Kiedy Karol Wojtyła znalazł się w kręgu zainteresowań komunistycznych służb bezpieczeństwa?
Zaraz po wojnie. Po raz pierwszy nazwisko Karola Wojtyły pojawia się w tajnych dokumentach komunistycznego aparatu bezpieczeństwa w Polsce w 1946 r. Urodzony w Wadowicach młody kleryk znalazł się wówczas na krótkiej liście UB wśród ok. 40 „osób do rozpracowania”. Byli na niej głównie krakowscy organizatorzy i uczestnicy wydarzeń z 3 maja 1946 r. Obchody, w których wziął udział Wojtyła, zostały tamtego dnia brutalnie spacyfikowane: na ulicach Krakowa pojawiło się wojsko, aresztowano ok. 1000 osób, gdzieś padły strzały. Organizując zaraz po wojnie obchody święta narodowego, kultywowanego z czcią w II Rzeczpospolitej, próbowano w nowej Polsce, w nieznajomej rzeczywistości, powrócić do tej znanej, przedwojennej tradycji: uroczystego pochodu przez miasto poprzedzonego mszą świętą w kościele Mariackim. Jak się okazało, bezskutecznie.
W jaki sposób Wojtyła uniknął wymierzonego w duchowieństwo katolickie stalinowskiego terroru w Krakowie?
Młody kleryk Wojtyła był wówczas w Krakowie studentem filozofii. Kilka miesięcy po manifestacji 3 maja metropolita krakowski kard. Adam Sapieha wysłał swojego dobrze zapowiadającego się studenta Wojtyłę na studia do Rzymu. Być może nie chciał, aby montowane w Polsce sowieckie służby bezpieczeństwa dalej rozpracowywały „figuranta”, mówiąc żargonem bezpieki. Kard. Sapieha pragnął, aby inteligentny, wyjątkowo mądry, znający języki obce, obdarzony wrażliwością artystyczną ksiądz Wojtyła rozwijał się pod okiem najlepszych nauczycieli. Krótko po powrocie z dwuletnich studiów w Rzymie, w lipcu 1948 r., wykształcony Wojtyła został jednak skierowany przez metropolitę kard. Sapiehę do pracy jako wikariusz i katecheta w parafii w Niegowici. Rok posługi w wiejskiej parafii po zetknięciu się ze światowym życiem w Rzymie miał być czasem ćwiczenia pokory.
W połowie 1949 r. ks. Wojtyła został przeniesiony do parafi i św. Floriana w Krakowie, gdzie zaczyna śledzić go bezpieka. Co takiego robi ksiądz Wojtyła, że interesują się nim służby?
W Krakowie zaczyna prowadzić działalność duszpasterską w środowiskach akademickich, jest także opiekunem środowisk prawniczych i lekarskich, zdobywa przez to szerokie wpływy w mieście. Warto pamiętać, że Wojtyła urodził się poza Krakowem, pochodził z rodziny inteligenckiej, o tradycjach patriotycznych. Jego ojciec był kapitanem przedwojennego Wojska Polskiego. Lata 50. XX w. to odważne wkraczanie Wojtyły w sferę publiczną. Jego sława z Krakowa zaczyna emanować na cały kraj. Robi się o księdzu Wojtyle głośno w Warszawie, Lublinie, Wrocławiu i w Gdańsku. Władze PRL są tym zaniepokojone. Nagle pojawia się charyzmatyczny duchowny, który dzięki osobowości, inteligencji, wykształceniu, wielu zaletom moralnym, potrafi wpływać na wszystkie grupy społeczne w Polsce. Działania operacyjne wokół ks. Wojtyły stają się lepiej skoordynowane, gdy zostaje wykładowcą na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. To w tym czasie władze PRL odmawiają mu paszportu; chodziło o wyjazd do Louvain w Belgii, gdzie znajduje się jeden z najstarszych katolickich uniwersytetów.
Jak służby bezpieczeństwa w Polsce reagują na wybór Wojtyły w 1958 r. na krakowskiego biskupa pomocniczego
Wybijający się ksiądz Wojtyła zostaje z nadania papieża krakowskim biskupem pomocniczym w 1958 r., chyba niespodziewanie dla hierarchów kościelnych w Polsce. Nowy biskup ma za zadanie m.in. pomagać w Nowej Hucie, gdzie problemy społeczne narastały. Biskup opiekuje się zamieszkałymi w Nowej Hucie robotnikami, nadal jest aktywny wśród studentów i inteligencji. Wtedy rozpoczyna się pełniejsza inwigilacja Wojtyły. Wokół jego osoby tworzona jest rozbudowana siatka agentów. Zostaje utworzona teczka operacyjna pod nazwą: „Pedagog”. To właśnie pedagogiczny wpływ na środowiska robotnicze oraz inteligenckie stał się przedmiotem analiz agenturalnych. Wprowadzono obserwację Wojtyły i kontrolę jego korespondencji. Podsłuch zainstalowano w rezydencji biskupa przy ul. Kanonicznej, ale podsłuch działał także przy Franciszkańskiej.
