Jeśli na unijne granice powrócą szlabany, może nas to drogo kosztować. Nie tylko w sensie materialnym. Kolejne podziały osłabią też tkankę łączną europejskiego organizmu.
Autostradą od strony Berlina zbliża się w kierunku Szczecina samochód osobowy. Jedzie z dozwoloną tu prędkością 140 km/h, jednak pierwszy raz od lat nie może pokonać polsko-niemieckiej granicy w Kołbaskowie, nie zwalniając. Najpierw droga zwęża się do jednego pasa, potem pojawia się ograniczenie prędkości do 30 km/h. Zatrzymywać się nie trzeba, jednak co chwilę któryś spośród przejeżdżających pojazdów typowany jest do kontroli. Strażnicy przeglądają dokumenty kierowców, czasem sprawdzają zawartość bagażników.
Kontrole i płoty
Restrykcje, które w związku z warszawskim szczytem NATO i krakowskimi Światowymi Dniami Młodzieży wprowadzono na miesiąc na granicach Polski z państwami unijnymi, nie wydają się specjalnie uciążliwe. Wyrywkowe kontrole dotyczą niewielkiej liczby przyjezdnych i są zdecydowanie łagodniejsze od tych na granicach zewnętrznych UE (tu zawieszono nawet mały ruch graniczny, co okazało się dość uciążliwe). Wszystko jest oczywiście zgodne z unijnym prawodawstwem – każde państwo ma prawo do wprowadzenia czasowych kontroli. W połowie maja Komisja Europejska przypomniała, że obostrzenia mogą trwać najwyżej sześć miesięcy (a w wyjątkowych przypadkach można je przedłużać nawet kilka razy, jednak nie dłużej niż przez dwa lata). Do ubiegłego roku z takiej możliwości korzystano wyjątkowo rzadko. Tymczasem w ciągu ostatnich kilku miesięcy kontrole graniczne wprowadzali już Francuzi w związku z piłkarskimi mistrzostwami Europy, Belgowie w obawie przed zagrożeniem terrorystycznym, a Niemcy, Duńczycy i Austriacy z powodu napływu nielegalnych imigrantów. Na granicach zewnętrznych Unii pojawiły się „zapory techniczne”, wśród których największą sławę zyskał płot z drutu kolczastego postawiony przez władze węgierskie na granicy z Serbią. Nie jest on jednak wbrew pozorom konstrukcją wyjątkową. Podobne stoją od dawna na lądowych granicach Bułgarii i Grecji z Turcją, a kolejne są w fazie planowania. Paradoksalnie do ich budowania szykują się ci, którzy najgłośniej krytykowali pomysł Węgrów. Teraz własne płoty graniczne szykują Chorwaci na granicy z Serbią, a także Austriacy na granicach ze Słowenią (i być może z Węgrami).
Bomba imigracyjna
– Kryzys migracyjny i napływ azylantów do Europy tworzy ryzyko, że na stałe wrócą granice w UE – stwierdził wprost Roland Feicht, szef przedstawicielstwa Fundacji im. Friedricha Eberta w Polsce. Niestety, to już bardziej stwierdzenie faktu niż ostrzeżenie. W całej Europie nie było w ostatnich miesiącach żadnego przykładu wprowadzenia ułatwień w ruchu granicznym. Dowodów na wdrożenie utrudnień jest za to wiele. Fiaskiem zakończyć się może nawet obiecana przez Angelę Merkel i najważniejszych oficjeli unijnych liberalizacja reżimu wizowego dla obywateli Turcji, którą zaoferowano w zamian za współpracę w zatrzymaniu fali uchodźców. Podobnie niepewna jest liberalizacja przepisów odnośnie Gruzji. Uchodźcy nadal napływają do Europy. Ich liczba wyraźnie spadła – na grecką wyspę Lesbos, która stała się głównym punktem przerzutowym migrantów do UE, w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku przybyło ponad 90 tys. osób. To nadal dużo, ale tendencja jest wyraźnie spadkowa – o ile w kwietniu zanotowano 5100 przybyszów, to jeszcze rok temu codziennie lądowało ich od 400 do nawet 1000. Ale uspokojenie sytuacji na Morzu Egejskim nie musi być trwałe. Dopiero w zeszłą środę Parlament Europejski zaakceptował plan utworzenia unijnej straży granicznej i przybrzeżnej, która mogłaby w razie potrzeby wspomóc własne służby krajów członkowskich. Na razie niewiele pomogły naprędce zorganizowane akcje Fronteksu albo NATO.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.