Mieliśmy etos rycerski. Był etos protestancki, etos mieszczański. Mieliśmy w Polsce etos „Solidarności”. A teraz przyszedł czas na etos buraczany. Buraki rządzą! I widać to nie tylko w Sejmie podczas obrad komisji ds. nacisków.
Wcale nie chodzi o jakichś troglodytów, dresiarzy czy karki. Współczesne buraki są salonowe. Buractwo nie jest zatem postchamskie, lecz raczej postinteligenckie. Współczesne buractwo jest uznawane za nowy rodzaj posłannictwa. Nie o takim buractwie pisał prof. Marcin Król – „Buraki są zagrożeniem demokracji". Niby dlatego, że buraki swoim monologowaniem zabijają dialog, są odporne na argumenty, afi szują się bezwstydnie pewną brutalnością. Bo współczesne buraki są bardzo wyrafi nowane i dlatego są esencją demokracji. Dlatego Andrzej Wajda powinien teraz nakręcić film „Człowiek z buraka".
Buraka współczesnego wyróżnia przekonanie o własnej wyjątkowej wartości, a często także o nieomylności. Dlatego uważa, że ma misję do wypełnienia, a przez to sprawia wrażenie nawiedzonego. I bywa, że wywołuje skojarzenia z chamem, brutalem czy mendą. Ale nic bardziej błędnego. Burak bawi się chamstwem w sposób iście postmodernistyczny: jest pewien, że posługuje się pastiszem, ironią, przerysowaniem i że żadna słoma mu z butów nie wyłazi. A jeśli już, to jest to postsłoma. Wolno mu „przywalić", bo to jest pastiszowe właśnie. Tymczasem zwykły cham nie ma w ogóle takiej świadomości. Nowoczesnego buraka stać nawet na ironiczną stygmatyzację samego siebie. Jestem burakiem, mruga taki typ do innych w przekonaniu, że w ten sposób mówi: ktoś taki jak ja przecież nie może być zwykłym burakiem (prawda, panie pośle Januszu Palikocie?).
Z burakiem wielki problem mają tzw. etosowi inteligenci. Bo burak występuje także (a może przede wszystkim) w partiach, które są ich nadzieją (jak zwykle ostatnią). Więc robią straszne łamańce, żeby „nasze" buraki odburaczyć, a „ichnie" – doburaczyć. Ktoś był kiedyś, np. w czasach ZChN, wzorcem buraka z SŹvres, aby teraz – po przejściu do Naszej Ukochanej Partii – stać się w pełni odburaczonym antyburakiem. Zabawne jest to, jak pomagając „swoim" burakom, etosowi inteligenci sami zaczynają buraczeć. Prawdopodobnie z tego powodu, żeby nie wbijać swoich idoli w kompleksy. Efekt jest taki, że jedyne, co rośnie w czasach obecnego kryzysu, to poziom zburaczenia. Skądinąd mieliśmy niedawno nie kampanię wyborczą, tylko buraczaną, co by wiele tłumaczyło w jej przebiegu.
W żadnym wypadku nie powinniśmy się wstydzić buraczanego etosu. To może być wręcz nasz towar eksportowy: swojski, oryginalny, tani, łatwy w użyciu. Przy okazji zrealizowałoby się też polskie marzenie mesjanistyczne – można by zburaczyć całą Europę. Tym łatwiej że i ona sama podąża w podobnym kierunku. Unia Buraczana – czyż to nie brzmi dumnie?
Buraka współczesnego wyróżnia przekonanie o własnej wyjątkowej wartości, a często także o nieomylności. Dlatego uważa, że ma misję do wypełnienia, a przez to sprawia wrażenie nawiedzonego. I bywa, że wywołuje skojarzenia z chamem, brutalem czy mendą. Ale nic bardziej błędnego. Burak bawi się chamstwem w sposób iście postmodernistyczny: jest pewien, że posługuje się pastiszem, ironią, przerysowaniem i że żadna słoma mu z butów nie wyłazi. A jeśli już, to jest to postsłoma. Wolno mu „przywalić", bo to jest pastiszowe właśnie. Tymczasem zwykły cham nie ma w ogóle takiej świadomości. Nowoczesnego buraka stać nawet na ironiczną stygmatyzację samego siebie. Jestem burakiem, mruga taki typ do innych w przekonaniu, że w ten sposób mówi: ktoś taki jak ja przecież nie może być zwykłym burakiem (prawda, panie pośle Januszu Palikocie?).
Z burakiem wielki problem mają tzw. etosowi inteligenci. Bo burak występuje także (a może przede wszystkim) w partiach, które są ich nadzieją (jak zwykle ostatnią). Więc robią straszne łamańce, żeby „nasze" buraki odburaczyć, a „ichnie" – doburaczyć. Ktoś był kiedyś, np. w czasach ZChN, wzorcem buraka z SŹvres, aby teraz – po przejściu do Naszej Ukochanej Partii – stać się w pełni odburaczonym antyburakiem. Zabawne jest to, jak pomagając „swoim" burakom, etosowi inteligenci sami zaczynają buraczeć. Prawdopodobnie z tego powodu, żeby nie wbijać swoich idoli w kompleksy. Efekt jest taki, że jedyne, co rośnie w czasach obecnego kryzysu, to poziom zburaczenia. Skądinąd mieliśmy niedawno nie kampanię wyborczą, tylko buraczaną, co by wiele tłumaczyło w jej przebiegu.
W żadnym wypadku nie powinniśmy się wstydzić buraczanego etosu. To może być wręcz nasz towar eksportowy: swojski, oryginalny, tani, łatwy w użyciu. Przy okazji zrealizowałoby się też polskie marzenie mesjanistyczne – można by zburaczyć całą Europę. Tym łatwiej że i ona sama podąża w podobnym kierunku. Unia Buraczana – czyż to nie brzmi dumnie?
Więcej możesz przeczytać w 28/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.