Nowy niemiecki rząd odejdzie od uprawianej przez Schroedera polityki porozumiewania się z Rosją ponad głowami Polaków
Pierwszy raz w historii Republiki Federalnej Niemiec kandydat na kanclerza zdecydował się podczas kampanii wyborczej złożyć wizytę w Polsce. Zrobiła tak Angela Merkel, przybywając nad Wisłę na zaproszenie Donalda Tuska. Okazało się, że to nie w Londynie, Waszyngtonie czy Moskwie, ale w Warszawie i Paryżu powinien się pokazać - według sztabowców CDU/CSU - chadecki lider, który prawdopodobnie we wrześniu zmierzy się w wyborczej potyczce z kanclerzem Gerhardem Schroederem.
Niemieccy i zagraniczni komentatorzy byli zgodni - Angela Merkel, dotychczas mało aktywna na arenie międzynarodowej, miała błysnąć jako potencjalny mąż czy raczej dama stanu. To dobrze, że w tym celu wybrała Warszawę. Cieszyć powinny też jej deklaracje dotyczące wagi, jaką przywiązuje do stosunków z Polską, i gotowości zacieśnienia polsko-niemieckiej współpracy w Unii Europejskiej, i to nie tylko w odniesieniu do tak ważnej dla nas polityki wschodniej, w tym kwestii białoruskiej, lecz także zasadniczych spraw dotyczących przyszłości procesu integracji. Obietnica Merkel, że nowy niemiecki rząd odejdzie od uprawianej przez Schroedera polityki szczególnych więzów z Rosją i żadne decyzje nie będą w przyszłości podejmowane ponad naszymi głowami, dają nadzieję na rzeczywiste ożywienie naszych relacji z Niemcami. Jasna deklaracja woli pogrzebania osi Paryż - Berlin - Moskwa, marginalizującej rolę Polski, a stworzonej w opozycji do Waszyngtonu, pozwoli na nowe, bardziej nam sprzyjające rozdanie kart w polityce europejskiej i transatlantyckiej.
Tłuczenie posklejanej porcelany
Warszawskie deklaracje Angeli Merkel wpisują się w zapowiadaną przez chadecję zasadniczą rewizję kursu niemieckiej polityki zagranicznej. Jej najistotniejszym elementem jest zapowiedź powrotu Berlina do generalnej zasady, która przyświecała niemieckiej dyplomacji od powstania RFN. W wielkim uproszczeniu brzmiała ona: unikać konieczności dokonywania wyboru między Paryżem a Waszyngtonem i aktywnie włączać się zarówno w umacnianie więzów transatlantyckich, jak i pogłębianie procesu integracji europejskiej. Niemieckie rządy, szczególnie kierowane przez chadeków, miały świadomość, ile jest warta pax Americana, dzięki której zachodnie Niemcy mogły się nie tylko podnieść z gruzów po klęsce III Rzeszy, ale i wrócić na arenę międzynarodową jako pełnoprawny gracz.
Odejście od dominującej w Niemczech od czasów Adenauera orientacji atlantyckiej, spowodowane ideologiczną niechęcią do Waszyngtonu czerwono-zielonej ekipy Schroedera, politycznie ukształtowanej w opozycji do wuja Sama na barykadach 1968 r., i zastąpienie jej osią z Paryżem, Moskwą i Pekinem wywróciło do góry nogami dotychczasową niemiecką dyplomację i w efekcie zniechęciło do Niemiec wielu partnerów. Schroeder i Fischer, rzucając wyzwanie amerykańskiemu przywództwu, w którym Berlin zaczął się dopatrywać poważnie zagrażającej światu hegemonii, potłukli sporo z trudem już raz posklejanej politycznej porcelany. Dla wielu partnerów, w tym dla Polski, Niemcy przestali być przewidywalni, a to w polityce istotna przeszkoda. Rewizja niemieckiej polityki i zapowiadany przez chadecję powrót Berlina do opcji atlantyckiej leży zatem w naszym żywotnym interesie.
Kłopotliwa Steinbach
Źle by się stało, gdyby na drodze do politycznego zbliżenia Warszawy i Berlina stanęły - Erika Steinbach i firmowane przez nią Centrum przeciwko Wypędzeniom. Nie sposób uwierzyć w dobre intencje przewodniczącej Związku Wypędzonych, jeżeli w projekcie centrum w odniesieniu do obozów przejściowych, w których osadzano Niemców przed wysiedleniem z Polski, używa się terminu "obozy zagłady" (niem. Vernichtungslager), zarezerwowanego dotychczas w języku niemieckim dla hitlerowskich fabryk śmierci. Jak w tej sytuacji nie zgodzić się z tezą, że celem centrum jest relatywizacja niemieckiej winy?
To dobrze, że Angela Merkel usłyszała w Warszawie nasz stanowczy sprzeciw. Jeżeli zostanie kanclerzem, będzie musiała zdecydować, czy warto obciążać nasze relacje poparciem dla projektu, który stanowi zaprzeczenie gotowości niemieckiej klasy politycznej do jednoznacznej oceny, kto był katem, a kto ofiarą ostatniej wojny.
Więcej możesz przeczytać w 35/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.