Na początku tego roku światowe media obiegł komunikat, że Międzynarodowy Bank Inwestycyjny (MBI) przenosi swoją siedzibę z Moskwy do Budapesztu. Na Węgrzech ma zyskać statut placówki dyplomatycznej, co oznacza, że rosyjski bank będzie zwolniony ze wszystkich podatków, ceł czy sankcji. Nie będzie musiał składać sprawozdań finansowych, a wszyscy pracownicy banku razem z rodzinami będą objęci pełnym immunitetem dyplomatycznym. Szefem MBI jest Nikołaj Kosow. Kilka miesięcy temu jego życiorys opisał amerykański dziennik „New York Times”. Rosyjski bankier pochodzi z rodziny funkcjonariuszy radzieckich służb specjalnych. Jego ojciec pracował w pierwszym departamencie KGB, który miał za zadanie m.in. podsycać antysemickie stereotypy.
Wysłano go też do Budapesztu w celu stłumienia powstania węgierskiego z 1956 r. Matka była natomiast opisywana jako „jeden z najbardziej niezwykłych szpiegów XX w”.. Wykradała amerykańskie tajemnice wojskowe, a później została znaną rzeźbiarką. Nikołaj Kosow całe dzieciństwo był przekonany, że jego matka jest kucharką. Zachodnie służby też podejrzewają go o pracę dla KGB, chociaż bank odcina się od tych oskarżeń, a sam Kosow odmawia odpowiedzi na pytania o swoją przeszłość. Węgierscy komentatorzy biją na alarm, że Międzynarodowy Bank Inwestycyjny pod wodzą takiego prezesa stanie się przykrywką dla rosyjskich agentów, którzy będą mogli infiltrować naszą część Europy.
Znany węgierski historyk Krisztián Ungváry w wywiadzie dla dziennika „Népszava” powiedział wprost, że zezwolenie na przeniesienie siedziby MBI z Moskwy do Budapesztu było zdradą, a cały zarząd banku składa się najprawdopodobniej z tajnych rosyjskich agentów. Kulisy działalności MBI w naszej części Europy przez kilka miesięcy badali reporterzy z Polski (Fundacja Reporterów, w tym dziennikarz „Wprost”), Węgier (Átlátszó i Direkt36), Czech (Investigace. cz) i Słowacji (Centrum Jána Kuciaka) w ramach międzynarodowego projektu dziennikarskiego VSquare. Co wynika z polskich wątków? Jak udało się ustalić, zanim Putin dogadał się z Orbánem w sprawie przeprowadzki z Moskwy do Budapesztu, Międzynarodowy Bank Inwestycyjny pukał również do Polski. Z MBI łączyły nas zresztą wspólne interesy. Dzisiaj zostały po nich dziesiątki milionów złotych długów, których Rosjanie nie chcą nam spłacić od kilkunastu lat. Polskie państwo jest tutaj bezradne.
Rura za ruble
Międzynarodowy Bank Inwestycyjny został utworzony w 1970 r. Miał pomagać w rozwoju i wzmacniać współpracę państw należących wtedy do RWPG. Państwami założycielami instytucji – oprócz ZSRR, Mongolii, Kuby czy Wietnamu – były państwa satelickie z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Czechosłowacja, Rumunia, Węgry, Bułgaria i Polska. Mieliśmy nieco ponad 13 proc. udziałów. MBI przyznawał preferencyjne pożyczki m.in. na „przedsięwzięcia pogłębiające socjalistyczny podział pracy”. W Polsce za pieniądze z MBI udało się na przykład wybudować część gazociągu Sojuz, jednego z najdłuższych w Rosji, który ciągnie się aż od rosyjskiej granicy z Kazachstanem do Niemiec i Austrii. Kredytobiorcami MBI był tez polski przemysł maszynowy: producent uzbrojenia – Huta Stalowa Wola, silników lotniczych – WSK „PZL-Kalisz” czy układów hamulcowych – Polmo Praszka. Po upadku ZSRR rosyjski bank wstrzymał działalność, bo znalazł się na krawędzi bankructwa. Zawiesił regulowanie zobowiązań wobec wierzycieli i przestał udzielać pożyczek.
W 1999 r. Aleksander Kwaśniewski, ówczesny prezydent RP, zdecydował się wypowiedzieć umowę Rosjanom, bo bank był słaby finansowo i organizacyjnie. „Istotnym czynnikiem była też wątpliwość, czy wizja kierownictwa banku i jego udziałowców co do dalszej działalności jest do pogodzenia z poglądami Polski. Wskazywano też na zagrożenia koniecznością dokapitalizowania banku” – tłumaczyło wtedy na łamach „Gazety Wyborczej” decyzję prezydenta Ministerstwo Finansów. 13,6 proc. polskich udziałów w MBI było wycenianych na ok. 175 mln euro. Polska była pierwszym krajem, który zdecydował się wyjść ze struktur MBI. Przy Narodowym Banku Polskim został wówczas powołany specjalny zespół, który miał uregulować wzajemne zobowiązania. Sprawa dotyczyła zwrotu ponad 0,5 mld zł, bo tyle były warte polskie udziały. Zarząd MBI wypowiedział się w tej sprawie jasno.
„Bank nie ma żadnych zobowiązań wobec Polski, ponieważ kraj wystąpił o zwrot pieniędzy w chwili, kiedy MBI miało ujemne aktywa” – czytamy w sprawozdaniu finansowym rosyjskiego banku z 2012 r. Innymi słowy, Polska poprosiła o zwrot pieniędzy, kiedy bank był praktycznie niewypłacalny. Ale na osłodę MBI zarezerwowało sobie w budżecie 29,15 mln euro dla Polski. Od tamtej pory rozmowy zarządu banku z polskimi władzami ciągną się latami i nie zakończyły się nawet dzisiaj, po 20 latach od wystąpienia Polski ze struktur MBI. O zwrot pieniędzy przez Rosjan pytała już w 2013 r. „Gazeta Wyborcza”. „Rozliczenia nie zostały dotąd ukończone” – odpowiedziało jej wtedy Ministerstwo Finansów. Jak jest dziś? Pytamy ten sam resort, czy dług został już uregulowany. „Pomimo wielokrotnych prób odzyskania należności przez Polskę od Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego nie dokonano rozliczenia pomiędzy Polską a MBI” – odpowiada Ministerstwo Finansów. I tak Rosjanie są nam nadal dłużni ok. 125 mln zł.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.