać".
Więcej możesz przeczytać w 16/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.