Europa odetchnęła z ulgą. Rządzący dotąd Holandią konserwatyści premiera Marka Rutte pokonali w wyborach eurosceptycznego Geerta Wildersa, który ostro krytykował politykę imigracyjną UE. Premier Rutte zawdzięcza zwycięstwo przejęciu wielu populistycznych haseł charyzmatycznego rywala, a także kłótni z rządem Turcji, która wybuchła w tak kluczowym momencie kampanii, jakby była z Turkami uzgodniona. Widać nie tylko Władimir Putin, lecz także Recep Tayyip Erdoğan jest w stanie wpływać na wyniki wyborów w demokracjach zachodnich. Zwycięstwo Ruttego, które tak ucieszyło Brukselę, jest więc pyrrusowe, a do tego niewystarczające do sformowania silnej rządowej koalicji. Konserwatyści mają do wyboru albo układać się z chadekami, liberałami, zielonymi i niedobitkami socjalistów, albo być może przeprosić się z Geertem Wildersem, którego program i tak chcą realizować. Pewnie wybiorą tę pierwszą opcję, ale Wilders będzie wywierał przemożny wpływ na holenderską, a także europejską politykę. JM
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.