Brexit odsłonił wstydliwie ukrywane grzechy europejskiej finansjery. Włoskie, greckie i portugalskie banki są na skraju bankructwa, a brytyjski rynek nieruchomości to bańka spekulacyjna. Czy mamy się czego bać?
W pierwszy dzień po referendum bankowy składnik indeksu FTSE Italia All-Share zmalał aż o 22,1 proc. Kolejnego dnia zjechał o kolejne 9,2 proc. Potem nastąpiło odbicie, by po kilku dniach indeks zaliczył kolejne minima. Dla wielu traderów groźniejsza od spadających notowań funta czy niepomyślnych dla firm konsekwencji uruchomienia art. 50 wyprowadzającego Wielką Brytanię z UE jest dziś sytuacja włoskich i portugalskich banków. Zagrożone kredyty we Włoszech osiągnęły wartość 360 mld euro, czyli 18 proc. wszystkich długów w systemie bankowym, a zarazem jedną trzecią wszystkich złych kredytów w strefie euro. W tej sumie znajduje się 210 mld euro długów nazywanych sofferenze, czyli „bardzo złych” kredytów, niespłacanych terminowo. W praktyce uznaje się, że w sytuacji sofferenze kredytobiorca jest już niewypłacalny. Nie bez powodu o włoskich bankach mówi się, że to europejskie Lehman Brothers. Tyle że w czasie kryzysu w USA niespłacalność kredytów sięgała tylko 5 proc. We Włoszech w najgorszej sytuacji jest jeden z najstarszych banków świata – Banca Monte dei Paschi di Siena. Wręcz ugina się pod górą niespłaconych długów i robi wszystko, by się ich pozbyć. W banku wydzielono grupę 700 osób, które mają przejrzeć portfel kredytowy i przygotować go do sprzedaży. Bank ostatnio stracił na giełdzie ponad 30 proc. wartości, odbicie nadeszło w chwili, gdy rząd zakazał krótkiej sprzedaży akcji banku. Nie lepsza jest sytuacja włoskiego giganta i właściciela Pekao, czyli UniCreditu. Dziś jego akcje są wyceniane na 1,8 euro za sztukę, a jeszcze w 2010 r. płacono za nie ponad 10 euro. Główne bolączki włoskiego systemu to zbyt dużo banków (51 oddziałów na 100 tys. mieszkańców), w których pracuje za dużo ludzi (wskaźnik kosztów do dochodów to 60 proc.), a ci nie potrafią sprawić, by w dobie ujemnych stóp procentowych bank mógł zarabiać. W dodatku procedura upadłościowa dłużnika ciągnie się we Włoszech latami, a odzyskanie długu jest karkołomne (trwa średnio osiem lat). Banki, by się utrzymać na powierzchni i utrzymać wymogi kapitałowe, potrzebują pozbyć się długów (poprzez sprzedaż) i zebrać z rynku więcej pieniędzy. Rząd już myśli o tym, jak im pomóc. Stworzono specjalny fundusz, na który składają się inne banki. Będzie on skupował złe długi. Tyle że jest za mały. Pojawił się więc pomysł, by dołożyć bankom pieniędzy z budżetu. A to oznaczałoby złamanie zasad, jakie UE w 2014 r. nałożyła na państwa tzw. unii bankowej (m.in. tej, że zanim do ratowania banków wykorzystamy publiczne pieniądze, w stratach muszą uczestniczyć udziałowcy i wierzyciele). Ten przepis to jedna z głównych osi sporu pomiędzy premierem Włoch Matteo Renzim a Angelą Merkel, która nie chce się zgodzić na jego „zawieszenie”. Przepychanka trwa. Kilka dni temu Renzi ostrzegł, że Niemcy mogą mieć ten sam problem, bo „Deutsche Bank jest storazy bardziej niewypłacalny”. Bardzo podobna sytuacja panuje w portugalskich, greckich czy hiszpańskich bankach, ale to Włosi są dziś największym zmartwieniem ze względu na rozmiar kraju i systemy bankowe, a także z powodu braku
Nieruchomości
Chcesz mieszkać w Londynie? To lepiej odkładaj. W londyńskiej dzielnicy Kensington & Chelsea średnia cena sprzedaży mieszkania opiewała w 2015 r. na 2 mln funtów, czyli ponad 11 mln zł. W ciągu ostatnich kilku lat ceny mieszkań na Wyspach rosły w zawrotnym tempie od kilku do kilkunastu procent rocznie (9 proc. w 2015 r.). Dom w stolicy Wielkiej Brytanii kosztuje teraz przeciętnie pół miliona funtów, a firma Oxford Economics jeszcze niedawno szacowała, że do 2030 r. ta cena się podwoi. Ten rajd cenowy napędzali cudzoziemcy – z danych Strutt & Parker wynika, że tylko w ubiegłym roku 35 proc. rezydencji centralnego Londynu kupili obcokrajowcy. Na przeszkodzie stanął jednak Brexit i załamanie funta. Od początku ubiegłego tygodnia sześć funduszy inwestujących w brytyjskie nieruchomości zawiesiło możliwość umorzenia jednostek uczestnictwa (wypłaty sum powierzonych funduszowi). Eksperci od dawna ostrzegali, że jeśli dojdzie do Brexitu, to straty poniesie sektor nieruchomości; wpłynie na to między innymi relokalizacja wielu miejsc pracy na kontynent i spadek atrakcyjności Londynu jako centrum finansowego. I przecena właśnie się zaczęła. Po funduszach nieruchomości ostre spadki zaliczają deweloperzy. Wartość mieszkań już poszła w dół, bo tuż po referendum gwałtownie osłabił się funt brytyjski. Problem w tym, że z kiego funduszu nieruchomości trudno wydostać, bo nie jest on zbyt płynny – wypłacić pieniądze, zarządzający mu część nieruchomości sprzedać. To ozna że pod naporem klientów wychodząc z tych inwestycji może dojść do większ spadków. Portal eMoov szacuje, że w w niku Brexitu wartość przeciętnego do w Wielkiej Brytanii spadnie o 11 tys. G (5 proc.). Do tego dochodzi przecena w s mencie nieruchomości biurowych – cz firm będzie chciała mieć biura na terenie przeniosą się więc do Berlina, Paryża lub chce wicepremier Morawiecki, do Warsza Analitycy twierdzą, że na rynku nieruc mości komercyjnych zaczął się efekt domina i sytuacja podobna jest do tej przed kryzysem w 2007 r. Wtedy też klientów pozbawiono dostępu do aktywów, gdyż fundusze powiedziały stop masowym wypłatom.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.