Ukorzył się pan już przed Grzegorzem Schetyną?
Michał Kamiński: Każdy, kto mnie zna, wie, że się przed nikim nie korzę. To nieszczęsne zawirowanie wokół mojej osoby jest już za nami. Pokornie czekam, aż minie okres zawieszenia mnie w klubie.
Minie, bo szef platformy w końcu pana wyrzuci. Rafał Grupiński, prawa ręka Schetyny, kilka dni temu ostro pana zaatakował, mówiąc, że powinien pan wrócić do PiS.
Nie sądzę, żeby mnie wyrzucono. Nie widzę powodów, dla których miano by to zrobić.
Zawieszono pana za łamanie zakazów medialnych.
Skądże. Pismo, które dostałem, dotyczyło tylko tego, że nie zgłaszałem swoich wystąpień medialnych Platformie. Nie chodzi o to, żeby pytać o zgodę, tylko żeby zgłaszać swoje wystąpienia. Parę razy zapomniałem zgłosić swój udział w audycjach. Teraz będę przestrzegał tej zasady. Koniec, kropka.
Czyli musiał pan obiecać poprawę.
Nikomu nic nie musiałem obiecać. To nie jest dziecinada, a my nie jesteśmy w piaskownicy. Uważam, że niepotrzebnie mnie zawieszono. Można było ze mną porozmawiać i inaczej to załatwić.
W Platformie mówi się, że to nie był główny powód, dla którego został pan zawieszony. Andrzej Halicki na rp.pl mówił, że ma pan wizję skrętu partii w lewo. Można też usłyszeć, że nie chce się pan zapisać do PO. Czyli powodów niezadowolenia z pana działalności jest kilka.
Rzeczywiście w Platformie toczy się dyskusja o tym, jak zdefiniować partię, także w wymiarze ideowym. Nie nazywałbym tego skrętem w lewo, bo nie jestem człowiekiem lewicy i byłoby to dosyć komediowe, gdybym za takiego chciał uchodzić. Natomiast uważam, że istotnym elementem tożsamości opozycji powinien być sprzeciw wobec modelu funkcjonowania Kościoła w Polsce zaproponowanego przez PiS i wprowadzania do życia publicznego elementów klerykalizacji.
Co pan uważa za elementy klerykalizacji?
Angażowanie armii w wożenie posągu Chrystusa, nagłe wszczęcie modlitwy w czasie spotkania z reprezentantami UNESCO, zwolnienie trenera piłkarskiego przez księdza proboszcza.
Przez wójta, żeby rzec ściśle.
Ale z powodu niezadowolenia księdza. Także zawirowanie wokół ustawy antyaborcyjnej. Kościół wprost powiedział, że kwestionuje konsensus wokół niej. Uważam to za błąd. Narzucanie społeczeństwu dość prymitywnego klerykalizmu może zaowocować bardzo mocną antykościelną reakcją. W rezultacie polscy konserwatyści będą jeździć do Holandii, aby nawdychać się tam konserwatyzmu, bo w Polsce go nie będzie. Umiarkowani politycy powinni dzisiaj bardzo wyraźnie mówić „stop” dla tych nierozsądnych pomysłów.
I takim miękkim antyklerykalizmem po ma przyciągnąć do siebie wyborców?
Chodzi o rozsądne podejście do ważnych dla ludzi spraw, od ustawy antyaborcyjnej począwszy, po stopień z religii na maturze. Spotkałem się z głosami, i to ludzi przychylnych Kościołowi, że ocena z tego przedmiotu może być traktowana jako element wartościujący człowieka. Bo świadectwo maturalne idzie za nim całe życie.
Nie. Jak człowiek skończy studia, to świadectwo maturalne nie ma żadnego znaczenia.
Ale na studiach ma znaczenie. Poza tym nie sądzę, żeby matura z religii była czymś, co umocni chrześcijańską tożsamość Polski. Ksiądz Józef Tischner mądrze mówił, że nie zna nikogo, kto odszedłby od Kościoła na skutek antykościelnej propagandy, ale zna iluś ludzi, którzy z niego odeszli z powodu niemądrych proboszczów.
Czy istnieje w Platformie frakcja ewy Kopacz?
Nie sądzę. Jak w każdej partii są ludzie, którzy jednych liderów lubią bardziej, drugich mniej. Mają takie lub inne towarzyskie kontakty. Dzisiaj Platforma potrzebuje szacunku dla legalnie wybranego przewodniczącego. I z całą pewnością kwestionowanie przywództwa Grzegorza Schetyny byłoby drogą donikąd. On ma silny mandat demokratyczny. Ewa Kopacz nie jest przeciwnikiem Schetyny, bo dzisiaj przeciwnik jest jeden – obóz Jarosława Kaczyńskiego.
Pudruje pan rzeczywistość. Ostatni klub Platformy pokazał, że istnieje wyraźny podział na ludzi Kopacz i Schetyny. W pana obronie stanęli wyłącznie ludzie z otoczenia premier – Cezary Grabarczyk, Stefan Niesiołowski, Bogdan Borusewicz.
Moja osoba wywołała dyskusję. Tym wszystkim, którzy mnie bronili, od pana marszałka Borusewicza poczynając, jestem bardzo wdzięczny. Napawa mnie otuchą, że znalazło się tyle osób, które stanęły po mojej stronie. To była dla mnie przyjemna niespodzianka, tym bardziej że nikogo o to nie prosiłem.
Co nie zmienia faktu, że nie można udawać, iż dziś Platforma jest w świetnej formie, a przywództwo Grzegorza Schetyny niekwestionowane. 700 działaczy z regionu łódzkiego właśnie opuściło jej struktury, a dolnośląski poseł PO Michał Jaros odszedł do Nowoczesnej.
Przykro mi, że ludzie odchodzą z Platformy. Żałuję decyzji posła Jarosa. Uważam, że lepiej służyłby Polsce w szeregach Platformy Obywatelskiej. Sytuacji w łódzkich strukturach nie chcę komentować, bo jej nie znam. Tak czy inaczej zarówno kwestionowanie przywództwa Schetyny, jak i próba czyszczenia tej partii z ludzi, którzy dla szefa PO byliby niewygodni, to jest droga donikąd.
Marcin Kierwiński, współpracownik Schetyny, powiedział, że odejście Michała Jarosa to przejaw dobrego, twórczego sporu wewnątrz partii.
Nie sądzę, żeby to był dobry spór wewnętrzny.
Stanisław Huskowski, Jacek Protasiewicz to kolejne osoby, o których mówi się, że wkrótce mogą pożegnać się z Platformą.
Obaj to bardzo doświadczeni politycy, którzy są wartością dodaną dla PO.
Protasiewicz jest przede wszystkim doświadczony w toczeniu bojów ze Schetyną. Odebrał mu przywództwo w regionie dolnośląskim. To nie jest powód do pozbycia się go z partii?
Nie dostrzegam u Grzegorza Schetyny tendencji do zemsty.
Nie ma już Grzegorza „zniszczę cię” Schetyny?
Uważam, że to jest „gęba”, którą mu przyprawiono.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.