A wszystko zaczęło się niewinnie: Marek Belka oświadczył, że bardzo mu się podoba Pe De, ale nie wie, czy wstąpi. SLD się wściekł i żąda deklaracji: "wte albo wewte". I mamy kryzys rządowy. A wszystkiego tego dokonał on, nasz skromny Marek Belka. Dla przyjaciół z SLD po prostu Belka. W oku.
Nie tylko SLD, borówki też się pieklą, bo chciały Belki dla siebie, a on wybiera świeżo otrzepaną z naftaliny Unię Wolności. Ech, to niesamowite: Marek Belka - czerwony przedmiot pożądania.
Czego chce Belka - spekulacje na ten temat zapełniły łamy prasy, ekrany telewizorów, głośniki radioodbiorników. Przejdzie do opozycji wobec krwiopijczego i mafijnego rządu Belki czy nie przejdzie?! W tej sytuacji ostoją zdrowego rozsądku pozostają kolorowe gazety donoszące, że Magda Mołek ma nowego narzeczonego, a Krzysztof Filipek romans z Kukiełką.
Po Warszawie gruchnęła wieść: "w Fundacji Batorego Marek Belka wygłosi ważne oświadczenie polityczne". Zakwestionuje dogmat o nieomylności Dyducha?!
"Nie należy się spodziewać zbyt wiele po wystąpieniu premiera w Fundacji Batorego" - zaraz zdementował te plotki szef owej fundacji Aleksander Smolar. Dobił nas tą szczerością. My też nie spodziewamy się po Belce niczego ciekawego i mądrego, ale nie odważylibyśmy się mu tego powiedzieć na chwilę przed zaproszeniem do siebie.
Uff! Premier wreszcie wydał z siebie oświadczenie, które tąpnęło polską rzeczywistością polityczną. Zdaniem Marka Belki, "lepiej się odżywiamy, lepiej pijemy alkohol" (specjaliści są zgodni, że Belka dotychczas musiał walić z gwinta, a teraz przeszedł na kieliszki), choć "rząd jest do bani, Sejm jest do bani, wszystko jest do bani" - powiedział premier. Do bani.
Belka zasmakował w ważnych oświadczeniach politycznych i obiecał, że 5 maja wygłosi kolejne. Ale widocznie tylko my usłyszeliśmy taki bełkot, bo już Władysław Frasyniuk usłyszał zupełnie co innego. "Premier należy do tych nielicznych polityków polskich, którzy mówią >>tak-tak, nie-nie<<. Usłyszałem >>tak<<" - rozpływał się lider Pe De. Jak widać, miłość do czerwonego jest u Władka nie tylko ślepa, ale i głucha.
Twardy orzech do zgryzienia mieli nasi działacze olimpijscy. W wyborach szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego kandydowali Piotr Nurowski (kierownik wydziału propagandy KW PZPR, I sekretarz ambasady w Moskwie - w końcu zwyciężył), Dwojga Imion Paszczyk (były poseł SLD) i Adam Giersz (wiceminister u Millera). Jak to jest, że olimpijskich kół jest pięć, a u nas - jakkolwiek by wybierać - zawsze się trafi czerwone?
Napadła nas w Sejmie Jolanta Banach (SDPL), że nie mieliśmy prawa pytać w telewizji Marka Borowskiego (SDPL) o pochodzenie żydowskie, bo "konstytucja gwarantuje prawo do milczenia w sprawie pochodzenia". Umknęliśmy pani poseł, bo jakoś niewygodnie nam było pytać, gdzie takie brednie wyczytała i czy aby nie podać jej wody. Ale na tym się nie skończyło. Podchodzili do nas potem kolejno: minister (1 szt.), posłowie (2 szt.) i dziennikarze (czereda), i mówili, że po korytarzu sejmowym biega posłanka Banach, wymachuje papierami i nam wygraża. Czy straż marszałkowska mogłaby zapewnić nam ochronę?
Nasz program telewizyjny nie spodobał się również szefowej Krajowej Rady Tego i Owego Danucie Waniek. Na jakimś konwentyklu krytykowała nas, że "uprawiamy pornografię". Z istot nagich była u nas tylko krowa. Jeśli to pani minister nazywa pornografią, to wolimy nie pytać o jej życie intymne.
Oburzył się potwornie Józef Oleksy na wyemitowany przez TVP filmik o związkach rodziny Oleksych z mafią paliwową. Zagroził procesem. Prezes telewizora z miejsca przyznał Józefowi prawo do repliki. Cóż, albo film jest nieprawdziwy i wtedy jego twórców trzeba wylać na pysk, a Oleksego przeprosić i posłać koniak, albo jest prawdziwy, a wtedy niech sobie Józef replikuje w domu. Dworak jest jednak innego zdania. Skoro taki grzeczny, niech mu ustąpi miejsca. Nawet Oleksy będzie lepszym prezesem.
