Czy istnieje coś takiego jak sensowna polityka polski wobec Rosji? Tak, choć nawet ona może nie przynieść efektów.
Polski ból głowy z Rosją próbujemy uśmierzyć już któreś stulecie z rzędu. Wprawdzie Jarosław Kaczyński twierdzi, że problemy z Moskwą można łatwo rozwiązać, ale nic tego nie potwierdza w historii Polski od 1610 r., kiedy to Żółkiewski zajął Moskwę i Kreml – po dwóch latach polskie wojska musiały się wycofać. Stało się to 4 października, która to data jest obecnie świętem narodowym Rosji. Potem były już tylko porażki, a nawet zwycięska wojna 1920 r. została przegrana politycznie w wyniku fatalnego porozumienia pokojowego.
Polska zawsze przegrywała konflikty, jakie powstawały na skutek sąsiedztwa z Rosją. Wywoływało to z naszej strony kilka rodzajów reakcji. Powtarzały się one tak często, że można je uznać za typowe. Co ciekawe, te same poglądy głoszone są obecnie.
Zygmunt Krasiński (i wielu po nim) uważał Rosję za barbarię, z którą nie wolno rozmawiać, którą trzeba odepchnąć jak najdalej na wschód i – jeżeli się da – zniszczyć. Słusznie dopatrywał się w Rosji zalążka czerwonej rewolucji. Oburzał się w związku z tym na państwa europejskie (przede wszystkim Francję), które udzielały Rosji pożyczek i inwestowały w jej gospodarkę. Sądził, że Rosja pozostawiona sama sobie stopniowo sama się rozpadnie. Pisał o tym do wielkich tego świata łącznie z Piusem IX. Bez odzewu.
Odmienne stanowisko prezentował Aleksander Wielopolski i inni zwani ugodowcami, którzy sądzili, że trzeba wbrew zdradzieckiej Europie prowadzić z Rosją spokojne pertraktacje, nie z pozycji siły (której nie było), lecz wyjaśniając Rosji, że dobre stosunki z Polską czy z polskim zaborem będą w jej interesie. To się raz udało, w krótkim okresie Królestwa Polskiego, ale tylko za panowania Aleksandra I. Ugodowcy mieli sporo racji, lecz nigdy nie udało im się przekonać polskiego społeczeństwa czy choćby warstwy oświeconej.
I trzecia postawa: wciągnąć Europę do poparcia stanowiska polskiego w konflikcie z Rosją. Próbował tego książę Adam Czartoryski, jeden z najmądrzejszych i najbardziej wpływowych w Europie polskich polityków. Próbował, jednak bez skutku. Co ciekawe, wielu polityków i myślicieli europejskich było za Polską, za jej wyzwoleniem, ale pod jednym warunkiem – że nie spowoduje to wojny z Rosją. Jak wiemy, warunek ten sprawił, że polskie wysiłki i powstania w okresie zaborów były skazane na niepowodzenie. Wielu w Europie współczuło Polsce, ale nie miało zamiaru za nią walczyć nawet wtedy, kiedy – jak się wydaje – Europa miała w tym interes, czyli w 1920 r., gdy była szansa pokonania rodzącej się Rosji Sowieckiej.
Za czasów komunizmu postawy te występowały w identycznym kształcie, tylko z innymi uzasadnieniami. Polscy komuniści (zwłaszcza Gomułka) uważali, że ratują Polskę przed kompletnym poddaństwem. Co bardziej szaleni emigranci mieli nadzieję, że wciągną Zachód do wojny o Polskę. A niektórzy amerykańscy kremlinolodzy udowadniali, że Rosja jest niereformowalna, że komunizm będzie trwał wiecznie (tak bronili swoich uniwersyteckich posad).
Od tego czasu wszystko się zmieniło, a zarazem pozostało niezmienione. Rosja jest półdemokratyczna, Polska wolna i europejska, ale problemów z Rosją dalej rozwiązać skutecznie nie potrafimy. Co więcej, PiS wygłasza, tyle że na znacznie niższym poziomie, poglądy Krasińskiego. Wielu innych polityków sądzi, że trzeba z Rosją rozmawiać z pozycji UE, a również PiS paradoksalnie chciałby sprawę smoleńską „umiędzynarodowić". Wszelkie próby powolnej i trudnej rozmowy z Rosją, która wróży niewiele, ale jest jedynym sensownym rozwiązaniem, są często traktowane jako forma ugody. Otóż na podstawie doświadczeń historycznych i zdrowego rozsądku trzeba powiedzieć dwie rzeczy bardzo jasno i bardzo stanowczo. Po pierwsze, Europa ani świat zachodni nie mają najmniejszej ochoty włączać się w spory polsko-rosyjskie. Główne państwa europejskie i świat zachodni będą prowadziły taką politykę rosyjską, jaka jest w ich interesie, nie bacząc na Polskę (wyjąwszy otwartą wojnę, bo wtedy NATO musi nam pomóc, ale to jest przypadek nieprawdopodobny). Żadne naciski tu nie pomogą i nawet zbudowanie sympatii dla Polski w sprawie smoleńskiej, sympatii mediów i zachodniej opinii publicznej, niczego nie zmieni.
