W 1995 r. napisałem opowiadanie „Krzyż” o księdzu Marcinie, gotowym zrezygnować z kapłaństwa, by uratować dziecko, które chce usunąć obca mu dziewczyna (ksiądz nie jest biologicznym ojcem). Opowiadanie zostało opublikowane we „Frondzie”, tej samej, która mnie teraz tak gorliwie i chętnie potępia i którą zarządza Tomasz Terlikowski. Potem przerobiłem to opowiadanie na scenariusz filmu, który miała reżyserować – niedługo po sukcesie swoich debiutanckich „Pręg” – Magdalena Piekorz. Złożyliśmy projekt z prośbą do PISF o dofinansowanie. Został odrzucony jako nierealistyczny. Nierealistyczny?
Półtora miesiąca temu feministyczna aktywistka Katarzyna Bratkowska zaszokowała Polskę złożoną w telewizji deklaracją, iż w Wigilię dokona aborcji. Krótko potem list otwarty napisał do niej ksiądz Grzegorz Kramer: „Chcę adoptować Pani Dziecko. Tak, wiem, jestem zakonnikiem i księdzem. Dla mnie osobiście będzie się to równało z odejściem z zakonu i rezygnacją z kapłaństwa. To będzie rewolucja dla trzydziestosiedmioletniego mężczyzny. Ta odpowiedź jest poważna i nie jest żadnym medialnym zagraniem. Jeśli naprawdę nie jest Pani w stanie wychować tego Dziecka, ja się tego podejmę. Mówię bardzo serio”.
W „Krzyżu” napisanym 18 lat wcześniej ksiądz Marcin – który uświadamia sobie, że chcąc pozostać prawdziwym chrześcijaninem, musi zrezygnować z kapłaństwa – również pisze list; nie do kobiety, ale do jej nienarodzonego dziecka: „Być może jest już za późno. Być może stało się już coś, czego nie sposób odwrócić. Wierzę jednak, że ciągle jesteś. Niczego więcej nie pragnę. Twój… ojciec”.
W 2009 r. wszedł na polskie ekrany film mój i Tomka Koneckiego „Idealny facet dla mojej dziewczyny”. Krzysztof Globisz wcielił się w nim w postać feministycznej działaczki Ryszardy Katzówny – mężczyzny, który postanowił zostać kobietą i od tego momentu święci triumfy na polach publicznej aktywności. Również tę postać uznano za nierealistyczną. Dwa lata później do polskiego Sejmu trafiła Anna Grodzka, która przez 53 lata swojego życia funkcjonowała jako Krzysztof Bęgowski. Jest ponoć pierwszą w Europie osobą publicznie ujawniającą swój transseksualizm, którą wybrano do parlamentu na szczeblu krajowym.
Grodzka lubi powtarzać, że od 11. roku życia czuła się kobietą, a jej najwierniejszą przyjaciółką od lat dziecinnych była szmaciana lalka Ania, której przyszła posłanka zwierzała się ze swoich smutków i niepowodzeń. Być może jednym z nich był start w 1997 r. z listy SLD do sejmiku wojewódzkiego Mazowsza. Na swojej ulotce wyborczej Anna Grodzka napisała wówczas: „Nazywam się Krzysztof Bęgowski, jestem przedsiębiorcą. Wiem, że bycie radnym to służba i walka. Będę walczył i zwyciężał z bezprawiem, sobiepaństwem, dorobkiewiczostwem, bałaganem i biedą. Dobre gospodarowanie to podstawa!”. Ani słowa o prawach kobiet. Ani słowa o transpłciowości oraz działaniach na rzecz wsparcia osób transseksualnych i transwestycznych.
W moim scenariuszu z 2009 r. Ryszarda Katzówna została wybrana Polką Roku, a w wygłaszanej na jej cześć laudacji słyszymy: „Kobiecości nie da się uwięzić w ciasnych pętach biologizmu. Kobiecość to kwestia wolnego wyboru. Profesor Katzówna jak nikt inny potrafi pokazać siłę hasła: »Jestem kobietą, bo chcę! Bo warto!«”. Anna Grodzka – która również twierdzi, że: „wcale nie jest tak, że jest kobieta i mężczyzna” – piastuje w 2014 r. w polskim Sejmie stanowisko wiceprzewodniczącej Parlamentarnej Grupy Kobiet.
Dwanaście lat temu napisałem sztukę „Testosteron”. Jest w niej postać piosenkarki Alicji, która dla celów promocyjnych nowej płyty kreuje skandal na własnym ślubie. Jak mówi Fistach, jeden z bohaterów sztuki: „Jutro rano wszystkie gazety opiszą dzisiejszy skandal i przytoczą to, co powiedziała Alicja. A za trzy dni płyta wchodzi do sprzedaży. Tak się dziś robi karierę, panowie!”.
Czytam właśnie, że parę dni temu Doda pobiła w kiblu Agnieszkę Szulim. I zamiast – jak inni naiwni – zastanawiać się, czy istotnie panie mają do siebie realne pretensje, zaglądam do internetu. I cóż znajduję? W dzień po „zadymie” na YouTube zostaje upubliczniony (przez użytkownika DodaTV) nowy teledysk piosenkarki „High Life” z opisem: „Utwór zwiastuje pierwsze w karierze Dody DVD koncertowe. Pokazuje widzom zupełnie nieznaną twarz artystki. Daje zabawny, wzruszający, ale przede wszystkim prawdziwy obraz życia Dody”. Cały ten skandal to po prostu kampania reklamowa. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć za Fistachem: „Tak się dziś robi karierę, panowie!”.
I choć – jako sceptyk – z dystansem odnoszę się do proroctw, to jednak bardzo lubię, kiedy słowo staje się ciałem. Zwłaszcza moje.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.