Pędziliśmy po wertepach ponad 100 km na godzinę. Adam Małysz ostro trenuje na poligonie przed swoim pierwszym rajdem. Opowiadał mi o uzależnieniu od ryzyka, bułce z bananem i jeszcze jednym skoku.
Wciskam się w dopasowany fotel między grubymi rurami zabezpieczającymi ważące ponad 2 tony porsche cayenne. Zanim Adam Małysz ruszy, zostawiając za sobą tumany kurzu, czuję się bezpiecznie jak dziecko poprzypinane szerokimi pasami oplatającymi ciało niczym pajęczyna. To uczucie szybko zastępuje pewność, że oto właśnie w tej chwili samochód wypadnie z drogi i roztrzaska się na którymś drzewie. –
Jak pani dojechała do Drawska? – zagaja z uśmiechem Adam Małysz, lekko przerzucając biegi. – Uwaga, będzie skok!
Samochód podjeżdża pod piaszczystą górkę, żeby na ułamek sekundy oderwać się od ziemi i z impetem huknąć tuż za wzniesieniem.
Widać, że Małysz jest w swoim żywiole.
Jak pani dojechała do Drawska? – zagaja z uśmiechem Adam Małysz, lekko przerzucając biegi. – Uwaga, będzie skok!
Samochód podjeżdża pod piaszczystą górkę, żeby na ułamek sekundy oderwać się od ziemi i z impetem huknąć tuż za wzniesieniem.
Widać, że Małysz jest w swoim żywiole.
Więcej możesz przeczytać w 34/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.