Jak zaczęła się pani przygoda z Albanią?
Chyba wszystko zaczęło się, gdy mieszkałam w Bukareszcie i poznałam Norweżkę, która zajmowała się badaniami nad Rumunią i Albanią. Pamiętam, jak siedziałyśmy przy stole w kuchni i powiedziała mi: „Rumunia to dopiero początek Bałkanów, Albania jest jeszcze bardziej przesunięta, inna”. To był 2011 r. Kiedy przyjechałam do Albanii, miałam wrażenie, że w kawiarniach na prowincji widzę tylko mężczyzn, że trafiłam do kraju, który cały opiera się na męskiej wspólnocie. I gdybym na swojej drodze nie spotkała ciekawych kobiet, to raczej bym się na tę książkę nie zdecydowała. Jedną z tych osób była Albanka, doktor nauk humanistycznych, która opowiadała mi z jednej strony o nierównościach w albańskich domach, a z drugiej – o problemach związanych z dyskursem o przeszłości. Dla niej albański komunizm był „małym Holokaustem”. Dopiero potem poznałam ludzi, którzy nadal czują wielką nostalgię za systemem, nostalgię, która wynika z rozczarowania albańską transformacją, demokracją, polityką, Unią Europejską. To zupełnie dwa różne punkty widzenia, różne narracje, tak jakby istniały dwie prawdy o przeszłości.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.