Wsi spokojna, wsi wesoła, choć tym razem nie polska, lecz kanadyjska. Nikt w to nie uwierzy, ale 400 km na północ od Toronto, poza stacjami z hamburgerem i pizzą znanych nam sieci, o restauracji lub choć zwyczajnym barze można tylko pomarzyć. Zresztą nawet gdybym jakiś znalazła, to i tak nie zjadłabym w nim obiadu z winem, bo serwowanie alkoholu w przydrożnych jadłodajniach jest w Kanadzie zabronione. Północ Kanady jest uboga w restauracje. Próżno szukać miejsc, w których możesz zjeść kolację nad jeziorem, wdychając unikalnie czyste powietrze i rozkoszując się niezmąconą ciszą. Trudno też znaleźć bazary, na których Indianie sprzedają złowione przez siebie ryby.
W obliczu głodu poprosiłam Waldka o zrobienie zakupów w Toronto. Przywiózł dokładnie to, na co miałam ochotę. Ze względu na letnią porę zapragnęłam zjeść coś lekkiego i kolorowego. Dominująca dzika przyroda wokół naszego letniego domu okazała się inspirująca. Zaczęłam od fantazyjnej sałaty, której podstawą jest własnoręcznie ukręcone pesto ze świeżej bazylii utłuczonej z grubą solą, oliwy, parmezanu i włoskich orzechów, które dużo bardziej smakują mi w pesto niż pinia. Pesto mieszam z bułgarskim jogurtem, dodaję białe balsamico, trochę czosnku i znów odrobinę oliwy z oliwek. Sos gotowy.
Sałata składa się z młodego szpinaku, zielonej sałaty rzymskiej i rukoli, do tego malinowe pomidory, żółty, obłędnie pachnący melon, mango, garść truskawek i odrobina kaparów. Lekko wzruszoną sałatę polewamy dressingiem, nie mieszamy i nie doprawiamy, bo sos jest ciężki i wystarczająco aromatyczny. Na wierzchu układam kawałki burraty, której biel dodała sałacie niespodziewanej szlachetności. Jeśli planujemy zrobienie z takiej sałaty odrębnego dania, przydadzą się grzanki z Katalonii. Potrzebna będzie bagietka, której kawałki opiekamy w piecu na twardą deskę. Następnie pieczywo traktujemy jak tarkę i ścieramy na każdej z bułek ząbek czosnku i dojrzałe pomidory aż do skórki. Tak przygotowane grzanki, polane oliwą i posypane grubą solą, będą idealnym dodatkiem do sałaty.
Kanada ma zadziwiające odmiany pomidorów, które poza różnymi smakami występują też w bogatej palecie barw. Od zielonych, przez żółte, po głęboko wiśniową purpurę. Ślicznie wyglądają ułożone obok siebie, postanowiłam więc przygotować pastę w podobnych kolorach. Oprócz kolorowych pomidorów potrzebna będzie cukinia, plastry białej rzepy, żółte kurki i znów kawałki mango. Robimy z tego szybki sos, blanszując wszystko na rozgrzanej oliwie z odrobiną czosnku, dodajemy świeże oregano, gałązkę rozmarynu i drobne kapary. Makaron gotujemy al dente, najlepiej grube wstążki, polewamy czerwono-pomarańczowo-żółtym sosem i dekorujemy listkami parmezanu. Pięknie.
Deser będzie różowy. Z naturalnego soku z malin przygotowujemy lekki kisiel, który podkręcamy różaną konfiturą i koniakiem lub rumem. Po wystudzeniu zalewamy nim cząstki różowego grejpfruta, kawałki truskawek, kulki arbuza i różowe winogrona. Dekorujemy płatkami róż, podajemy i z satysfakcją obserwujemy łzy wzruszenia naszych gości. Przepiękny, lekki, tchnący świeżością deser.
Takie to fantazje przezroczyste i kolorowe przychodzą mi do głowy podczas spędzania czasu w dzikim miejscu. Na kolację podałam obłędnie pachnącą gorgonzolę na liściach klonowych z podpalanymi orzechami włoskimi i plasterkami upieczonej na ruszcie słodkiej kukurydzy. Trzeba mieć diabelnie ostry nóż do tych plasterków, ale efekt jest wart wysiłku. Całość skropiłam kroplami syropu klonowego. Na koniec łosoś. Świeży, pomarańczowy, genialny. W środku dużo koperku, świeżej dymki i tartego chrzanu. Chciałam upiec go na ognisku, jak Indianie, niestety, nie miałam go w co zawinąć. Najlepiej smakowałby upieczony w otulinie z liści chrzanu, ale nie zauważyłam ich w przydomowym ogródku. Do tego sos musztardowy, ale już bez miodu i kopru, tylko z sokiem z cytryny i olejem z orzechów laskowych i – uwaga – przetartymi, dojrzałymi owocami kiwi. Dodadzą słodyczy, delikatności, konsystencji i koloru. Dwie łyżki śmietanki dokończą dzieła. Upieczonego łososia polewamy sosem i jeszcze przez chwilę trzymamy na ogniu. Posypujemy białym pieprzem, którego aromat jest kwintesencją dania. Prosty przepis, niewymagający ani czasu, ani wysiłku. Pozwala dłużej korzystać z przyrody, jezior, słońca, opalania i leżenia na gorących kamieniach, zapewniających idealny peeling moim piętom. Wokół tylko lasy, głęboka, czysta woda i żadnej restauracji w perspektywie 100 km. Ciekawe, co zjemy jutro...
