Okazało się, że polskich kibiców, którzy świetnie bawili się z fanami rywali z Irlandii Północnej, zaatakowali chuligani z Francji. Polacy zachowywali się wzorowo. Podobnie było na meczu z odwiecznym rywalem – Niemcami, choć można było to spotkanie uznać za wydarzenie podwyższonego ryzyka. Polscy kibice bili brawo po odegraniu hymnu przeciwnika, a obawiać się można było raczej Niemców, którzy kilka dni wcześniej bez powodu zaatakowali bawiących się Ukraińców.
Polacy przyjechali na Euro, by się cieszyć. 19-letni Bartosz Kapustka już został okrzyknięty objawieniem, niemiecki dziennik napisał, że reprezentacja Polski „wyzerowała niemieckiego trenera”, a my wszyscy czujemy niedosyt, bo powinniśmy z mistrzami świata wygrać. Kiedy taki zespół ewidentnie obawia się polskich ataków, możemy mieć nadzieję, że zabawa potrwa jeszcze kilka tygodni.
Jeśli mielibyśmy nazwać tę zmianę, która dopadła nas jakby trochę znienacka, to można powiedzieć, że nage domaganie się sukcesów stało się dla nas naturalne. Było to już widać podczas rozgrywanych w naszym kraju mistrzostw świata w siatkówce. Gdy siatkarze szli od zwycięstwa do zwycięstwa, byliśmy zachwyceni ich grą, ale uznawaliśmy, ze tak ma być. Oni mają wygrywać, bo są najlepsi. Gdy reprezentacja w piłce ręcznej przepadła podczas również rozgrywanego w Polsce Euro, nie było wątpliwości, ze to klęska. Kataklizm.
Z piłkarzami trwało dłużej, ale po wygranej z Niemcami w 2014 roku. było jasne, ze stać nas na wszystko. Nie musimy się nikogo bać. Sukces jest przecież przede wszystkim stanem umysłu.
I wcale nie dotyczy to sportu. Polski przedsiębiorca Dariusz Miłek mówi w wywiadzie dla „Wprost”, ze jego CCC może stworzyć firmę globalną. Nie za 20-30 lat, ale za dwa-trzy. Nie rozczula się nad ciężkim losem przedsiębiorcy, ale po prostu chce iść do przodu. Podobną drogę przeszedł Ryszard Florek, który na całym świecie sprzedaje swoje okna Fakro.
Wbrew temu, co nam przez lata wmawiano, Polacy nie są narodem ofiar, ale zwycięzców. Wystarczy spojrzeć na tworzenie państwa polskiego po I wojnie. Zanim II RP na dobre powstała, rozprawiła się z Niemcami, pokonała Litwinów, Ukraińców i bolszewików. Przywódcy naszego kraju – mimo dzielących ich różnic – nie zamierzali podporządkowywać się dyktatowi wielkich mocarstw, które w Wersalu chciały stworzyć z Polski kadłubowe państewko. Uznali, że sami musimy ustalić swoje granice. Potem z chaosu wyłonił się kraj co prawda biedny i dotknięty wieloma patologiami, ale jednocześnie zdolny do szybkiego rozwoju.
Ten gen zwycięzców zawsze w nas siedział, choć czasem był mocno tłamszony. Dziś wraca i my czujemy się trochę nieswojo w ogarniętej kryzysem Unii Europejskiej. Choć mamy pretensje do kolejnych ekip, które rządziły krajem, widzimy, że całkiem sporo udało nam się zbudować. Zrobiliśmy to sami. Dzięki własnemu uporowi i pracowitości. Dlatego dziś na Euro chcemy się bawić, a nie rozrabiać, jak choćby Rosjanie. Oni nie maja się z czego cieszyć, my wręcz przeciwnie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.