Czy biskup Wojtyła miał świadomość, że jest obserwowany przez służbę bezpieczeństwa? Jak się zachowywał?
Od początku biskup Wojtyła był w pełni świadomy, że jest obserwowany i może być podsłuchiwany. Gdy przychodził do niego na ul. Kanoniczną ktoś znajomy, zaufany, np. ze sprawami prywatnymi, wychodził z nim na spacer na krakowskie Planty lub szedł nad Wisłę. W plenerze, na osobności, rozmawiał z przyjacielem tak długo, jak to było konieczne. Wojtyła jako biskup zachowywał ostrożność i dyskrecję, szczególnie jeżeli w grę wchodziło dobro drugiej osoby. W sprawach własnego bezpieczeństwa zachowywał się jednak inaczej, odważnie, czasem brawurowo. Twierdził, że nie ma nic do ukrycia. W czasach PRL-u najgorszy był, jak wiadomo, strach. Wojtyła miał tę cechę, że się nie bał. Czuł się swobodnie. Był ponad tym wszystkim. Z machinerii agenturalnej potrafił robić sobie żarty. Jego kierowca wspomniał, że jadący za nimi samochód bezpieki biskup Krakowa pewnego razu pobłogosławił gestem krzyża i obdarzył uśmiechem. Dziś wiemy, że był to uśmiech świętego, który mówił o wybaczaniu.
Czy ludzie w otoczeniu krakowskiego biskupa, wiedzieli, że mogą być podsłuchiwani, podglądani, prześladowani?
Warto pamiętać, że w latach 50. i 60. XX w., technologie sowieckie były dość siermiężne, podsłuch radiowy prowadzony był np. z samochodu stojącego na pobliskim placu. Każdy widział ten samochód, ale dyskretniej podsłuchiwać się nie dało. Bywało zabawnie: raz jakiś amatorski agent w Krakowie z pomocą urządzenia nagrywającego wystającego z tylnej kieszeni spodni próbował nagrywać spotkanie w rezydencji biskupa Wojtyły. Sprzęt popsuł się, zaczął wydawać przeciągłe dźwięki. „Szpieg” wybiegł w popłochu z pomieszczenia, paląc się ze wstydu i podciągając groteskowo spodnie. Mówiąc jednak poważnie: podsłuchy w PRL bywały niebezpieczne, szczególnie dla tych, z którymi kontaktował się obserwowany. Ludzie, którzy spotykali się z biskupem Wojtyłą, wysyłali listy czy nawet zamienili kilka słów o pogodzie, byli potem „rozpracowywani” przez SB, która chciała wiedzieć wszystko, szukając motywów do szantażu i zastraszeń. To były metody działań służb komunistycznych.
Jak próbowano szantażować arcybiskupa Wojtyłę oraz ludzi z jego najbliższego otoczenia? Z jakim skutkiem?
Przeszłość Wojtyły była prześwietlana przez SB na wszystkie strony, badano jego powiązania rodzinne i towarzyskie: infiltrowano dalekich kuzynów, sprawdzano znajomości w Lublinie, Krakowie, Warszawie, ale też w Rzymie, Londynie i Paryżu. Lista zagadnień dla sieci agenturalnej w Polsce miała w pewnym momencie 17 stron: czy Wojtyła posiada radioodbiornik? Jakiej firmy jest to radioodbiornik? Czy pali papierosy? Co jada na śniadanie, a co na kolację? Jakich kosmetyków używa, co czyta, co pisze i w jakich językach? Ważna była każda informacja. Kluczem do sukcesu miała być szeroka sieć agenturalna. Cała ta sieć agentów w PRL-u nie odniosła jednak znaczącego sukcesu. Zebrano sporo materiałów o Wojtyle, przeczytałem bardzo wiele z nich. Ciekawe, większość z nich pisanych jest w tonie szacunku i podziwu dla Wojtyły. Donosiciele służb raportują, że widzą w Wojtyle człowieka wyjątkowego, wywierającego wpływ na ludzi, zdecydowanego w tym, co robi. To zaskakujące, ale komuniści zaczęli czuć do Wojtyły szacunek, wyjątkowy respekt.
Czy postanowiono zaszkodzić biskupowi w inny sposób?
Osoba Wojtyły przerastała możliwości bezpieki. Efektów inwigilacji Wojtyły nie można było użyć przeciwko niemu. Informacje, które uzyskano na temat życia prywatnego i publicznego Wojtyły, niczego nie zmieniły, nie otworzyły możliwości działania operacyjnego, nie obniżyły jego pozycji. Można powiedzieć, że cały ten wysiłek agenturalny spełzł na niczym. Kiedy zorientowano się, że Wojtyłę trudno zwalczać prawdziwymi informacjami, zaczęto tworzyć kłamliwe historie, rozsiewać fałszywe plotki. W latach 80. sfabrykowano maszynopis z wymyślonym pamiętnikiem Ireny Kinaszewskiej. Maszynopis zawierał informacje o romansie rzekomej autorki z ks. Wojtyłą.
