Jak dowiedział się „Wprost”, w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego powstał zespół, który ma opracować „Strategiczną koncepcję bezpieczeństwa morskiego Rzeczypospolitej Polskiej”. – Będzie to pierwszy tego typu dokument w naszym kraju. Niestety dotychczas sprawy morskie były traktowane dość powierzchownie, o ile nie lekceważąco – mówi Jarosław Brysiewicz, zastępca szefa BBN, który kieruje zespołem. W jego skład wchodzą nie tylko eksperci biura, lecz teoretycy i praktycy związani z morzem i Marynarka Wojenną. – Zdiagnozujemy stan obecny, tło międzynarodowe, kwestie bezpieczeństwa. Podam prosty przykład. Gdyby teraz zostały zamknięte morskie szlaki handlowe, to z półek w polskich sklepach znikną trzy czwarte wszystkich produktów. Aż 90 proc. światowej wymiany handlowej odbywa się drogą morską – podkreśla Brysiewicz.
Zobowiązania i możliwości
Dramat polskich sił morskich można byłoby zamieść pod dywan, ale są one ważnym elementem działań NATO. Sojusz utrzymuje cztery stałe zespoły okrętów: MCM1 i MCM2 – zajmują się poszukiwaniem i zwalczaniem min morskich. Z kolei zespoły o kryptonimach SNMG1 i SNMG2 działają na wodach północnych i południowych. Ich główne zadania to monitoring i ochrona szlaków morskich. Reagują też na pojawiające się zagrożenia. Obecnie na przykład okręty wchodzące w skład SNMG2 na Morzu Egejskim pomagają w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego na południu Europy.
Jeżeli więc Polska chce być wiarygodnym partnerem Sojuszu, musi brać udział w operacjach morskich. Problemem jest jednak sprzęt. Średnia wieku polskich okrętów wojennych to 35 lat, a ich technologiczna i taktyczna wartość jest daleko poza sojuszniczym standardem.
Antoni Macierewicz, szef MON, gdy wiosną deklarował, że wyśle na Morze Egejskie polski okręt, wiedział doskonale, w jakim stanie jest Marynarka Wojenna. Decyzja polityczna o rozpoczęciu misji jednak zapadła. Wnioskowały o to Niemcy, Turcja i Grecja. Do współdziałania z nimi w ramach SNMG2, składającego się w większości z nowoczesnych, sprawnych i dobrze uzbrojonych fregat i korwet, został wysłany wiekowy ORP Generał Tadeusz Kościuszko. Okręt ma niesprawne systemy bojowe łącznie z armatą okrętową o kalibrze 76 mm, a rakietom przeciwokrętowym Harpoon dwa lata temu skończył się okres przydatności do użycia. Nowego uzbrojenia nie montowano na fregacie od 14 lat.
– W takim stanie okręt może być kulą u nogi, nie wsparciem. Szczególnie gdy sytuacja zacznie robić się gorąca – ocenia jeden z marynarzy. I przypomina sytuację z 2008 r. Wówczas zespół okrętów bojowych NATO w czasie trwania wojny rosyjsko-gruzińskiej został skierowany na Morze Czarne. W składzie zespołu była polska fregata ORP Generał Kazimierz Pułaski. Jednak nie miała żadnego uzbrojenia, nie mogłaby się więc bronić, a co dopiero odpierać potencjalny atak. – Taki sprzęt na misjach NATO przynosi niestety polskiej armii wstyd – uważa prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony, ekspert do spraw wojskowości.
Fregaty ORP Kościuszko i ORP Pułaski typu Oliver Hazard Perry to dar amerykańskiej armii. Wysłużone okręty trafiły do Marynarki Wojennej w marcu 2000 r. Miały być protezą pomiędzy poradzieckim sprzętem, powoli wycofywanym ze służby, a nowym, który, jak oczekiwali marynarze, miał wkrótce do nich trafić. To „wkrótce” przeciągnęło się jednak do dziś.
Polska ma piękne tradycje morskie z okresu międzywojennego. Wtedy udało się zbudować port wojenny, wokół którego powstało miasto Gdynia, i całkiem pokaźną flotę wojenną. Jak mogło się więc stać, że dziś państwo z ponad 540-kilometrową granicą morską nie ma ani jednego nowoczesnego okrętu? – Polska to kraj lądowy. Tradycje naszego oręża też są silnie związane z lądem. Stąd niska świadomość morska – uważa Brysiewicz. – Granicę morską traktujemy jak lądową, dlatego wielu uważa, że dywizjon rakietowy i kilka kutrów wystarczy do obrony wybrzeża. Tymczasem w powołaniu i utrzymywaniu Marynarki Wojennej nie chodzi o obronę brzegu morskiego. Ma ona zapewnić bezpieczeństwo wszystkich procesów, które dzieją się na morzu i za jego pomocą są realizowane. Chodzi na przykład o transport, nieskrępowany przesył, eksploatację zasobów – wymienia wiceszef BBN.
