Polacy nie mogą dojść do porozumienia. To oczywiście nic nowego, ale tym razem sprawa wydaje się niezwykle poważna. Naród polski, którego czyny są tyleż wspaniałe i piękne, ileż mroczne i wstydliwe, nie może się porozumieć w sprawie piosenki.
Piosenka „Boso" zespołu Zakopower dzieli społeczeństwo niczym tragedia smoleńska na wiele grup interpretacyjnych. Piosenka mojego sympatycznego kolegi Sebastiana Karpiela-Bułecki stała się przebojem wakacji. Ma jak na piosenkę niebanalny, poetycki tekst i ciekawą melodię, która czerpie inspiracje z góralskiej muzyki ludowej. Społeczeństwo bawi się i tańczy przy piosence „Boso”, ale nie do końca wie, o co w niej chodzi. Większość jest przekonana, że to piosenka plażowo-turystyczna, a podmiot liryczny udaje się beztrosko na plażę lub boso w świat. Niektórzy są przekonani, że to kryptoreklama programów Wojciecha Cejrowskiego, który chodzi boso zarówno po dżungli amazońskiej, jak i po Marszałkowskiej, a swego czasu miał program w telewizji pt. „Boso przez świat”.
Piosenki już tak mają, że zwykle pamiętamy z nich jedynie refren. Niestety, odczytywanie całości piosenki przez interpretacje jedynie melodyjnego fragmentu bywa bardzo mylące. Warto więc w tym wypadku pochylić się nad zwrotkami. W internecie tworzą się grupy fanów, którzy dyskutują nad przesłaniem „Boso". Ponieważ w tekście utworu pojawiają się zwroty„nieużyty frak”, „dziurawy płaszcz”, „zapomniany szal”, a nawet „znoszony but”, są tacy, którzy twierdzą, że to piosenka, która w dobie kryzysu propaguje oszczędne życie i ubieranie się w hurtowni odzieży używanej. Dla innych, doszukujących się wszędzie aluzji politycznych, to oczywista zapowiedź rozliczeń nieuczciwych polityków i powiązanych z nimi przedsiębiorców, którzy już po wyborach „pójdą boso” albo co najwyżej w skarpetkach.
Tegoroczni maturzyści mieli podczas egzaminu kłopoty podczas zadań z interpretacji wiersza. Słowacki okazał się za trudny, Norwid niezrozumiały, a Herbert ze swoim uwielbieniem kultury antycznej pokręcony i niedzisiejszy. Nie tylko młodzież ma kłopoty ze zrozumieniem tekstu, który czyta. Siedemdziesiąt procent odbiorców telewizyjnych newsów nie ma pojęcia tak naprawdę, o czym się w radiu czy telewizji mówi. Z faktu, że czytanie tekstu ze zrozumieniem zostało w szkołach olane, korzystają skwapliwie przebiegli bankowi magicy, handlarze kredytami, polityczni żonglerzy nadziejami społecznymi, upiorni prawnicy czy sprzedawcy zgniłych rzodkiewek.
Mylna interpretacja piosenki Zakopower może się brać nie tylko z braku wiedzy i oczytania, z braku wrażliwości na zawijasy liryczne czy ogólnej tępoty umysłowej nierozróżniającej metafory od lakieru do paznokci. Może się brać też stąd, że Sebastian w niektórych fragmentach piosenki śpiewa niewyraźnie, bulgocze, jakby miał bułeczkę w zębach. Piosenka to jednak nie konkurs recytatorski i dlatego Karpiela Sebastiana Dwojga Nazwisk Bułeckę można tu bronić jak oscypka albo jak niepodległości. Pewne fragmenty zaśpiewane zawsze mogą być nieco mniej czytelnie. Jak Janis Joplin wyła te swoje bluesy, to też wszystko było do skapowania? Oczywiście nie.
Tymczasem piękny tekst piosenki, która stała się wakacyjnym przebojem we wszystkich smażalniach ryb od Gdańska po Zakopane i od Międzyzdrojów po Sandomierz, jest o umieraniu. Facet boso idzie do trumny, a nie na basen. Można oczywiście łagodniej napisać, że piosenka jest o przemijaniu, ale przecież tam w tle czai się śmierć, więc fakty są gołe, i to bardziej niż bose stopy. Tropy literackie wyraźnie wskazują, że podmiot liryczny oczekuje śmierci. Słyszymy, że „gdy zawoła Bóg, to pożegnam wszystkie te rzeczy", „zamkną za mną drzwi, nie zabiorę ich”, a rzeczy chcą „na drugą stronę”.
„Boso" Zakopowera to dosyć odważna deklaracja kulturowa. W polskiej tradycji wszyscy chcą raczej umierać w butach. Nikt nikogo nie kładzie do trumny boso, nawet powiedzenie ludowe mówi „umarł w butach”, czyli godnie i pewnie na spacerze, a nie w burdelu. Zwykle wakacyjne hity są o uśmiechniętych dziewczynach z dużymi cyckami, o tym, że świeci słońce, plaża jest piękna, a chłopiec ma obcisłe slipy i puszcza oko do blondwłosej nastolatki, o tym, że piwo tak dobrze chłodzi, a nasza motorówka jedzie dalej.
„Boso", piosenka o umieraniu, na skutek zbiorowych kłopotów narodu ze zrozumieniem tekstu została hitem wakacji. Jak to powiedział jeden z dziennikarzy muzycznych, „idealnie się wpasowała w wakacyjny klimat”. Ciekawe, czy mówiąc o wpasowaniu, miał na myśli ofiary wypadków drogowych, czy topielców. „Boso” to świetna piosenka na jesień, tymczasem dostaliśmy ją latem. Pewnie jesienią wcisną nam coś radosnego o plażowym piasku w kieszeniach.
