Kamil Kołsut, WP SportoweFakty
Potrzebny był nam ten Horngacher – oznajmił Adam Małysz, kiedy nasi zostali w Lahti drużynowymi mistrzami świata. Wystarczyło kilka miesięcy wspólnej pracy i 48-latek odmienił Polaków. Stoch pod jego okiem odkrył siebie na nowo, Maciej Kot „uwolnił naturalną technikę”, życiowe wyniki zaczęli uzyskiwać Stefan Hula oraz Dawid Kubacki. Największym wygranym poprzedniego sezonu okazał się jednak Piotr Żyła. Przez lata podążał swoją ścieżką, ale wreszcie położył uszy po sobie. Posłuchał mądrzejszego, zrezygnował z „garbika i fajeczki” (ruchy po odbiciu od belki na zjeździe do progu) i zdobył brąz na mistrzostwach świata. Jego zatrudnienie było ryzykowne jak gra w ciemno o wysoką stawkę. Stefan Horngacher wcześniej nie pracował z seniorami, w dodatku trafił do krainy kibiców rozpieszczonych; głodnych medali, cierpiących na niedostatek cierpliwości. Oznajmił: „Presji się nie boję” i zaczął swoje porządki.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.