Magda Gessler
Warszawska restauratorka, gospodyni programu „Kuchenne rewolucje Magdy Gessler" w TVN
W obliczu głodu poprosiłam Waldka o zrobienie zakupów w Toronto. Przywiózł dokładnie to, na co miałam ochotę. Ze względu na letnią porę zapragnęłam zjeść coś lekkiego i kolorowego. Dominująca dzika przyroda wokół naszego letniego domu okazała się inspirująca. Zaczęłam od fantazyjnej sałaty, której podstawą jest własnoręcznie ukręcone pesto ze świeżej bazylii utłuczonej z grubą solą, oliwy, parmezanu i włoskich orzechów, które dużo bardziej smakują mi w pesto niż pinia. Pesto mieszam z bułgarskim jogurtem, dodaję białe balsamico, trochę czosnku i znów odrobinę oliwy z oliwek. Sos gotowy.
Sałata składa się z młodego szpinaku, zielonej sałaty rzymskiej i rukoli, do tego malinowe pomidory, żółty, obłędnie pachnący melon, mango, garść truskawek i odrobina kaparów. Lekko wzruszoną sałatę polewamy dressingiem, nie mieszamy i nie doprawiamy, bo sos jest ciężki i wystarczająco aromatyczny. Na wierzchu układam kawałki burraty, której biel dodała sałacie niespodziewanej szlachetności. Jeśli planujemy zrobienie z takiej sałaty odrębnego dania, przydadzą się grzanki z Katalonii. Potrzebna będzie bagietka, której kawałki opiekamy w piecu na twardą deskę. Następnie pieczywo traktujemy jak tarkę i ścieramy na każdej z bułek ząbek czosnku i dojrzałe pomidory aż do skórki. Tak przygotowane grzanki, polane oliwą i posypane grubą solą, będą idealnym dodatkiem do sałaty.
Kanada ma zadziwiające odmiany pomidorów, które poza różnymi smakami występują też w bogatej palecie barw. Od zielonych, przez żółte, po głęboko wiśniową purpurę. Ślicznie wyglądają ułożone obok siebie, postanowiłam więc przygotować pastę w podobnych kolorach. Oprócz kolorowych pomidorów potrzebna będzie cukinia, plastry białej rzepy, żółte kurki i znów kawałki mango. Robimy z tego szybki sos, blanszując wszystko na rozgrzanej oliwie z odrobiną czosnku, dodajemy świeże oregano, gałązkę rozmarynu i drobne kapary. Makaron gotujemy al dente, najlepiej grube wstążki, polewamy czerwono-pomarańczowo-żółtym sosem i dekorujemy listkami parmezanu. Pięknie.
Deser będzie różowy. Z naturalnego soku z malin przygotowujemy lekki kisiel, który podkręcamy różaną konfiturą i koniakiem lub rumem. Po wystudzeniu zalewamy nim cząstki różowego grejpfruta, kawałki truskawek, kulki arbuza i różowe winogrona. Dekorujemy płatkami róż, podajemy i z satysfakcją obserwujemy łzy wzruszenia naszych gości. Przepiękny, lekki, tchnący świeżością deser.
Takie to fantazje przezroczyste i kolorowe przychodzą mi do głowy podczas spędzania czasu w dzikim miejscu. Na kolację podałam obłędnie pachnącą gorgonzolę na liściach klonowych z podpalanymi orzechami włoskimi i plasterkami upieczonej na ruszcie słodkiej kukurydzy. Trzeba mieć diabelnie ostry nóż do tych plasterków, ale efekt jest wart wysiłku. Całość skropiłam kroplami syropu klonowego. Na koniec łosoś. Świeży, pomarańczowy, genialny. W środku dużo koperku, świeżej dymki i tartego chrzanu. Chciałam upiec go na ognisku, jak Indianie, niestety, nie miałam go w co zawinąć. Najlepiej smakowałby upieczony w otulinie z liści chrzanu, ale nie zauważyłam ich w przydomowym ogródku. Do tego sos musztardowy, ale już bez miodu i kopru, tylko z sokiem z cytryny i olejem z orzechów laskowych i – uwaga – przetartymi, dojrzałymi owocami kiwi. Dodadzą słodyczy, delikatności, konsystencji i koloru. Dwie łyżki śmietanki dokończą dzieła. Upieczonego łososia polewamy sosem i jeszcze przez chwilę trzymamy na ogniu. Posypujemy białym pieprzem, którego aromat jest kwintesencją dania. Prosty przepis, niewymagający ani czasu, ani wysiłku. Pozwala dłużej korzystać z przyrody, jezior, słońca, opalania i leżenia na gorących kamieniach, zapewniających idealny peeling moim piętom. Wokół tylko lasy, głęboka, czysta woda i żadnej restauracji w perspektywie 100 km. Ciekawe, co zjemy jutro...
Magda Gessler
Warszawska restauratorka, gospodyni programu „Kuchenne rewolucje Magdy Gessler" w TVN
Więcej możesz przeczytać w 34/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.