Proszę zauważyć, że głodówki były dla mędrców tego świata cudownym czasem ich największych odkryć. Podczas postu wszystko koncentruje się w głowie, nie w żołądku czy jelitach. Mając pełne brzuchy, jesteśmy zajęci trawieniem i przestajemy myśleć. Kultura konsumpcyjna sprawia, że boimy się uczucia głodu. Każe się nam co chwila coś przeżuwać. A to batonik, a to serek homogenizowany, a to kawałki kurczaka. Po co? Tego kultura nie tłumaczy. Tymczasem głód nie jest niczym strasznym, jego oswojenie zaś może nam wyjść wyłącznie na zdrowie. Proponuję w tym celu skorzystać z czasu Wielkiego Postu, nawet jeśli nie po drodze nam z tradycją katolicką czy w ogóle z jakąkolwiek religią. Proszę mi wierzyć, że nawet niepoparte szerszą ideologią ograniczenie konsumpcji sprawi, iż nabierzemy poczucia własnej wartości, inaczej spojrzymy na otaczający nas świat, nasz organizm zaś odwdzięczy się nam dłuższym, efektywniejszym i bezbolesnym funkcjonowaniem.
W polskiej tradycji kulinarnej potrawy postne nie są związane z religią, choć przyznać trzeba, że nie wymyślano ich z troski o zdrowie. Powstawały z biedy. To właśnie bieda na całym świecie od zarania dziejów była podstawowym motorem napędzającym najwspanialsze kulinarne kreacje. Proszę spróbować pysznej lubelskiej kaszy z kapustą czy deseru z kaszy manny o smaku wykwintnego flan caramel. Podlasie słynie z wypiekanych kasz z grzybami, grzybowych pasztetów czy ziemniaczanej strucli z opieńkami i bryndzą. Podkarpacie z kolei ma swoją kwasówkę, czyli cudowną zacierkę na soku z kiszonej kapusty. Ma krysze, czyli pierogi z kaszą gryczaną, i huczki – smakowite placki z kiszoną kapustą. Nigdzie ani grama mięsa. Spragnionym czegoś nieco bardziej wyrafinowanego proponuję z kolei danie, które unosi lekkością, czyli obłędne pierożki z blanszowanych w białym winie płatków selera, wypełnionych w środku dobrze utartymi prawdziwkami, jajkami na twardo i szczypiorkiem. Płatki selera zlepiamy lekko podbitą pianą, zanurzamy w rozgrzanej tempurze i podajemy podlane olejem lnianym, obsypane szczypiorkiem i tartą białą rzodkwią z odrobiną pieprzu.
Żyjemy w czasach naznaczonych z jednej strony piętnem konsumpcji, z drugiej zaś dyktaturą płaskiego brzucha. O idealną figurę walczymy na wszystkich frontach i na różne sposoby, często zupełnie bezsensowne. Dowiedziałam się niedawno, że ostatnim krzykiem mody jest, za przeproszeniem, hydrokolonoterapia, 300 zł, zero przyjemności, efekt dyskusyjny. Tymczasem wystarczy wzbogacić codzienną dietę o zboża, kasze, siemię lniane, pestki słonecznika i orzechy. Zyskujemy nie tylko wzbogacenie organizmu o dodatkową dawkę witamin, lecz przede wszystkim nie zmuszamy nikogo do wpychania nam rury z wodą w miejsce zupełnie do tego nieodpowiednie. W dawnych czasach braki witamin w okresie postu rekompensowały solone śledzie, soczewica i potrawy z grochu. Dziś, choć na co dzień mamy świeże owoce i warzywa, i tak na każdym kroku jemy byle co i byle jak, a witamin dostarczamy sobie, łykając pigułki. Kiedyś post polegał na odmawianiu sobie i dzieleniu się z biednymi. Najwyraźniej wolimy dzielić się naszym bogactwem z zakładem kosmetycznym, żeby już nie musieć sobie odmawiać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.