Za półtora roku – wyborami samorządowymi – rozpocznie się dwuletni maraton wyborczy, który ukształtuje scenę polityczną na następne cztery lata. Wybory do sejmików będą pierwszym od trzech lat realnym sprawdzianem poparcia. Już samo to wystarczy, żeby podnosić ciśnienie partyjnym liderom. Ale też w samorządach jest realna władza, pieniądze i posady – czyli to, co pozwala partii przetrwać czas, gdy w parlamencie przechodzi do opozycji. To dlatego Platforma Obywatelska silna władzą w sejmikach i dużych miastach trzyma się mocno na scenie politycznej. Setki jej działaczy, którzy stracili pracę w administracji rządowej, właśnie w samorządach znaleźli zatrudnienie, a tysiące radnych pracuje na wizerunek partii w terenie. A że akurat jest dobra koniunktura gospodarcza, co oznacza wysokie dochody samorządów wydawane na potrzeby mieszkańców, to ten wizerunek jest zdecydowanie pozytywny. To samo dotyczy zresztą PSL, które tylko dlatego utrzymało się w parlamencie, że lokalni działacze umocowani w samorządach zaangażowali się w kampanię. Z kolei potężny niegdyś SLD wypadł z Sejmu m.in. dlatego, że przez lata tracił samorządowców. Nic więc dziwnego, że każda sugerowana przez PiS zmiana w ordynacji wyborczej do samorządów traktowana jest jako chęć ułatwienia sobie przez partię rządzącą wygranej w wyborach samorządowych i wpędza obecną opozycję w histerię. Utrata władzy w sejmikach wojewódzkich i dużych miastach dopełniłaby jej klęskę na scenie politycznej. Z kolei dla PiS byłoby to mocne wsparcie władzy centralnej. Jest się o co bić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.