Konkurencja, a więc spór, niezgoda, to sprawy gorszące. Towarzystwo dzieli sfery wpływów, a nie użera się o nie
Bronisław Wildstein
Przez dwa tygodnie byliśmy gdzie indziej. Myśleliśmy o sprawach głębszych. Czas jednak wrócić do naszej rzeczywistości, która trzęsie się coraz bardziej. Chciałoby się wręcz zawołać: świat się kończy! No, może nie świat, ale III RP, która dla wielu jest światem całym. Bo bezwzględny sędzia Kryże na wysokie wyroki skazał odpowiedzialnych za aferę FOZZ. No, może nie odpowiedzialnych, ale głównych wykonawców. No, i nie jest to wyrok prawomocny, a więc jeszcze choćby częściowo może się przedawnić. Mimo wszystko wierzyć się nie chce. To już nie tylko dziennikarze będą skazywani - dotychczas jako jedyni - za ujawnianie sprawy FOZZ. A skazywani byli za odsłonięcie jedynie kawałka tego, co Kryże w majestacie prawa ogłosił. I nawet sądów na niego nie ma!
No, może nie kończy się jeszcze III RP, ale źle się w niej dzieje. Nawet jej wierni obrońcy jakby zamilkli. Dlaczego Waldemar Kuczyński nie udowadnia, że afery właściwie nie było i złem największym jest pisanie o niej, gdyż podważa to zaufanie Polaków do III RP? Dlaczego Janina Paradowska nie zgromiła dziennikarzy, że nazywają coś aferą przed prawomocnym wyrokiem sądu? Dlaczego milczą inni? Dlaczego do aferomanii dołączyła "Gazeta Wyborcza" - jakby niepomna swoich dawnych ostrzeżeń? Dlaczego nie ma listu zbiorowego w obronie Dariusza Tytusa Przywieczerskiego, tak długo wychwalanego za modelowe przedzierzgnięcie się z aparatczyka PZPR w herosa wolnego rynku, mecenasa wolnej prasy, dobroczyńcy "Trybuny"? Dlaczego nie odzywają się niewdzięczni artyści, dziennikarze, autorytety moralne? Dlaczego milczy partia umiaru, rozsądku i przyszłości - PeDe? I nawet jej moralno-prawna podpora mecenas Widacki (modnie, z angielska wymawiany) - tak, to ten, który autorytet zdobył ewangelicznie, broniąc cnoty funkcjonariuszy i agentów SB - nawet on nie wspierał Żemka i spółki!
Polskę opanowała teoria spiskowa. Jeśli nawet w "GW" czytamy, że może istnieć związek między współpracą z tajnymi służbami szefa FOZZ i przeprowadzanymi przez niego operacjami w celu przejęcia pieniędzy z funduszu. Jeśli w tej samej gazecie można trafić na pomysł połączenia nagłej, acz przypadkowej śmierci funkcjonariuszy NIK z ich dochodzeniem w tej sprawie - to czytelnik nie wie już, na jakim świecie żyje.
Mało tego. Skazani w procesie to już nie Ż., Ch. czy P. To po prostu Grzegorz Żemek, Janina Chim czy Dariusz Przywieczerski. I nawet ciemnego paska na oczy nie dostali. Co na to główny inspektor danych osobowych prof. Ewa Kulesza? I być może tu właśnie jest pies pogrzebany. Bo to, co najbardziej grozi
III RP, to skandal jawności. Nieprzypadkowo ostrzegał już przed nim inny krakowski autorytet prof. Andrzej Romanowski w swoim pamiętnym tekście z lata ubiegłego roku w "Gazecie Wyborczej": "IPN - bezprawie i absurd". Już tam proroczo wykazał, do czego może prowadzić igranie z jawnością i jak niebezpieczną rzeczą jest pamięć, która wymyka się spod kontroli.
Bo przecież nie chodzi o to, by w ogóle nie było jawności ani pamięci. Chodzi o to, by była ona ostrożnie dozowana nie przygotowanemu na jej przyjęcie społeczeństwu. Innymi słowy, aby była koncesjonowana. Bo to nieprawda, że nie oglądaliśmy archiwów SB. Na początku roku 1990 oglądaliśmy je oczyma Adama Michnika, który odpowiedzialnie uznał, że bezpośrednie nachylenie się nad nimi może nam zaszkodzić. I wydawało się, że zrozumieliśmy. I wszystko szło dobrze, III RP kwitła, aż daliśmy się podburzyć głosom nieodpowiedzialnych - powstał IPN, a dalej już samo poleciało. I dziś już nie wiemy, kto za co odpowiada.
III RP to ład koncesyjny. Wiadomo było, kto do czego został powołany. Powoływały autorytety, które również powoływały się nawzajem. Licencję na politykę dostali Mazowiecki i Geremek, a potem także Kwaśniewski, na kapitalizm - dawni funkcjonariusze KC PZPR (żeby nie było im daleko, siedzibę tej organizacji przemianowano na giełdę). Na pouczenia moralne - "Tygodnik Powszechny". Na wielkość intelektualną - Kutz. Na dziennikarstwo - Żakowski. A Adam Michnik - na wszystko. Doskonale nie było. Zawsze ktoś wepchał się gdzie nie trzeba, choć autorytety gromiły. Zasady były jednak ustalone. Kiedy Dariusz Fikus przejmował "Rzeczpospolitą", uzgodniono, że będzie się ona zajmować ekonomią i prawem, bo od polityki i idei była już "Wyborcza". Konkurencja, a więc spór, niezgoda, to sprawy gorszące. Towarzystwo porozumiewa się, a nie kłóci. Dzieli sfery wpływów, a nie użera się o nie. Pilnuje porządku i piętnuje radykalizm. Jest w centrum. Tam gdzie rozsądek i umiar.
Dziś licencje są kwestionowane. Ba, podważany jest cały ład koncesyjny. Radykalizm atakuje. I zamiast kierować się ku przyszłości, tropimy dawno przebrzmiałą aferę FOZZ.
Więcej możesz przeczytać w 16/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.