RYSZARD CZARNECKI
Minęło już przeszło 30 lat (O tempora, o mores!), gdy zacząłem spotykać polityków znanych na arenie międzynarodowej. Zaczęło się od Belgii. Jako bardzo młody człowiek odwiedzałem rodzinę mojej matki chrzestnej – rodowitej Belgijki z francuskojęzycznej Walonii. Mieszkała w Gembloux, a więc w miejscu, gdzie zostałem ochrzczony, ale tego dnia akurat byłem w niderlandzkojęzycznej części Królestwa Belgii. Czy to była Brugia czy Gandawa – już nie pomnę, lecz pamiętam, że spotkałem byłego belgijskiego premiera i ministra finansów, ale też spraw zagranicznych, sprawiedliwości, gospodarki, a także pomocy rozwojowej (skądinąd jego ojciec Gaston też był szefem rządu) Marka Eyskensa. Jako człek polonocentryczny zapytałem naiwnie mojego przewodnika o to, na ile Eyskensa interesuje Polska. Otrzymałem odpowiedź, którą zapamiętam do końca życia, a której zapewne można używać pod różnymi szerokościami geograficznymi, zmieniając tylko nazwisko: „Polska? Marka Eyskensa najbardziej interesuje Mark Eyskens”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.