Po drugie, nigdy w historii (od Żółkiewskiego) nie mieliśmy tak dobrej sytuacji w trudnych rozmowach z Rosją, czego nie wolno zmarnować. Tak dobrej to znaczy dokładnie nie beznadziejnej. I niewiele więcej. Rosji w pewnym (bardzo umiarkowanym) stopniu zależy na niezłych stosunkach z Polską ze względu na jej stosunki z UE. Politycy, którzy będą próbowali to wykorzystać, mają rację, choć trzeba sobie zdawać sprawę, że bardzo niewiele uda im się osiągnąć. Wszyscy inni po prostu szkodzą polskim interesom i je zdradzają.
Polska zawsze przegrywała konflikty, jakie powstawały na skutek sąsiedztwa z Rosją. Wywoływało to z naszej strony kilka rodzajów reakcji. Powtarzały się one tak często, że można je uznać za typowe. Co ciekawe, te same poglądy głoszone są obecnie.
Zygmunt Krasiński (i wielu po nim) uważał Rosję za barbarię, z którą nie wolno rozmawiać, którą trzeba odepchnąć jak najdalej na wschód i – jeżeli się da – zniszczyć. Słusznie dopatrywał się w Rosji zalążka czerwonej rewolucji. Oburzał się w związku z tym na państwa europejskie (przede wszystkim Francję), które udzielały Rosji pożyczek i inwestowały w jej gospodarkę. Sądził, że Rosja pozostawiona sama sobie stopniowo sama się rozpadnie. Pisał o tym do wielkich tego świata łącznie z Piusem IX. Bez odzewu.
Odmienne stanowisko prezentował Aleksander Wielopolski i inni zwani ugodowcami, którzy sądzili, że trzeba wbrew zdradzieckiej Europie prowadzić z Rosją spokojne pertraktacje, nie z pozycji siły (której nie było), lecz wyjaśniając Rosji, że dobre stosunki z Polską czy z polskim zaborem będą w jej interesie. To się raz udało, w krótkim okresie Królestwa Polskiego, ale tylko za panowania Aleksandra I. Ugodowcy mieli sporo racji, lecz nigdy nie udało im się przekonać polskiego społeczeństwa czy choćby warstwy oświeconej.
I trzecia postawa: wciągnąć Europę do poparcia stanowiska polskiego w konflikcie z Rosją. Próbował tego książę Adam Czartoryski, jeden z najmądrzejszych i najbardziej wpływowych w Europie polskich polityków. Próbował, jednak bez skutku. Co ciekawe, wielu polityków i myślicieli europejskich było za Polską, za jej wyzwoleniem, ale pod jednym warunkiem – że nie spowoduje to wojny z Rosją. Jak wiemy, warunek ten sprawił, że polskie wysiłki i powstania w okresie zaborów były skazane na niepowodzenie. Wielu w Europie współczuło Polsce, ale nie miało zamiaru za nią walczyć nawet wtedy, kiedy – jak się wydaje – Europa miała w tym interes, czyli w 1920 r., gdy była szansa pokonania rodzącej się Rosji Sowieckiej.
Za czasów komunizmu postawy te występowały w identycznym kształcie, tylko z innymi uzasadnieniami. Polscy komuniści (zwłaszcza Gomułka) uważali, że ratują Polskę przed kompletnym poddaństwem. Co bardziej szaleni emigranci mieli nadzieję, że wciągną Zachód do wojny o Polskę. A niektórzy amerykańscy kremlinolodzy udowadniali, że Rosja jest niereformowalna, że komunizm będzie trwał wiecznie (tak bronili swoich uniwersyteckich posad).
Od tego czasu wszystko się zmieniło, a zarazem pozostało niezmienione. Rosja jest półdemokratyczna, Polska wolna i europejska, ale problemów z Rosją dalej rozwiązać skutecznie nie potrafimy. Co więcej, PiS wygłasza, tyle że na znacznie niższym poziomie, poglądy Krasińskiego. Wielu innych polityków sądzi, że trzeba z Rosją rozmawiać z pozycji UE, a również PiS paradoksalnie chciałby sprawę smoleńską „umiędzynarodowić". Wszelkie próby powolnej i trudnej rozmowy z Rosją, która wróży niewiele, ale jest jedynym sensownym rozwiązaniem, są często traktowane jako forma ugody. Otóż na podstawie doświadczeń historycznych i zdrowego rozsądku trzeba powiedzieć dwie rzeczy bardzo jasno i bardzo stanowczo. Po pierwsze, Europa ani świat zachodni nie mają najmniejszej ochoty włączać się w spory polsko-rosyjskie. Główne państwa europejskie i świat zachodni będą prowadziły taką politykę rosyjską, jaka jest w ich interesie, nie bacząc na Polskę (wyjąwszy otwartą wojnę, bo wtedy NATO musi nam pomóc, ale to jest przypadek nieprawdopodobny). Żadne naciski tu nie pomogą i nawet zbudowanie sympatii dla Polski w sprawie smoleńskiej, sympatii mediów i zachodniej opinii publicznej, niczego nie zmieni.
Po drugie, nigdy w historii (od Żółkiewskiego) nie mieliśmy tak dobrej sytuacji w trudnych rozmowach z Rosją, czego nie wolno zmarnować. Tak dobrej to znaczy dokładnie nie beznadziejnej. I niewiele więcej. Rosji w pewnym (bardzo umiarkowanym) stopniu zależy na niezłych stosunkach z Polską ze względu na jej stosunki z UE. Politycy, którzy będą próbowali to wykorzystać, mają rację, choć trzeba sobie zdawać sprawę, że bardzo niewiele uda im się osiągnąć. Wszyscy inni po prostu szkodzą polskim interesom i je zdradzają.
Więcej możesz przeczytać w 4/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.