Zatopiony projekt Gawron
Początek XXI w. dawał nadzieje na lepszą przyszłość. W listopadzie 2001 r. położona została stępka pod budowę korwety wielozadaniowej projektu Gawron. Miała to być jedna z siedmiu jednostek na licencji niemieckiej. W planach zostało zapisane, że do 2012 r. w Marynarce Wojennej będą co najmniej dwa w pełni operacyjne okręty, dwa następne według harmonogramu budowy miały powstać do końca 2015 r. To był bardzo optymistyczny plan. Rzeczywistość go jednak zweryfikowała. – Wiedzieliśmy, że siły morskie trzeba było wyposażyć w nowe okręty, bo powstawała luka po radzieckim sprzęcie, który nie spełniał już standardów NATO. Fregaty projektu Gawron to miał być trzon naszej Marynarki Wojennej. Miała ona dostać okręty wielofunkcyjne, uniwersalne i dobrze uzbrojone. Niestety, zaraz po moim odejściu z MON program był systematycznie niszczony – wspomina Szeremietiew.
W końcu rząd Leszka Millera zdecydował, że z programu siedmiu okrętów zbudowane zostaną tylko dwa. Potem PO znowu obcięła fundusze i już tylko jeden gawron miał być zwodowany. Ale nawet jego budowa się ślimaczyła, pochłaniała też gigantyczne fundusze. Były premier Donald Tusk nazwał niedokończoną fregatę najdroższą motorówką świata.
Nie bez winy była też Stocznia Marynarki Wojennej. Popadała w coraz większe kłopoty finansowe, aż w końcu została postawiona w stan likwidacji, w którym jest do dziś. Dla zarządzających stocznią Gawron był jak kroplówka. Pieniądze, które miały iść na budowę okrętu, służyły do podtrzymywania przy życiu źle zarządzanego przedsiębiorstwa.
W 2012 r. projekt Gawron został zarzucony. Zapadła decyzja, że na bazie prawie gotowego kadłuba zbudowany zostanie słabiej uzbrojony i wyposażony okręt patrolowy ORP Ślązak. W połowie 2015 r. został zwodowany i miał wejść do służby. Znowu pojawiły się opóźnienia. W ten sposób w budowie gawrona Skarb Państwa utopił około 1,5 mld zł. To oznacza, że ORP Ślązak będzie rzeczywiście jednym z najdroższych okrętów na świecie w swojej klasie. Gdyby jednak zbudowano serię tych okrętów, koszt jednostkowy byłby znacznie niższy i nie odbiegałby od standardów.
Na drugim biegunie jest budowa niszczyciela min Kormoran. Przebiega planowo, bez problemów, opóźnień i dodatkowych kosztów. Kormoran będzie jednym z najnowocześniejszych i największych na świecie okrętów w swojej klasie. Ma prawie 59 m długości, 10 m szerokości, kadłub zbudowany jest z amagnetycznej stali. W 2013 r. wojsko podpisało umowę na jego budowę z prywatnym konsorcjum Remontowa Shipbuilding. Pierwszy kormoran zostanie oddany jesienią tego roku. Nie wiadomo jednak, czy zapisana w umowie opcja budowy dwóch kolejnych jednostek zostanie zrealizowana.
W planach Ministerstwa Obrony były jeszcze zakupy dla Polskiej Marynarki Wojennej trzech mieczników, czyli okrętów obrony wybrzeża, oraz trzech czapli, czyli okrętów patrolowych z funkcją zwalczania min. Jednak nadal pozostają one tylko na papierze. Być może znajdą się w nowym programie zapowiadanym przez wiceministra obrony Bartosza Kownackiego, jednak dziś trudno wyrokować, jak będą wyglądały ich założenia taktyczno-techniczne. Podobnie zresztą jak ewentualne plany zakupów okrętów podwodnych.
Zobaczyć Bałtyk z Warszawy
Marynarze coraz częściej słyszą pytanie: po co Polsce Marynarka Wojenna? Skoro Polska należy do NATO i jest krajem z długą granicą morską, to powinna również posiadać zdolności obronne w tym zakresie. Ale musi też działać na Bałtyku. Ma tu osłaniać porty i morskie szlaki handlowa. Bezpieczeństwa dróg strzeże policja, a szlaków morskich floty poszczególnych państw. Strzegąc jednak naszych statków, wymagają tego samego od nas. Chcą, by ich transport morski był bezpieczny również na Bałtyku, pod opieką polskiej floty. Eksperci do spraw terroryzmu przestrzegają, że rośnie zagrożenie atakiem z morza z wykorzystaniem porwanych statków. Skutki zdetonowania niewielkiego gazowca LPG są podobne do wybuchu bomby atomowej.
– Bałtyk jest też bardzo ważnym kierunkiem operacyjnym, biorąc pod uwagę Kaliningrad, który jest drogą zaopatrzenia tam sił rosyjskich – ocenia Romuald Szeremietiew. Przypomina, że porty w Świnoujściu, Szczecinie, Gdyni i Gdańsko są wyznaczone jako bazy przyjmowania sił NATO-wskich na cały teatr Europy Środkowo-Wschodniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.