Bartosz Czartoryski
Cokolwiek by się wydarzyło, barbarzyńca z wymyślonej przeszłości już chyba zawsze będzie miał twarz Arnolda Schwarzeneggera. Bo choć o słynnym rębajle napisano dziesiątki książek, choć poświęcono mu setki opowieści komiksowych, zrobiono kilkanaście gier i nakręcono remake oraz serial bez udziału austriackiego aktora, bodaj żadna jego inkarnacja nie zdobyła takiej popularności, jak ta kinowa z lat 80. A przecież jeszcze zanim ruszyły kamery na planie filmu, który miał eksportować Conana za kontynent amerykański, rosły wojownik o kruczoczarnej grzywie cieszył się już statusem popkulturowego fenomenu. Chwili tej nie dożył jego twórca, pisarz Robert E. Howard, który nigdy nie wyzwolił się z kręgu czasopism publikujących literaturę groszową, czyli fantastykę niezbyt wysokiego lotu (z chlubnymi wyjątkami). Popełnił samobójstwo w wieku zaledwie 30 lat, nigdy nie doczekawszy się uznania. Szczęśliwie entuzjaści prozy Howarda niestrudzenie katalogowali i popularyzowali jego dzieła, a także kontynuowali rozbudowę stworzonego przezeń świata. Ich wysiłek się opłacił. Dzisiaj, po niemal 82 latach od śmierci pisarza, bez tej fanowskiej inicjatywy przeszło milion graczy jeszcze przed premierą nie kupiłoby nowego tytułu osadzonego w świecie wymyślonym przez amerykańskiego autora – „Conan Exiles”, a na półkach z prasą nie lądowałby co dwa tygodnie kolejny numer komiksu o wojowniku z Cymerii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.