Zwolennicy ugody z Eureko zrobili wszystko, aby przegrać sprawę przed sądem arbitrażowym
Program rządu Marka Belki został zrealizowany połowicznie: Eureko nie udało się przejąć PZU, ale jest bliższe tego niż na początku kadencji obecnego rządu. 25 sierpnia Polska przegrała sprawę sądową z Eureko przed trybunałem arbitrażowym. Zwolennicy oddania Eureko kontroli nad PZU już triumfują: a nie mówiliśmy, że trzeba się było dogadać, bo teraz podatnicy zapłacą? Wyrok pozwala bowiem Eureko starać się o odszkodowanie szacowane na miliard euro. Właśnie straszenie wizją porażki przed trybunałem arbitrażowym było dla rządu Belki pretekstem do usankcjonowania jednej z największych afer finansowych III RP - przejęcia za relatywnie niską cenę największej polskiej firmy ubezpieczeniowej (15 mln klientów i 40 mld zł aktywów). Polska przegrała sprawę sądową, w której nie powinna była uczestniczyć. Wzięliśmy udział w arbitrażu z własnej woli, nie mając nic do wygrania i wszystko do stracenia. Na dodatek, jak ustalił "Wprost", skład sędziowski wybraliśmy po myśli Eureko. Jest jednak dobra wiadomość: aby odszkodowanie zostało wypłacone Eureko, wyrok trybunału arbitrażowego musi zatwierdzić polski sąd.
Dlaczego reprezentujący skarb państwa politycy lewicy zachowują się, jakby grali w drużynie Eureko? Otóż partnerem konsorcjum w interesach był BIG Bank Gdański - obecnie Bank Millennium. Bank postkomunistycznej nomenklatury, którego współzałożycielem był obecny prezydent Aleksander Kwaśniewski. Prezydent publicznie wypowiadał się w sprawie prywatyzacji, biorąc stronę Eureko.
Przegrana na życzenie
Kupując w 1999 r. akcje PZU, Eureko zobowiązało się dochodzić roszczeń w sprawie prywatyzacji tylko przed polskimi sądami. Polska mogła (i powinna!) zwyczajnie zignorować pozew złożony 15 czerwca 2003 r. przez Eureko do trybunału arbitrażowego w Belgii (rozprawy toczyły się w Londynie). Tymczasem reprezentujący skarb państwa ministrowie nie dość, że uznali zasadność pozwu, to jeszcze wyznaczyli arbitra, co do którego obiektywizmu są poważne wątpliwości. Werdykt został wydany większością głosów przez trzech sędziów: wybranego przez Eureko Stephena Schwebela, reprezentującego Polskę Jerzego Rajskiego i zaakceptowanego przez obu tych sędziów Kanadyjczyka YvesŐa Fortiera. 21 stycznia 2005 r. "Wprost" ujawnił, że prof. Rajski pracował dla polskiego oddziału międzynarodowej firmy prawniczej Cameron McKenna. Z usług tej firmy w czerwcu 2002 r. korzystało Eureko, a dokładniej - jej przedstawiciel w zarządzie PZU Antonio Martins da Costa. Decydując się na wybór arbitra w 2003 r., Ministerstwo Skarbu nie sprawdziło, czy nie zachodzi konflikt interesów.
Licytacja ambasady w Belgii?
Triumf PZU-jów jest przedwczesny. Podpisane przez Polskę konwencje (m.in. nowojorska z 1958 r.) zobowiązują nas do respektowania orzeczeń międzynarodowych trybunałów arbitrażowych, ale - w razie porażki - strona polska mogłaby takie orzeczenie zaskarżyć do sądu w państwie, gdzie ono zapadło (czyli w Belgii). Skarb państwa może też go po prostu nie wykonać dobrowolnie. Wówczas Eureko musiałoby się zwrócić do belgijskiego sądu o potwierdzenie wyroku arbitrażowego i nadanie mu klauzuli wykonalności. Jeśli Eureko otrzyma takie potwierdzenie, będzie mogło zaspokajać roszczenia z majątku polskiego skarbu państwa, ale tylko w Belgii. Aby wyegzekwować odszkodowanie w Polsce, musiałoby uzyskać taką klauzulę jeszcze od naszego sądu. A z tym będzie już trudniej, bo sejmowa komisja śledcza do spraw PZU chce postawić już 13 polityków i urzędników przed Trybunałem Stanu za łamanie prawa przy wpychaniu PZU w łapy Eureko. Podniesione głowy menedżerów Eureko spadną, gdy dziwną prywatyzacją po końcowym raporcie komisji śledczej zajmie się na serio prokuratora.
Więcej możesz przeczytać w 35/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.