Okres, który postrzegaliśmy jako „starość”, uległ zmianie – ogłosił niedawno na łamach magazynu „Plos One” dr Sergei Scherbov, światowej sławy naukowiec, który prowadzi badania nad starzeniem. Stało się tak dzięki postępowi medycyny, wzrostu długości życia i przemianom społeczno-obyczajowym. Jak to możliwe? Zespół Scherbova skorzystał z prognoz dotyczących populacji Europy do roku 2050. Wyszedł też z założenia, że początek starości to moment, w którym wyraźnie wzrasta nasza zależność od innych i spada aktywność zawodowa. Na tej podstawie uznano, że sześćdziesiątka to nowy „wiek średni”. Okres starości zaczyna się natomiast ok. 75 roku życia. Podobnie argumentował zresztą minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, wprowadzając program darmowych leków dla osób, które ukończyły 75 lat. – Kiedy byłam młoda, mówiło się „sześćdziesięcioletnia staruszka”. My jesteśmy innymi seniorami – potwierdza ustalenia naukowców Anita Rakszewska-Michnowska, seniorka z warszawskiej dzielnicy Białołęka. Jej zdaniem termin „starość” i określenie „staruszek” należy przedefiniować. Jednak ta niebudząca wątpliwości starość różni się od tej, którą przeżywały poprzednie generacje. Współcześni seniorzy nie zadowalają się życiem w tle. Wnuki, działka i kościół to już nie jest najpopularniejszy model spędzania starości. Seniorzy zmienili styl życia, chcą podróżować, bawić się, uczyć rzeczy, na które nie wystarczyło im czasu w młodości. Chcą też przedłużać czas, w którym mają dobrą formę, i dlatego dbają o kondycję fizyczną i intelektualną. Bo, jak mówi Mariola Dobosz z fundacji Aktywni Całe Życie, aktywność seniorów wpływa na to, jak funkcjonują. – Seniorzy są tego świadomi, wiedzą, że trzeba ćwiczyć mózg, aby jak najdłużej dobrze im służył. Wiedzą też, że dla umysłu wielkie znaczenie ma ruch fizyczny, bo odbudowuje struktury mózgowe. Dlatego są coraz bardziej aktywni fizycznie. Model spędzania starości nie zmienia się bez powodu. Pomaga dłużej zachować sprawność w świecie, w którym długość życia rośnie. I jest to model przyjemny.
Po pierwsze, aktywność społeczna
Anna Rakszewska-Michnowska ma krótkie blond włosy, delikatny makijaż, białą, krótką, dopasowaną w talii kurtkę, bluzkę ze wzorem w kolorze fuksji, białe spodnie i jaskrawo różowe paznokcie. Siedzimy w towarzystwie innych seniorów, do których podobnie jak do niej nie pasuje słowo „staruszka”. Zaangażowani w działalność społeczną, z napiętymi grafikami, szybcy, aktywni i zadbani. Wszyscy działają w Białołęckiej Radzie Seniorów przy tutejszym urzędzie dzielnicy, a oprócz tego w innych dzielnicowych stowarzyszeniach i instytucjach senioralnych. Organizują dla seniorów wycieczki, warsztaty, bale, zajęcia plastyczne i chóru. Barbara Łuczak pokazuje w smartfonie zdjęcie dębu, który jej zdaniem powinien zostać wpisany na listę pomników przyrody. Opowiada o promowanej przez Radę inicjatywie rozprowadzania wśród emerytów plastikowych kart ICE, gdzie wpisane są kontakty do osób bliskich, gdyby trzeba je było powiadomić o nagłym wypadku. A w wolnych chwilach pisze wiersze, które drukuje gazeta „Nasza Choszczówka”, wydawana przez stowarzyszenie mieszkańców osiedla o tej nazwie. Bo działalność społeczna jest ważna, ale trzeba też czerpać z życia przyjemność. Białołęccy seniorzy przypominają trochę młodych działaczy ruchów miejskich. Świetnie znają zasady funkcjonowania dzielnicy, prawa mieszkańców, potrafią ocenić działania rady dzielnicy i urzędników. Zdobywają pieniądza na sprawy seniorów. Naciskają na burmistrza i radnych i chwalą ich za współpracę. Rada seniorów, w której zasiadają, to oficjalne, powołane na mocy prawa samorządowego ciało doradcze lokalnych władz. Jednak działają także w stowarzyszeniu seniorów, w Związku Emerytów i Rencistów, dążą do powołania klubu seniora w swojej dzielnicy. – Wszelkie instytucje zajmujące się starszymi osobami, kluby, związki, stowarzyszenia przeszły podobną metamorfozę jak sami seniorzy – mówi Mariola Dobosz, która zna problem, bo od dziesięciu lat jest związana z uniwersytetami trzeciego wieku i założycielką jednego z nich w Warszawie.
