Po pierwsze wiadomo, że obecny lider PO wyjątkowo byłego premiera nie znosi. Czemu zresztą trudno się dziwić, bo przez lata Tusk zrobił sobie hobby z poniewierania Schetyną. A każdy, kto choć minął się z obecnym przewodniczącym Platformy na korytarzu, wie, że Grzegorz krzywd, a zwłaszcza poniżenia, nie wybacza. Trudno więc sobie wyobrazić, by lider PO chciał dla swojego prześladowcy ciepłej posady na pięć lat.
Po drugie Schetynie partia wprost rozłazi się w rękach. Okazuje się, że nie jest to zbiorowisko ludzi przestraszonych, których można złapać za twarz i uczynić powolnymi. Bunt zwolenników Tuska jest coraz bardziej otwarty, więc jedynym sposobem na utrzymanie partii jest uzyskanie ich przychylności. Zgłoszenie Tuska jako rywala Andrzeja Dudy jest wyjątkowo łatwe – nic nie kosztuje i nie wiąże się z żadną odpowiedzialnością. Tusk nie może przecież potwierdzić, że wystartuje, bo obecnie pełni funkcję uniemożliwiającą mu bezpośrednie angażowanie się w politykę krajową.
Po trzecie zgłoszenie dziś takiej kandydatury choć na chwilę odsuwa zainteresowanie mediów i opozycji od Schetyny i kieruje ją na Tuska. Gdyby tak się stało, Schetyna zyskałby trochę oddechu i szansę na odzyskanie inicjatywy, bo na razie jego partyjne przywództwo to nieustanne pasmo porażek.
Po czwarte logika polskiej polityki jest taka, że ktoś, kto z niej odchodzi, już nie wraca. Wystarczy spojrzeć na to, jak groteskowymi postaciami stali się Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa, którzy jeszcze raz próbują włączyć się w główny nurt polityczny. Im bardziej się angażują, tym większe klęski ponoszą popierane przez nich inicjatywy.
Po piąte wskazując Tuska jako kandydata na prezydenta, Schetyna pokazuje, że nie zgadza się na to, by przywódcą opozycji byli Mateusz Kijowski czy Ryszard Petru. Tym samym jasno deklaruje, że nie będzie żadnej koalicji Wolność, Równość, Demokracja, tylko każda partia gra na siebie. Wysuwając kandydata z własnego obozu, daje sygnał, że Platforma jest najsilniejszą formacją opozycyjną i to ona powinna sprawować przywództwo.
Po szóste stara się przywrócić dwubiegunowość w krajowej polityce. Do tej pory większość łupów brały PO i PiS. Włączenie się Nowoczesnej i Kukiza złamało ten podział. PiS wziął całą władzę, a opozycja musi podzielić się resztkami. Jeśli już zgłoszony jest kandydat do pojedynku z Dudą, to każdy ze strony popierającej do tej pory KOD, kto zgłosi inną kandydaturę niż Tuska, będzie oskarżony o rozbijanie antypisowskiego bloku.
Po siódme jest mało prawdopodobne, że Tusk w ogóle będzie chciał wrócić do polskiej polityki. Trudno sobie wyobrazić, by, przyzwyczajony do innych pieniędzy oraz innego zaplecza, chciał ponownie zastanawiać się, czy Ewa Kopacz będzie dobrym szefem kancelarii oraz jak znów sprowadzić Schetynę do parteru. I chyba zresztą tego Schetyna obawia się najbardziej. Jest przecież mało prawdopodobne, by po powrocie do kraju Tusk zrezygnował ze swojego hobby, jakim było poniewieranie obecnym Grzegorzem. To właśnie jest po ósme i najważniejsze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.