Muszę przyznać, że byłem zaskoczony po przestudiowaniu tych danych: przed wprowadzeniem obowiązkowych szczepień w 1975 r. na odrę w Polsce chorowało… No właśnie, ile osób? Dla ułatwienia dodam, że w ostatnich latach było ich mniej więcej od 60 do ponad 130. Otóż przed rozpoczęciem masowych szczepień 200-300 dzieci rocznie… umierało na odrę, bo stwierdzonych przypadków choroby było od 70 tys. do 200 tys. (oficjalne dane Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny). O tysiącach nadal możemy mówić w odniesieniu do niektórych krajów europejskich.
Jak podsumował niedawno Główny Inspektorat Sanitarny, od początku roku do 5 października zanotowano 5100 przypadków odry w Rumunii, 2702 we Francji, 2290 w Grecji i 2248 we Włoszech. I jest to łączone z niechęcią do szczepień. O tym, kim są przeciwnicy obowiązkowych szczepień w Polsce, czym grozi brak profilaktyki (nie tylko w przypadku odry), jak skutecznie zadbać o siebie oraz dzieci, piszemy w tym wydaniu „Wprost”. Także o tym, jak reguluje się kwestię szczepień w innych krajach, bo rzeczywiście obowiązek ustawowy nie jest jedynym rozwiązaniem problemu. Trzeba to podkreślić: brak obowiązkowych szczepień automatycznie nie musi oznaczać katastrofy. Zaryzykuję jednak twierdzenie, że ustawowy przymus jest najwłaściwszym rozwiązaniem dla Polski, kraju, którego obywatele – nie ze swojej winy – przez wieki uczyli się nieufności do (obcych) instytucji państwa. W parlamentarnym zespole ds. bezpieczeństwa programu szczepień, z którym utrzymywali kontakt antyszczepionkowcy, moją uwagę zwrócił Wojciech Bakun z Kukiz’15. Swego czasu pan poseł jasno oświadczył: „Córkę zaszczepiłem, ale syna już nie. Podejmuję to ryzyko” (cytuję za „Gazetą Wyborczą” z 2016 r.). 4 listopada Wojciech Bakun wygrał, i to zdecydowanie, II turę wyborów na prezydenta Przemyśla.
Tymczasem z krajów nam nieodległych, leżących poza Unią Europejską, najwięcej zachorowań notuje się na Ukrainie, ponad 32 tys. przypadków w 2018 r. Szanuję poglądy pana prezydenta jako rodzica, rozumiem, iż w taki, a nie inny sposób postanowił działać w interesie swojego dziecka, ale myślę sobie, że ryzyko, o którym wspominał, nie jest małe. Generalnie w całej Polsce osiedliło się wielu Ukraińców, i dobrze, bo ich praca jest nam bardzo potrzebna, tyle że wobec napływających informacji o sytuacji zdrowotnej w tym kraju na odrę musimy szczególnie uważać. Spróbuję przełożyć decyzje antyszczepionkowców, którzy nie zgłaszają się z dziećmi na obowiązkowe zabiegi, na ekonomiczną teorię gier. Otóż zakładają oni, że zyskają, bo ich dzieci unikną ryzyka wiążącego się ze szczepieniami i jednocześnie nie zachorują, ponieważ się nie zarażą. Jest to założenie prawidłowe, jeśli inni dookoła również nie zachorują – czyli będą szczepieni. Przyjmuje się, że tzw. odporność zbiorowiskową gwarantuje odpowiednio wysoka wyszczepialność. 100 proc. nie osiągnie się nigdy, bo w pojedynczych przypadkach istnieją przeciwskazania do szczepień. Jeśli jednak zbyt wielu rodziców zacznie – jak to się mówi w grach – przyjmować strategię unikania szczepień dzieci, aby wyeliminować koszt (ryzyko problemów poszczepiennych) i zatrzymać zysk (zdrowie), to ich kalkulacje mogą się nie sprawdzić. W kwietniu tego roku pojawiła się informacja, że w Polsce możemy być już poniżej bezpiecznego progu wyszczepialności. Co z obowiązkowymi szczepieniami? Jak oceniać strategię antyszczepionkowców?
Zapraszam do nadsyłania głosów w dyskusji na [email protected].
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.