Daesz (inaczej Państwo Islamskie, a dawniej ISIS) stracił 50 proc. swojego terytorium w Iraku i 20 proc. w Syrii. Takie są najświeższe dane, które podał kilka dni temu na łamach dziennika „New York Times” Hassan Hassan, ekspert ds. terroryzmu, współpracujący z brytyjskim think tankiem Chatham House i z waszyngtońskim Tahrir Institute for Middle East Policy. Jeszcze w lipcu 2014 r., zanim zaczęły się amerykańskie naloty, Daesz zajmował obszar porównywalny z Wielką Brytanią, a dziś siejący dotąd postrach na Bliskim Wschodzie islamiści zostali ściśnięci na obszarze wielkości Grecji. Według Hassana nie oznacza to jednak końca państwa islamistów. Jego zdaniem jesteśmy raczej świadkami zmieniającej się taktyki dżihadystów, a zamachy przeprowadzone niedawno w czasie ramadanu, m.in. w Turcji i w Iraku, wcale nie oznaczają ich desperacji albo słabości. Świadczą raczej o umiejętności przetrwania. Hassan przypomina, że w XII w. muzułmanie pokonali ostatecznie krzyżowców małymi, dokuczliwymi oddziałami, funkcjonującymi w ramach wielu różnych organizacji. Współcześni wojujący islamiści nie zapomnieli o tej lekcji. Dlatego nawet jeśli zostaną osłabieni w jednym miejscu, pojawią się w innym, np. w Europie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.