Katastrofa smoleńska to coś niepomiernie większego niż wielka tragedia i oś politycznego konfliktu. Smoleńsk będzie miał dla Polski i Polaków większą moc definiującą niż Katyń, choć to przecież katastrofa lotnicza, a nie potworny mord
Katyń pozwalał na autoidentyfikację – mówię głośno, że zbrodni dokonali Rosjanie, więc jestem patriotą. Smoleńsk stawia przed nami zadanie intelektualnie znacznie trudniejsze – wzywa nas do autodefinicji i poszukiwania odpowiedzi na trudne pytania: kim jesteśmy, jakie są nasze wyobrażenia o świecie, o Polsce, o nas samych, jak rozumiemy honor i godność, ale również odpowiedzialność i uczciwość.
Ani dziewięć miesięcy temu, ani w kolejnych miesiącach niczego takiego bym nie powiedział. Smoleńsk był dla mnie koszmarną tragedią, której sens historyczny polegał na śmierci prezydenta i części elity, sens polityczny na przyspieszeniu wyborczego cyklu, a sens emocjonalny na – tu nie miałem wątpliwości – załzawionej ułudzie jedności, po której odwiedzimy kolejny piekielny krąg. Tyle. Dziś Smoleńsk wydaje mi się i większy, i ważniejszy, niezależnie od tego, jak trywializuje go swym przebranym za gorący patriotyzm bezbrzeżnym cynizmem największa partia opozycyjna. Krótko mówiąc, nawet PiS Smoleńska nie umniejszy.
W sprawie Smoleńska nie idzie o bój wokół podstawy prawnej prowadzonego dochodzenia. Nie idzie też o prawdę, bo ją właściwie już znamy. Nie idzie tylko o osłabienie premiera i rządu. Nie idzie nawet przede wszystkim, choć o to także, o władzę. Nie idzie tu więc wyłącznie o to, kto sprawuje władzę w Polsce. Najważniejsze jest, co sprawować będzie władzę nad Polską. Rozum i odpowiedzialność czy cynizm i szaleństwo? Idzie też o to, co będzie fundamentem naszej tożsamości – historia trudna, lecz prawdziwa czy wyidealizowana bajeczka dla niezbyt rozgarniętych? Znakiem Polaka małego, jak wiadomo, jest orzeł biały. Proste. Znakiem Polaka dorosłego musi być gotowość posługiwania się kategoriami racjonalnymi. W erze posmoleńskiej największą stawką wwalce o oblicze społeczeństwa i państwa jest DOROSŁOŚĆ.
Świadectwo z dorosłości, które dostaniemy albo i nie, zależy od kilku testów. Pierwszy to test na siłę rozumu w Polsce. Na ile jesteśmy odporni na demagogiczną próbę rozhuśtania nastrojów? Na brutalny emocjonalny szantaż? Sądzisz, że w tupolewie był nacisk na załogę; uważasz, że katastrofa była efektem błędów Polaków; nie uważasz, że to zamach, że to Ruscy, to patriotą nie jesteś, to i ty uczestniczysz w zaprzaństwie, na szkodę państwa i narodu działasz. Ten egzamin zdamy, jeśli logikę owego dżihadu, który próbuje się rozprawić z rozumem, odrzucimy.
Test następny to sprawdzian naszego rozumienia honoru i godności Polaka. Dorosłość wymaga, by honor nie wykluczał się z odpowiedzialnością, wymaga też elementarnej uczciwości. Nie może być tak, że stwierdzenie faktu – generał był „pod wpływem" w kabinie pilotów – narusza godność żołnierza, a nazwanie pilota tchórzem, bo nie chce łamać przepisów i fruwać do Tbilisi, godności żołnierza nie narusza. Obrońcy godności, honoru, narodu i polskości nie mają żadnych oporów, by odmawiać honoru premierowi, naruszać godność prezydenta i obrażać naród oraz państwo, nazywając Polskę Rywinlandem albo kondominium. Im wolno. Bo? Bo tak zdecydował Komitet Polityczny z Nowogrodzkiej? Jeśli ów komitet ma definiować honor i godność, to większość Polaków znajdzie się automatycznie w obozie zdrady.
Trzeci jest test naszego pojmowania patriotyzmu. Czy ma on być ufundowany na ślepocie na fakty i zdrowy rozsądek oraz na gigantomanii równej kompleksom zwolenników „twardego stawiania polskich interesów"? Dorosłość wyklucza infantylne przekonanie, że nasze błędy to nie błędy, a ich błędy to zbrodnia. Dorosłość wymaga asertywności, świadomości, że próbuje się u nas dokonać zamachu na rozum, ale i gotowości odparcia tego zamachu. Wymaga jednak także tego, by dając odpór pseudoobrońcom honoru i narodowej godności, nie stać się emocjonalnymi zakładnikami obecnej władzy. Dla rządu Smoleńsk jest wymarzonym polem bitwy. Na tym polu premier nie jest już średnim menedżerem nieradzącym sobie z problemami kolei, szkolnictwa czy służby zdrowia. Tu jest herosem walki o umiar i zdrowy rozsądek. Być może do wagonów będziemy dalej wchodzić przez okna, ale dzięki Tuskowi nie będziemy tego robić w ucieczce przed Kaczyńskim. Premier dobrze przećwiczył tę rolę. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ją lubi. Na pewno na niej korzysta.
Smoleńsk jest więc wielkim testem głównie dla nas, dla społeczeństwa. Dla władzy jest on przede wszystkim testem najbardziej elementarnej sprawności. Ale jednocześnie stanowi zasłonę, która pozwoli jej być może uniknąć odpowiedzialności za całą masę innych oblanych testów.
