Konwencja thrillera? Historia PRL? Co pana zaciekawiło w „Jacku Strongu” Władysława Pasikowskiego?
Człowiek. Mężczyzna, który w imię przekonań przez lata dźwiga w sobie tajemnicę. Ryszard Kukliński wyznaczył sobie wielki cel, podporządkował mu życie. I stracił wszystko, co kochał. Jak wielką rozpacz musiał w sobie nosić? Amerykanie zrobiliby już kilka filmów o jego losach. U nas przez dekadę, jaka minęła od śmierci Kuklińskiego, rosły tylko oczekiwania i spory. Kiedy zaczynaliśmy film, z różnych stron słyszałem na zmianę: „bohater”, „zdrajca”. Najtrudniejsze było dla mnie odcięcie się od tego. Nie interesowało mnie budowanie pomnika ani udawanie Jamesa Bonda. Chciałem znaleźć kawałek prawdy o człowieku. Zrozumieć go. Pomogły mi spotkania z jego przyjaciółmi i znajomymi.
Co panu powiedzieli?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.