zastępca redaktora naczelnego
Politycy Platformy Obywatelskiej sprytnie wykorzystali żałobę narodową. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zdecydował o odwołaniu czwartkowego posiedzenia Sejmu i odłożeniu debaty o sytuacji w służbie zdrowia. Co jest zdrożnego w wykonywaniu swoich obowiązków w czasie żałoby? Najwyraźniej – w ocenie marszałka – rozwiązywanie największego obecnie problemu społecznego w kraju nie licowało z powagą chwili. Albo może stan polskiej opieki medycznej oraz problemy lekarzy i pielęgniarek po prostu go bawią.
Za pomocą zgrabnego uniku platforma zyskała na czasie i osłabiła determinację protestujących pracowników służby zdrowia, którym nie wypadało – z uwagi na powszechną w mediach i w ustach polityków dyktaturę żałoby – krytykować decyzji marszałka Komorowskiego. To kolejny etap polityki uników i mataczenia, na której opiera się cała filozofia rządzenia gabinetu Donalda Tuska. Premier i jego ministrowie robią wszystko, by do końca nic nie było jasne, a żaden problem nie został ostatecznie rozwiązany. Oczywiście po to, by nie narazić się na krytykę, że nie został rozwiązany dobrze.Politykę uników zastosowano zresztą także przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy wojskowego samolotu transportowego CASA w Mirosławcu. Przemawiając w rytm żałobnych marszów, żaden z urzędników resortu obrony nie postawił publicznie pytań (nie wspominając o wyjaśnieniu wątpliwości opinii publicznej) o to, co działo się na pokładzie przed katastrofą, lub choćby o to, dlaczego państwowy samolot rozwoził oficerów po połowie lotnisk w Polsce, jakby był prywatną taksówką. I o to, dlaczego tak dziwna była polityka informacyjna wojskowych służb zaraz po katastrofie. Dlaczego żonglowano informacjami o liczbie pasażerów oraz kilkakrotnie podawano i dementowano informacje o odnalezieniu czarnej skrzynki.
Nie wszystkie problemy w Polsce da się rozwiązać polityką uników. Tak jest choćby w wypadku tzw. niemieckich wypędzonych, o czym piszą w cover story tego numeru „Wprost" Mariusz Muszyński i Krzysztof Rak. Jak przekonują nasi autorzy, Niemcy oczekują od Polski historycznej kapitulacji – chcą przekonać polskie władze do współpracy przy budowie „widocznego znaku wypędzeń". W polityce międzynarodowej rząd Donalda Tuska też praktykuje filozofię uników. Ale w tej sprawie unik niczego nie załatwi i nikogo nie zadowoli. A niejednoznaczna postawa Polski będzie w istocie argumentem dla ziomkostw, z podszywającą się pod wypędzoną Eriką Steinbach na czele. Rząd Rzeczypospolitej, zamiast podlizywać się Niemcom, powinien zażądać od Berlina odrzucenia doktryny wypędzeń i przede wszystkim zająć się problemami polskich, a nie niemieckich wypędzonych.W ubiegłym tygodniu notowania rządu Donalda Tuska po raz pierwszy od kilku miesięcy spadły poniżej 50 proc. I choć gabinet lidera Platformy Obywatelskiej nadal ma ogromny kapitał społecznego zaufania, to premier zaczyna się przekonywać na własnej skórze, że nie wszystko da się w Polsce załatwić słowną watą.
W polityce, podobnie jak w boksie, uniki to za mało. Trzeba mieć także walory ofensywne. Donald Tusk jest jak Andrzej Gołota. Obaj swoje walki na razie wygrywają. Ale obaj nie wyglądają po nich najlepiej.Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.