Całe lata 90. latałem na randki z ogłoszeń w internecie, chociaż już po pierwszej miałem świadomość groteskowości tych spotkań, sztuczności wypowiadanych słów i fraz („Uczysz się, pracujesz?” „Masz własne lokum?”, „Jakie jest twoje hobby?”). Całe lata 90. przeputałem w klubach, licząc na to, że dziś to się nie trafi na jedną noc, ale na całe życie. Zapewne, gdybym tyle energii poświęcił wówczas swojej karierze, dziś byłbym zupełnie gdzie indziej. Gdy coś zaczynało wreszcie wychodzić, natychmiast czar pryskał. Nie dla mnie wspólne śniadania, spanie w jednym łóżku, w najgorszą pogodę o piątej rano brałem taksówkę i uciekałem do domu. Migałem się, jak mogłem, od kolejnych spotkań, byłem toksycznym kochankiem, nie wzruszały mnie miłosne esemesy zakochanych we mnie ślicznotek. Nie dla mnie wyjścia do kina i oczywiście – ze wszech miar nie dla mnie idiotyczne walentynki. A jednak żaden rasowy felietonista im nie popuści.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.