Smoleńskiem, niezależnie od skrajnie różnych i nieporównywalnych zachowań, żywi się dziś w Polsce i władza, i opozycja. Jak długo tak będzie? Tu akurat odpowiedź jest prosta. Tak długo, jak na to pozwolimy. To będzie ostateczny test naszej dorosłości.
Ani dziewięć miesięcy temu, ani w kolejnych miesiącach niczego takiego bym nie powiedział. Smoleńsk był dla mnie koszmarną tragedią, której sens historyczny polegał na śmierci prezydenta i części elity, sens polityczny na przyspieszeniu wyborczego cyklu, a sens emocjonalny na – tu nie miałem wątpliwości – załzawionej ułudzie jedności, po której odwiedzimy kolejny piekielny krąg. Tyle. Dziś Smoleńsk wydaje mi się i większy, i ważniejszy, niezależnie od tego, jak trywializuje go swym przebranym za gorący patriotyzm bezbrzeżnym cynizmem największa partia opozycyjna. Krótko mówiąc, nawet PiS Smoleńska nie umniejszy.
W sprawie Smoleńska nie idzie o bój wokół podstawy prawnej prowadzonego dochodzenia. Nie idzie też o prawdę, bo ją właściwie już znamy. Nie idzie tylko o osłabienie premiera i rządu. Nie idzie nawet przede wszystkim, choć o to także, o władzę. Nie idzie tu więc wyłącznie o to, kto sprawuje władzę w Polsce. Najważniejsze jest, co sprawować będzie władzę nad Polską. Rozum i odpowiedzialność czy cynizm i szaleństwo? Idzie też o to, co będzie fundamentem naszej tożsamości – historia trudna, lecz prawdziwa czy wyidealizowana bajeczka dla niezbyt rozgarniętych? Znakiem Polaka małego, jak wiadomo, jest orzeł biały. Proste. Znakiem Polaka dorosłego musi być gotowość posługiwania się kategoriami racjonalnymi. W erze posmoleńskiej największą stawką wwalce o oblicze społeczeństwa i państwa jest DOROSŁOŚĆ.
Świadectwo z dorosłości, które dostaniemy albo i nie, zależy od kilku testów. Pierwszy to test na siłę rozumu w Polsce. Na ile jesteśmy odporni na demagogiczną próbę rozhuśtania nastrojów? Na brutalny emocjonalny szantaż? Sądzisz, że w tupolewie był nacisk na załogę; uważasz, że katastrofa była efektem błędów Polaków; nie uważasz, że to zamach, że to Ruscy, to patriotą nie jesteś, to i ty uczestniczysz w zaprzaństwie, na szkodę państwa i narodu działasz. Ten egzamin zdamy, jeśli logikę owego dżihadu, który próbuje się rozprawić z rozumem, odrzucimy.
Test następny to sprawdzian naszego rozumienia honoru i godności Polaka. Dorosłość wymaga, by honor nie wykluczał się z odpowiedzialnością, wymaga też elementarnej uczciwości. Nie może być tak, że stwierdzenie faktu – generał był „pod wpływem" w kabinie pilotów – narusza godność żołnierza, a nazwanie pilota tchórzem, bo nie chce łamać przepisów i fruwać do Tbilisi, godności żołnierza nie narusza. Obrońcy godności, honoru, narodu i polskości nie mają żadnych oporów, by odmawiać honoru premierowi, naruszać godność prezydenta i obrażać naród oraz państwo, nazywając Polskę Rywinlandem albo kondominium. Im wolno. Bo? Bo tak zdecydował Komitet Polityczny z Nowogrodzkiej? Jeśli ów komitet ma definiować honor i godność, to większość Polaków znajdzie się automatycznie w obozie zdrady.
Trzeci jest test naszego pojmowania patriotyzmu. Czy ma on być ufundowany na ślepocie na fakty i zdrowy rozsądek oraz na gigantomanii równej kompleksom zwolenników „twardego stawiania polskich interesów"? Dorosłość wyklucza infantylne przekonanie, że nasze błędy to nie błędy, a ich błędy to zbrodnia. Dorosłość wymaga asertywności, świadomości, że próbuje się u nas dokonać zamachu na rozum, ale i gotowości odparcia tego zamachu. Wymaga jednak także tego, by dając odpór pseudoobrońcom honoru i narodowej godności, nie stać się emocjonalnymi zakładnikami obecnej władzy. Dla rządu Smoleńsk jest wymarzonym polem bitwy. Na tym polu premier nie jest już średnim menedżerem nieradzącym sobie z problemami kolei, szkolnictwa czy służby zdrowia. Tu jest herosem walki o umiar i zdrowy rozsądek. Być może do wagonów będziemy dalej wchodzić przez okna, ale dzięki Tuskowi nie będziemy tego robić w ucieczce przed Kaczyńskim. Premier dobrze przećwiczył tę rolę. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ją lubi. Na pewno na niej korzysta.
Smoleńsk jest więc wielkim testem głównie dla nas, dla społeczeństwa. Dla władzy jest on przede wszystkim testem najbardziej elementarnej sprawności. Ale jednocześnie stanowi zasłonę, która pozwoli jej być może uniknąć odpowiedzialności za całą masę innych oblanych testów.
Smoleńskiem, niezależnie od skrajnie różnych i nieporównywalnych zachowań, żywi się dziś w Polsce i władza, i opozycja. Jak długo tak będzie? Tu akurat odpowiedź jest prosta. Tak długo, jak na to pozwolimy. To będzie ostateczny test naszej dorosłości.
Więcej możesz przeczytać w 4/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.