Jak wyglądała agentura polskich służb w czasie II Soboru Watykańskiego w latach 1962-1965? Czy SB w swoich działaniach przekraczała granice Polski i śledziła Wojtyłę w Watykanie?
Dokumenty bezpieki z czasów Soboru Watykańskiego mówią, że Wojtyła jest już wtedy bardziej niebezpieczny dla władz komunistycznych w Polsce niż — postrzegany do tej pory jako wróg publiczny numer jeden — prymas Wyszyński. Arcybiskup Wojtyła od początku Soboru Watykańskiego zaczyna być aktywny, cieszy się zaufaniem w Kościele. Polski duchowny z Krakowa spotyka się z życzliwym zainteresowaniem Pawła VI, znajduje stałe miejsce w najbliższym otoczeniu papieskim. Po Soborze Wojtyła wraca do Krakowa. Wprowadza do Polski posoborowe postanowienia, pozostaje nieformalnym protektorem środowiska „Tygodnika Powszechnego” i „Więzi”, czyli katolickich środowisk entuzjastycznie nastawionych do Soboru. Tymczasem Prymas Wyszyński jest do soborowych ustaleń nastawiony raczej sceptycznie, domaga się w Kościele szerzenia kultu Marii. Zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa w Polsce Wojtyłą osiąga swój zenit, gdy w 1967 r. przyszły Papież zostaje wyniesiony do godności kardynalskiej. Bezpieka zaczyna odnotowywać dosłownie każdy krok nowego kardynała. W SB po cichu liczy się na to, że dwóch kardynałów z Polski – Wojtyłę i Wyszyńskiego – uda się podstępnie skłócić.
Z chwilą wyboru kard. Wojtyły na papieża zainteresowanie służb przenosi się na poziom międzynarodowy?
Nazajutrz po Konklawe, które wybrało Karola Wojtyłę na biskupa Rzymu — 18 pudeł z dokumentami na jego temat wyjeżdża z magazynów Służby Bezpieczeństwa w Krakowie do Warszawy. Na pewno wiele z nich zostaje przekazanych w kopiach do Moskwy, gdzie w sztabach KGB trwa gorączkowe analizowanie sytuacji. Warto pamiętać, że sytuacja w PRL jest już wtedy trudna, gospodarka kraju zmierza ku katastrofie. Postępuje pauperyzacja społeczeństwa. Komunistyczne służby w Polsce mają po wyborze Wojtyły na Papieża ręce pełne roboty. Szczególnie przed pierwszą pielgrzymką Ojca Świętego do ojczyzny, gdy rozpoczyna się operacja „Lato ’79”, wielkie wyzwanie dla krajowej bezpieki. W przebieg wizyty papieskiej zaangażowanych jest około 60 tys. funkcjonariuszy milicji i SB. Słychać rozsiewane przez nich plotki o epidemii dziwnej choroby albo o ryzyku klęski humanitarnej, wywołanej brakiem wody — wszystko po to, aby zniechęcić pielgrzymów do przybywania na spotkanie z papieżem. Jak potoczyły się losy tej wyjątkowej pielgrzymki, losy Polski i świata, szczególnie Europy, doskonale wiemy.
Historia jednej prowokacji
W lutym 1983 r. bezpieka podrzuciła do krakowskiego mieszkania ks. Adama Bardeckiego maszynopis. Był to sfabrykowany pamiętnik Ireny Kinaszewskiej, w którym zawarto fałszywe informacje o romansie rzekomej autorki z ks. Karolem Wojtyłą. Bezpieka miała zaaranżować włamanie do mieszkania ks. Bardeckiego, a następnie – w trakcie oględzin – niby przypadkowo odnaleźć rzekomy pamiętnik. Miał on zostać przekazany Kurii Rzymskiej – po to, żeby osłabić autorytet papieża. Operacja się nie powiodła, bo milicjanci w trakcie rewizji w mieszkaniu księdza… niczego nie znaleźli. Wszystko wskazuje na to, że materiały znalazł sam ksiądz i je zniszczył. Bezpieka jeszcze próbowała wydobyć od Kinaszewskiej jakieś kompromitujące materiały na temat papieża, ale im się nie udało. Ona sama pracowała jako sekretarka w „Tygodniku Powszechnym”. Podobno zafascynowała się Karolem Wojtyłą, niektórzy twierdzą nawet, że był to rodzaj zakochania. Z własnej inicjatywy nagrywała wszystkie wystąpienia Wojtyły, później je spisywano i archiwizowano. Krakowscy znajomi trochę się jej dziwili, jednak gdy kardynał został papieżem, spisane przez nią teksty okazały się rarytasem i zostały wydane.
prof. Marek Lasota – historyk, dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, przez lata związany z krakowskim IPN. Autor książki „Donos na Wojtyłę”.
Jerzy Ziemacki – dziennikarz, z wykształcenia filozof, doktorant na Uniwersytecie Warszawskim.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.