Piosenka „Boso" zespołu Zakopower dzieli społeczeństwo niczym tragedia smoleńska na wiele grup interpretacyjnych. Piosenka mojego sympatycznego kolegi Sebastiana Karpiela-Bułecki stała się przebojem wakacji. Ma jak na piosenkę niebanalny, poetycki tekst i ciekawą melodię, która czerpie inspiracje z góralskiej muzyki ludowej. Społeczeństwo bawi się i tańczy przy piosence „Boso”, ale nie do końca wie, o co w niej chodzi. Większość jest przekonana, że to piosenka plażowo-turystyczna, a podmiot liryczny udaje się beztrosko na plażę lub boso w świat. Niektórzy są przekonani, że to kryptoreklama programów Wojciecha Cejrowskiego, który chodzi boso zarówno po dżungli amazońskiej, jak i po Marszałkowskiej, a swego czasu miał program w telewizji pt. „Boso przez świat”.
Piosenki już tak mają, że zwykle pamiętamy z nich jedynie refren. Niestety, odczytywanie całości piosenki przez interpretacje jedynie melodyjnego fragmentu bywa bardzo mylące. Warto więc w tym wypadku pochylić się nad zwrotkami. W internecie tworzą się grupy fanów, którzy dyskutują nad przesłaniem „Boso". Ponieważ w tekście utworu pojawiają się zwroty„nieużyty frak”, „dziurawy płaszcz”, „zapomniany szal”, a nawet „znoszony but”, są tacy, którzy twierdzą, że to piosenka, która w dobie kryzysu propaguje oszczędne życie i ubieranie się w hurtowni odzieży używanej. Dla innych, doszukujących się wszędzie aluzji politycznych, to oczywista zapowiedź rozliczeń nieuczciwych polityków i powiązanych z nimi przedsiębiorców, którzy już po wyborach „pójdą boso” albo co najwyżej w skarpetkach.
Tegoroczni maturzyści mieli podczas egzaminu kłopoty podczas zadań z interpretacji wiersza. Słowacki okazał się za trudny, Norwid niezrozumiały, a Herbert ze swoim uwielbieniem kultury antycznej pokręcony i niedzisiejszy. Nie tylko młodzież ma kłopoty ze zrozumieniem tekstu, który czyta. Siedemdziesiąt procent odbiorców telewizyjnych newsów nie ma pojęcia tak naprawdę, o czym się w radiu czy telewizji mówi. Z faktu, że czytanie tekstu ze zrozumieniem zostało w szkołach olane, korzystają skwapliwie przebiegli bankowi magicy, handlarze kredytami, polityczni żonglerzy nadziejami społecznymi, upiorni prawnicy czy sprzedawcy zgniłych rzodkiewek.
Mylna interpretacja piosenki Zakopower może się brać nie tylko z braku wiedzy i oczytania, z braku wrażliwości na zawijasy liryczne czy ogólnej tępoty umysłowej nierozróżniającej metafory od lakieru do paznokci. Może się brać też stąd, że Sebastian w niektórych fragmentach piosenki śpiewa niewyraźnie, bulgocze, jakby miał bułeczkę w zębach. Piosenka to jednak nie konkurs recytatorski i dlatego Karpiela Sebastiana Dwojga Nazwisk Bułeckę można tu bronić jak oscypka albo jak niepodległości. Pewne fragmenty zaśpiewane zawsze mogą być nieco mniej czytelnie. Jak Janis Joplin wyła te swoje bluesy, to też wszystko było do skapowania? Oczywiście nie.
Tymczasem piękny tekst piosenki, która stała się wakacyjnym przebojem we wszystkich smażalniach ryb od Gdańska po Zakopane i od Międzyzdrojów po Sandomierz, jest o umieraniu. Facet boso idzie do trumny, a nie na basen. Można oczywiście łagodniej napisać, że piosenka jest o przemijaniu, ale przecież tam w tle czai się śmierć, więc fakty są gołe, i to bardziej niż bose stopy. Tropy literackie wyraźnie wskazują, że podmiot liryczny oczekuje śmierci. Słyszymy, że „gdy zawoła Bóg, to pożegnam wszystkie te rzeczy", „zamkną za mną drzwi, nie zabiorę ich”, a rzeczy chcą „na drugą stronę”.
„Boso" Zakopowera to dosyć odważna deklaracja kulturowa. W polskiej tradycji wszyscy chcą raczej umierać w butach. Nikt nikogo nie kładzie do trumny boso, nawet powiedzenie ludowe mówi „umarł w butach”, czyli godnie i pewnie na spacerze, a nie w burdelu. Zwykle wakacyjne hity są o uśmiechniętych dziewczynach z dużymi cyckami, o tym, że świeci słońce, plaża jest piękna, a chłopiec ma obcisłe slipy i puszcza oko do blondwłosej nastolatki, o tym, że piwo tak dobrze chłodzi, a nasza motorówka jedzie dalej.
„Boso", piosenka o umieraniu, na skutek zbiorowych kłopotów narodu ze zrozumieniem tekstu została hitem wakacji. Jak to powiedział jeden z dziennikarzy muzycznych, „idealnie się wpasowała w wakacyjny klimat”. Ciekawe, czy mówiąc o wpasowaniu, miał na myśli ofiary wypadków drogowych, czy topielców. „Boso” to świetna piosenka na jesień, tymczasem dostaliśmy ją latem. Pewnie jesienią wcisną nam coś radosnego o plażowym piasku w kieszeniach.
Więcej możesz przeczytać w 34/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.