Czy się stoi, czy się leży, bezwarunkowy dochód podstawowy się należy. Tak mogłoby dziś brzmieć nieco odświeżone hasło znane z czasów słusznie minionego realnego socjalizmu. Pomysł wprowadzenia tzw. dochodu gwarantowanego stał się w ostatnich latach jednym z głównych postulatów ekonomicznych skrajnej lewicy. Na początku traktowany z przymrużeniem oka, jako kolejna utopijna ciekawostka intelektualnych spadkobierców Karola Marksa. Dziś jednak coraz śmielej koncepcja ta wdziera się do mainstreamu. Oczywiście obecny ład społeczno-ekonomiczny ma wiele wad i oparty jest na fundamentach, wśród których bez problemu znajdziemy także wątpliwy z punktu widzenia etyki, jak również tej tak znienawidzonej ekonomii, budulec. Trudno jednak prowadzić na ten temat poważną dyskusję, jeśli zewsząd słyszy się, że żyjemy w czasach neoliberalizmu, w których króluje bezduszny wolny rynek, a wśród przejawów tego „wolnego” rynku wskazuje się np. sojusz państwa i korporacji. Jeśli objawem liberalnego kapitalizmu ma być choćby ratowanie bankrutujących instytucji finansowych, to wtedy oczywiście taki „kapitalizm” wywoływać musi sprzeciw. Ale takie postawy z wolnym rynkiem nie mają nic wspólnego, bo na tym on polega, że konsekwencją złego gospodarowania może być bankructwo, a konkurencja odbywa się w ramach reguł, które dotyczą tak samo wszystkich. W ramach walki z tym bezdusznym „neoliberalizmem” lewica coraz sprawniej forsuje absurdalny pomysł wprowadzenia świadczenia, które polegać miałoby na tym, że każdemu obywatelowi wypłacano by jakąś sumę ot tak za sam fakt istnienia. O tym, że pomysły te są rozważane na poważnie, świadczy choćby to, że w Szwajcarii odbyło się referendum w tej sprawie. Na szczęście Szwajcarzy potwierdzili swój zdrowy rozsądek i odrzucili propozycję wprowadzenia dochodu gwarantowanego. Widocznie zdają sobie sprawę, że takie rozwiązania są z istoty swojej złe, zarówno na poziomie etycznym, jak i ekonomicznym. Bezwarunkowy dochód gwarantowany to bowiem nic innego jak żerowanie na pracy innych, którzy zmuszeni będą do utrzymywania tych, którym pracować się nie chce. Nietrudno zgadnąć, jaki będzie efekt takiego stanu rzeczy: spadnie motywacja do osiągania własnego dochodu, przez co wzrośnie liczba osób będących beneficjentami systemu redystrybucji, a zmaleje liczba osób, które będą obciążone jego utrzymaniem, a zatem będą one ponosić coraz większe koszty, co jeszcze bardziej zmniejszy popyt na pracę, a efektem będzie krach tego utopijnego systemu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.