Moi sąsiedzi przypominają mi Anglików. Zawsze trzeba porozmawiać o pogodzie i pożartować. Rozmowa bez żartów byłaby niegrzeczna. Żarty bywają nasycone erotyką, nawet panie nie boją się dosadności.
. Zimą widok z okna jest zupełnie inny niż latem, kiedy drzewa zasłaniają wszystko z wyjątkiem bardzo rzadko przejeżdżającego traktora. Zimą jeżdżą częściej, bo trzeba zabrać lub ukraść (w zasadzie wszystko jedno) drewno z lasu. Dalej widzę za wielką łąką jeden czerwony dom pod następnym lasem, a dom ten – skromny jak się należy – jest własnością marszałka. Nikt we wsi nie mówi inaczej, bo wszyscy wiedzą, o kogo chodzi, a chodzi o poetę Franciszka Stefaniuka. Marszałek raz wprawdzie – jeszcze na spotkaniu opłatkowym twórców u prymasa (póki mnie prymas zapraszał) – powiedział do mnie: „krajanie", i uściskał, ale na tym się nasze stosunki skończyły.
Zresztą nie jestem krajanem, tylko elementem napływowym, ale po 24 latach zaczynają nas traktować jak swoich. Wyraża się to dwojako: mogę pojechać do wsi ( jednak prawie dwa kilometry, więc piechotą nie bardzo, a rowerem zależy od pogody) bez grosza przy duszy i wszędzie dostanę kredyt (sklepów siedem) oraz co chwila ktoś mówi „dzień dobry", a ja poznaję twarze, ale rzadko kojarzę nazwiska.
Więcej możesz przeczytać w 51-52/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.