Po drugie, nauka
Nudnawe, smętne kluby dla samotnych staruszków, jakie można sobie wyobrazić, to stereotyp. W rzeczywistości miejsca te często tętnią życiem. Seniorzy chcą się uczyć ciekawych rzeczy i są wymagający. – Musimy trzymać wysoki poziom. Wykłady prowadzą u nas profesorowie. Jeden z nich marzył na głos: gdyby moi studenci byli tak zaangażowani jak słuchacze uniwersytetów trzeciego wieku... To po tym, jak jedna ze słuchaczek w trakcie wykładu wertowała notatki i sprawdzała, czy słowa profesora nie stoją w sprzeczności z tym, co mówił tydzień wcześniej – opowiada Mariola Dobosz. Od roku jest na emeryturze i, jak mówi, sama przeszła teraz na drugą stronę. Dlatego powtarza z pewnością: – Człowiek wewnętrznie się nie starzeje, to ciało nie nadąża. Nie niknie więc potrzeba samorealizacji. Następuje jedynie przesunięcie aktywności ze sfery fizycznej do psychicznej. Dlatego uniwersytety trzeciego wieku cieszą się dużym powodzeniem i mają bardzo różnorodną ofertę. Historia filmu, literatury i języki, bo seniorzy lubią podróżować. Mariola Dobosz zaczynała od treningów pamięci. Najpierw prowadziła je dla młodzieży, przypadek sprawił jednak, że została poproszona o przeprowadzenie takiego wykładu dla osób starszych. I wtedy zrozumiała, że to są najlepsi odbiorcy jej zajęć. Przyszła na spotkanie jednej z organizacji seniorskich i zapytała, czy byliby chętni do uczestnictwa w takich treningach. Chętnych było tak wielu, że Mariola Dobosz po wyjściu od nich z wrażenia zapomniała złożyć parasolkę, jadąc metrem. Dawniej uniwersytety oferowały głównie zajęcia dotyczące zdrowia i psychiki osoby w podeszłym wieku. Teraz proponują filozofię, historię filmu, czyli tematy, którymi seniorzy chcą się zająć właśnie teraz, kiedy mają czas, by zrealizować marzenia z młodości. – Nareszcie mogę uczyć się tego, na co nie starczało czasu, kiedy pracowałam – mówi Maria Borysewicz, 72 lata, emerytka od 20 lat, wcześniej pracowniczka banku spółdzielczego. Teraz związana z fundacją Zaczyn, która zajmuje się integracją międzypokoleniową. Z pasją chodzi na wykłady, warsztaty, kursy. – Trafiłam też do T mieliśmy warsztaty wielopokoleniowe, pokazywali nam fajne kluby, uniwersytety trzeciego wieku, podobało mi się, że nie mówili nam tylko o tym, na co senior może być chory – opowiada. Trafiła na Uniwersytet Otwarty UW, chodziła na wykłady z filozofii. Poszła na warsztaty „Podstawy islamu”, żeby wyrobić sobie zdanie na temat ewentualnego problemu z muzułmanami podparte wiedzą, a nie przeczuciami. – Ja chcę rozumieć świat – mówi. - Chcę też wiedzieć, co to jest sieć, chmura i jak zapłacić za prąd przez internet. Nie chcę żyć na marginesie, dlatego wciąż dbam o rozwój.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.