A w SLD ryją pod Oleksym. Świnie.
Nie tylko SLD, borówki też się pieklą, bo chciały Belki dla siebie, a on wybiera świeżo otrzepaną z naftaliny Unię Wolności. Ech, to niesamowite: Marek Belka - czerwony przedmiot pożądania.
Czego chce Belka - spekulacje na ten temat zapełniły łamy prasy, ekrany telewizorów, głośniki radioodbiorników. Przejdzie do opozycji wobec krwiopijczego i mafijnego rządu Belki czy nie przejdzie?! W tej sytuacji ostoją zdrowego rozsądku pozostają kolorowe gazety donoszące, że Magda Mołek ma nowego narzeczonego, a Krzysztof Filipek romans z Kukiełką.
Po Warszawie gruchnęła wieść: "w Fundacji Batorego Marek Belka wygłosi ważne oświadczenie polityczne". Zakwestionuje dogmat o nieomylności Dyducha?!
"Nie należy się spodziewać zbyt wiele po wystąpieniu premiera w Fundacji Batorego" - zaraz zdementował te plotki szef owej fundacji Aleksander Smolar. Dobił nas tą szczerością. My też nie spodziewamy się po Belce niczego ciekawego i mądrego, ale nie odważylibyśmy się mu tego powiedzieć na chwilę przed zaproszeniem do siebie.
Uff! Premier wreszcie wydał z siebie oświadczenie, które tąpnęło polską rzeczywistością polityczną. Zdaniem Marka Belki, "lepiej się odżywiamy, lepiej pijemy alkohol" (specjaliści są zgodni, że Belka dotychczas musiał walić z gwinta, a teraz przeszedł na kieliszki), choć "rząd jest do bani, Sejm jest do bani, wszystko jest do bani" - powiedział premier. Do bani.
Belka zasmakował w ważnych oświadczeniach politycznych i obiecał, że 5 maja wygłosi kolejne. Ale widocznie tylko my usłyszeliśmy taki bełkot, bo już Władysław Frasyniuk usłyszał zupełnie co innego. "Premier należy do tych nielicznych polityków polskich, którzy mówią >>tak-tak, nie-nie<<. Usłyszałem >>tak<<" - rozpływał się lider Pe De. Jak widać, miłość do czerwonego jest u Władka nie tylko ślepa, ale i głucha.
Twardy orzech do zgryzienia mieli nasi działacze olimpijscy. W wyborach szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego kandydowali Piotr Nurowski (kierownik wydziału propagandy KW PZPR, I sekretarz ambasady w Moskwie - w końcu zwyciężył), Dwojga Imion Paszczyk (były poseł SLD) i Adam Giersz (wiceminister u Millera). Jak to jest, że olimpijskich kół jest pięć, a u nas - jakkolwiek by wybierać - zawsze się trafi czerwone?
Napadła nas w Sejmie Jolanta Banach (SDPL), że nie mieliśmy prawa pytać w telewizji Marka Borowskiego (SDPL) o pochodzenie żydowskie, bo "konstytucja gwarantuje prawo do milczenia w sprawie pochodzenia". Umknęliśmy pani poseł, bo jakoś niewygodnie nam było pytać, gdzie takie brednie wyczytała i czy aby nie podać jej wody. Ale na tym się nie skończyło. Podchodzili do nas potem kolejno: minister (1 szt.), posłowie (2 szt.) i dziennikarze (czereda), i mówili, że po korytarzu sejmowym biega posłanka Banach, wymachuje papierami i nam wygraża. Czy straż marszałkowska mogłaby zapewnić nam ochronę?
Nasz program telewizyjny nie spodobał się również szefowej Krajowej Rady Tego i Owego Danucie Waniek. Na jakimś konwentyklu krytykowała nas, że "uprawiamy pornografię". Z istot nagich była u nas tylko krowa. Jeśli to pani minister nazywa pornografią, to wolimy nie pytać o jej życie intymne.
Oburzył się potwornie Józef Oleksy na wyemitowany przez TVP filmik o związkach rodziny Oleksych z mafią paliwową. Zagroził procesem. Prezes telewizora z miejsca przyznał Józefowi prawo do repliki. Cóż, albo film jest nieprawdziwy i wtedy jego twórców trzeba wylać na pysk, a Oleksego przeprosić i posłać koniak, albo jest prawdziwy, a wtedy niech sobie Józef replikuje w domu. Dworak jest jednak innego zdania. Skoro taki grzeczny, niech mu ustąpi miejsca. Nawet Oleksy będzie lepszym prezesem.
A w SLD ryją pod Oleksym. Świnie.
Więcej możesz przeczytać w 10/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.