Aleksandra systematycznie badała sobie piersi: niewielki guzek w lewej wyczuła cztery i pół roku temu. Od razu poszła na badanie USG; nie wykazało nic niepokojącego. Lekarka uspokajała, prosiła jednak, żeby po roku powtórzyć badanie. W tym czasie Aleksandra zaszła w ciążę, urodziła Mikołaja, karmiła go piersią. Jeszcze w trakcie karmienia drugi raz zaszła w ciążę. Nadal wyczuwała guzek, jednak uspokajało ją to, że się nie zmieniał.
Podwójne zblokowanie
Gdy córeczka miała 10 miesięcy, guzek zaczął lekko pobolewać. – Tak było tylko jednego dnia, jednak postanowiłam od razu iść na badanie. Podczas USG lekarz stwierdził, że to źle wygląda, choć uznał, że nie musi to być nowotwór. Dał mi skierowanie do onkologa, na biopsję gruboigłową i mammografię – opowiada Aleksandra. O dniu, w którym dowiedziała się o wyniku biopsji, chciałaby jak najszybciej zapomnieć. – Byłam z córeczką w przychodni. A tu telefon, że wynik jest zły, i pytanie, czy za dwa dni mogę być na wizycie w centrum onkologii. Łzy ciekły mi po policzkach – dodaje. Po dwóch dniach była już w centrum onkologii. Badania potwierdziły raka piersi. Nie było przerzutów, jednak okazało się, że to rak piersi HER2 dodatni.
Nie wszystkie pacjentki stać na taką terapię, czują się źle, że lepsze leczenie nie jest dla nich dostępne, bo nie mają pieniędzy wszystko działo się szybko, ale teraz jeszcze bardziej przyspieszyło – mówi Aleksandra. – Przy tym typie raka nie wolno czekać. HER2 dodatni to obok trójnegatywnego raka piersi najbardziej agresywny podtyp. Szybko się rozwija i częściej daje przerzuty. Dobrą wiadomością jest to, że u ok. 95 proc. jest on rozpoznawany w stadium miejscowym, kiedy można go całkowicie wyleczyć – wyjaśnia dr Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Centrum Onkologii.
Druga dobra wiadomość: ten typ nowotworu dobrze reaguje na terapię celowaną. HER2 to receptor znajdujący się na powierzchni komórek nowotworowych. W HER2 dodatnim raku piersi tych receptorów jest za dużo. – Im więcej ich występuje na powierzchni komórek nowotworowych, tym łatwiej się one dzielą i są bardziej oporne na różne metody leczenia. Przez to przerzuty pojawiają się szybciej – mówi prof. dr hab. n. med. Tadeusz Pieńkowski, kierownik Kliniki Onkologii i Hematologii CMKP w Szpitalu MSWiA w Warszawie. Obecnie dzięki postępowi w medycynie z tym podtypem raka piersi można żyć długo, a w niektórych przypadkach – przy wykryciu we wczesnym stadium – jest możliwe wyleczenie. – Pani doktor od razu umówiła mnie na konsylium, gdzie zaproponowano leczenie: podwójną chemioterapię i dwa leki celowane, czyli tzw. podwójną blokadę. Jeden z tych leków jest nierefundowany i kosztuje ok. 11,5 tys. zł.
To cena za jedną dawkę, a całkowity koszt leczenia to 81 tys. zł. Nie miałam takich pieniędzy – opowiada Aleksandra. Standardem leczenia HER2 dodatniego w stadium miejscowym jest usunięcie guza. Żeby zwiększyć prawdopodobieństwo, że nie będzie nawrotu choroby, stosuje się leczenie przed- i pooporacyjne. W tym pierwszym ważna jest terapia celowana blokująca receptor HER2. – Na świecie dostępne są w leczeniu przedoperacyjnym dwa leki: trastuzumab i pertuzumab. Podawane razem powodują większą skuteczność: mówimy, że to „podwójna blokada” receptora HER2. Poprawia to efektywność leczenia – tłumaczy dr Jagiełło-Gruszfeld.
Jednak w Polsce w leczeniu przedoperacyjnym pacjentki mogą dostawać tylko trastuzumab. U jednej na cztery chore nastąpi nawrót choroby w ciągu 10 lat. Dodanie do niego drugiego leku zwiększa o 15-30 proc. szanse na powodzenie terapii. – Może się wydawać, że to nie jest dużo, jednak pacjentka zawsze się zastanawia, czy jej los mógłby być inny. W ten sposób zwiększamy szanse, że choroba nigdy nie powróci – mówi dr Jagiełło-Gruszfeld. W Polsce pertuzumab jest dostępny tylko dla pacjentek z rozsianym rakiem piersi. – To dobrze, że jest dla nich dostępny, jednak to są pacjentki, u których choroba wróciła; dwa-trzy lata temu były leczone z zamiarem wyleczenia. Terapia może wydłużyć im życie, ale ich szansa na wyleczenie przepadła, gdy pojawiły się przerzuty odległe. Dlatego tak ważne jest, by zastosować ten lek wcześniej, gdy jest możliwe wyleczenie – mówi dr Jagiełło-Gruszfeld.
Rodzinna składka
Mama Aleksandry zadeklarowała, że odda na jej leczenie oszczędności; rodzina – że weźmie kredyt. Założyła konto w Fundacji Rak’n’Roll, prosiła o wpłaty znajomych na FB. Pieniądze udało się zebrać. Sześć podań leku, operacja usunięcia guzka wraz z mastektomią i oczekiwanie na wynik. – Był szybko. Gdy pani doktor powiedziała mi, że jest sukces, bo w usuniętym guzie dzięki leczeniu nie było żadnej komórki nowotworowej, aż mi się zakręciło w głowie ze szczęścia – mówi Aleksandra. Przyjmuje jeszcze herceptynę, czeka ją też radioterapia, by zwiększyć prawdopodobieństwo, że rak nie powróci, ale Aleksandra wprost tryska szczęściem.
– Często uśmiecham się do siebie, bo dostałam drugie życie! – Nie wszystkie pacjentki stać na taką terapię, czują się źle, że lepsze leczenie nie jest dla nich dostępne, bo nie mają pieniędzy. Ja pracuję w Warszawie, ale myślę, że koledzy pracujący w mniejszych miastach, gdzie dochód w rodzinie jest niższy, jeszcze częściej słyszą odmowy – dodaje dr Jagiełło-Gruszfeld. – A przecież jeśli patrzymy na koszty, to ten lek jest szansą na wyleczenie, a więc zaoszczędza się na późniejszych, droższych terapiach, kiedy już szansy na wyleczenie nie ma. Czy to się opłaca?
Czytaj też:
Dobre wieści dla pacjentek. Nowoczesne leki na raka piersi będą refundowane
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.