Brexit może stać się początkiem kontynentalnej dezintegracji, ale może też okazać się budzącym alarmem dla przywódców Europy – twierdzi Jens Nordvig, wybitny duński ekonomista, autor głośnej książki „Upadek euro”.
Jeśli Unia Europejska chce przetrwać, to musi wynaleźć się od nowa. Rozpaczliwe trzymanie się starej narracji i powtarzanie dogmatu o „coraz ściślejszym związku” wszystkich państw jest po prostu fantazjowaniem. Centralnym elementem tej fantazji jest euro, ale w dużym stopniu odnosi się to też do samej istoty UE. Technokraci w Brukseli są przekonani, że wiedzą wszystko lepiej i znają najlepsze rozwiązania wszelkich problemów obywateli Europy. Tyle że sami wyborcy mają już tego dosyć. Domagają się bardzo konkretnej, namacalnej kontroli procesów decyzyjnych, a przede wszystkim nie chcą, by umowna „Europa” rozstrzygała nad ich głowami o wszystkim, co wpływa na życie społeczne czy gospodarcze. Brytyjczycy zawsze byli eurosceptykami, nic więc dziwnego, że właśnie oni okazują się katalizatorem zmian politycznych. Nazwanie problemów to jednak dopiero początek, a problemem pozostaje zasadnicze pytanie o to, w jaki sposób powinno dokonać się powtórne „wynalezienie” Europy. Czy konsekwencją brytyjskiegobuntu będzie powstanie Europy dwóch prędkości ze ściśle integrującą się strefą euro i zwalniającą całą resztą? A może Europa jako całość powinna jeszcze raz przemyśleć ideę i model integracji? Podział lub nazwijmy to bardziej elegancko: dyferencjacja może okazać się konieczna dla usprawnienia całej struktury europejskiej. Po prostu analizując to, co zaszło w ostatnich latach, widzimy, że „jedno rozwiązanie dla wszystkich” całkowicie się nie sprawdziło.
Myślę, że powoli dociera to już nawet do najbardziej opornych eurokratów. Bo w końcu cóż jest takiego strasznego w tym, że nie wszystkie narody są takie same, i tak długo jak wszyscy rządzą się tymi samymi nadrzędnymi wartościami – demokracją i wolnym rynkiem, to jesteśmy bezpieczni. Nie ma żadnego uzasadnienia dla ujednolicania wszystkich dla samego ujednolicania. Jeśli dojdzie do Brexitu, to w ten czy inny sposób Unia zacznie się zmieniać. Jeżeli nie pojmie istoty państw narodowych i nie zacznie dostosowywać się do realiów tego świata, to powoli będzie marginalizowana. Na końcu po prostu zniknie jak dinozaury. To ostatni dzwonek na pobudkę dla eurokratów w Brukseli i przywódców we wszystkich stolicach europejskich,aby od nowa narysowali wizję kontynentalnej wspólnoty. Chodzi o zmodernizowanie UE, uwzględnienie różnic między krajami o różnej historii i kulturze i dążenie do współpracy tylko tam, gdzie ma to sens. I to jedynie pomiędzy państwami wystarczająco podobnymi, by ich integracjaokazała się rozsądna i skuteczna. Wielka Brytania zajmuje w Unii centralne miejsce, nawet jeśli geograficznie leży na jej zachodnich obrzeżach. Dlatego jeśli jej obywatele zdecydują się opuścić Unię, to cała reszta będzie musiała dołączyć do Wielkiej Brytanii w jej rynkowym i wolnościowym podejściu do życia. W innym razie to będzie punkt zwrotny całej 60-letniej historii budowania kontynentalnej wspólnoty.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.